28 marca 2015

Na marginesie – Quo vadis, pediatrio?

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk,
redaktor naczelna

Dopiero śmierć półtorarocznego dziecka nieprzyjętego do szpitala powiatowego w Kutnie i doniesienia o śmierci dwojga innych dzieci w tej samej placówce zwróciły uwagę opinii publicznej na sytuację pediatrii w Polsce. Jak podały media, w ostatnich latach liczba oddziałów pediatrycznych zmniejszyła się z 447 do 380. Oddziały pediatryczne zamykane są głównie dlatego, że ich prowadzenie powoduje straty dla szpitala, ale to niejedyny powód.
Samorząd lekarski wielokrotnie zwracał i wciąż zwraca uwagę na niedofinansowanie służby zdrowia oraz zaniżoną, nieprzystającą do realnych kosztów, wycenę świadczeń medycznych, a pediatrycznych w szczególności. To jedna z podstawowych przyczyn zapaści polskiej pediatrii. Procedury pediatryczne są droższe, m.in. dlatego, że w wielu przypadkach potrzeba dodatkowych konsultacji, a w czasie diagnostyki i wykonywania drobnych zabiegów niezbędna jest asysta zespołu anestezjologicznego, z zastosowaniem narkozy włącznie. Do tego dochodzą wyższe koszty osobowe związane z koniecznością zapewnienia odpowiedniej opieki pielęgniarskiej – im mniejsze dziecko, tym koszty wyższe.
W 2013 r. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapowiedział zmiany w pediatrii. NFZ, we współpracy z konsultantami krajowymi: w dziedzinie pediatrii – prof. Anną Dobrzańską, i otolaryngologii dziecięcej – prof. Grażyną Mielnik-Niedzielską oraz lekarzami ze szpitali dziecięcych rozpoczął weryfikację wyceny procedur pediatrycznych. Działał także parlamentarny zespół ds. dzieci pod kierownictwem senator Alicji Chybickiej. Jak się okazuje, z prac tych zespołów niewiele wynikło. Leczenie dzieci jak straty przynosiło, tak przynosi.
Kolejna przyczyna zapaści polskiej pediatrii to brak lekarzy specjalistów. Od lat wiadomo, że pediatrów jest za mało. Pogłębia się też coraz bardziej luka pokoleniowa, o czym pisaliśmy na łamach „Pulsu” wielokrotnie, omawiając sytuację demograficzną lekarzy w Polsce. Około 80 proc. pediatrów to kobiety, które najczęściej nie chcą pracować w 24-godzinnym systemie obowiązującym w szpitalach. Jeżeli do tego dodamy fakt, że tylko około 5 proc. pediatrów ma mniej niż 35 lat, to trudno się dziwić, że przyszłość wygląda nieciekawie.
Mimo uznania specjalizacji z pediatrii za deficytową, minister zdrowia, dysponujący teoretycznie narzędziami do zachęcenia lekarzy, by specjalizowali się w tej dziedzinie medycyny, nie zrobił nic, żeby tak się stało. Wręcz przeciwnie – decyzja o utworzeniu nowych specjalizacji pediatrycznych zdaniem wielu ekspertów zmniejszy liczbę kandydatów do specjalizowania się w pediatrii. Problemem jest także – wobec zamykania oddziałów pediatrycznych – brak miejsc szkoleniowych, co pod znakiem zapytania stawia realizację zapowiedzi premier rządu dotyczących zapewnienia rezydentur wszystkim chętnym.
Według danych Centralnego Rejestru Lekarzy jest spora grupa lekarzy z pierwszym stopniem specjalizacji w dziedzinie pediatrii, którzy nie posiadają tytułu specjalisty i pozostają poza systemem, a przecież prawie wszyscy mają wystarczającą wiedzę i doświadczenie, by leczyć małych pacjentów. Zapowiadane przez ministerstwo zmiany w ustawie o zawodzie lekarza, które teoretycznie miały w drodze tzw. krótkiej ścieżki umożliwić „jedynkowiczom” uzyskanie statusu specjalistów, okazały się niewypałem, niejedynym niestety.

Archiwum