28 marca 2015

Polski system ochrony zdrowia na tle Europy

Konstanty Radziwiłł

Dziesięć lat temu dwóch Szwedów: Johan Hjertqvist i Arne Björnberg, powołało do życia firmę Health Consumer Powerhouse, której podstawowym celem jest praca nad poprawianiem wyników opieki zdrowotnej i wzmacnianiem podmiotowości pacjentów w Europie przez publikowanie porównań systemów ochrony zdrowia poszczególnych państw. Najbardziej znanym narzędziem HCP stał się coroczny Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia (Euro Health Consumer Index), za pomocą którego wszechstronnie ocenia się systemy 37 państw europejskich. Niezwykle obiektywna ocena możliwa jest dzięki zastosowaniu 48 kryteriów pogrupowanych w sześciu obszarach: 1) prawa pacjenta, 2) dostępność (czas oczekiwania na leczenie), 3) wyniki, 4) zakres dostępnych świadczeń, 5) prewencja, 6) leki. Autorzy opracowania przewidują możliwość zdobycia w sumie 1000 punktów. We wstępie do opublikowanej kilka dni temu kolejnej edycji EHCI – za 2014 r. – piszą o obserwowanym w Europie postępie prowadzącym do coraz lepszej pozycji pacjenta w systemie, większej dostępności leczenia, spadku ryzyka błędów medycznych, poprawy wyników opieki oraz, mimo kryzysu, poszerzenia zakresu świadczeń w gwarantowanych koszykach systemów publicznych, a nawet skrócenia czasu oczekiwania na świadczenia. Autorzy stwierdzają, że niektóre państwa potrafią, patrząc na przykłady tych, którym idzie lepiej, i konsekwentnie prowadząc reformy (nawet bez znaczącego zwiększania finansowania), uzyskać znaczącą poprawę, uwidoczniającą się także we wzroście wartości EHCI. Dziwią się także, dlaczego inne kraje nie potrafią korzystać z dobrego przykładu i nadal tkwią w „kulturze krzywdy”.

Jak wypada w tym rankingu Polska? Niestety, wynik jest naprawdę zasmucający. W ogólnej klasyfikacji (z 511 punktami) nie tylko jesteśmy daleko za najlepszymi (Holandia – 898, Szwajcaria – 855, Norwegia – 851), ale plasując się na 32. pozycji, daliśmy się wyprzedzić np. Albanii (545) i Bułgarii (547). Co gorsza, w przeciwieństwie do większości ocenianych państw, Polska już drugi rok z rzędu pogarsza swój wynik punktowy (choć ubiegłoroczną pozycję zachowała).
Ze względu na naprawdę kiepski wynik na tle Europy warto przyjrzeć się, które pozycje „ciągną” nas w dół. Są to na pewno: bardzo ograniczone prawo pacjentów do korzystania z transgranicznej opieki zdrowotnej, brak systemowego rozwiązania dla prawa pacjenta do drugiej opinii, brak systematycznie aktualizowanego rankingu świadczeniodawców, słaby rozwój informatyki w ochronie zdrowia (brak dostępnej dla pacjentów elektronicznej dokumentacji medycznej, e-preskrypcji, możliwości zapisywania się do lekarza przez Internet), niski odsetek lekarzy w populacji, brak gwarancji dostania się do lekarza rodzinnego w dniu zgłoszenia, długie oczekiwanie na świadczenia zdrowotne (na planowe zabiegi chirurgiczne ponad 90 dni, na leczenie raka ponad 3 tygodnie, na badanie TK ponad 7 dni, a w izbie przyjęć ponad 2 godziny), niski spadek śmiertelności z powodu udaru mózgu, wysoka śmiertelność noworodków, niski wskaźnik przeżycia z nowotworem, wysoki wskaźnik dającej się uniknąć umieralności, wysoki odsetek zakażeń MRSA w szpitalach, niski wskaźnik operacji zaćmy i przeszczepienia nerki, ciągle wysoki wskaźnik opłat nieformalnych, niedostępność opieki długoterminowej (i bardzo niskie nakłady na nią), niski odsetek dializ pozaszpitalnych blisko domu pacjenta, wysoki wskaźnik cięć cesarskich, wysoki odsetek osób z podwyższonym ciśnieniem tętniczym, niski wskaźnik systemowych działań antytytoniowych, brak powszechnych szczepień dziewczynek przeciwko HPV, wysoki wskaźnik śmiertelnych wypadków drogowych, wysokie współpłacenie za leki, nieobecność publicznie dostępnej farmakopei, niskie zużycie innowacyjnych leków onkologicznych i reumatologicznych, niska świadomość społeczna nieskuteczności antybiotyków w leczeniu grypy i przeziębienia. Jesteśmy wśród krajów o bardzo niskich nakładach na ochronę zdrowia (26. miejsce) i jednocześnie z niskim udziałem środków publicznych (70 proc.). Trzeba jednak zauważyć, że kilku jeszcze większych „biedaków” w ogólnym wskaźniku EHCI przeskoczyło nas. A takie kraje jak Macedonia, Estonia i Albania osiągnęły absolutny rekord skuteczności za „małe” pieniądze.
Jak widać, zła ocena Polski to efekt zbyt niskich nakładów publicznych na ochronę zdrowia, zaniedbań w zakresie promocji zdrowia i prewencji chorób, niedoboru kadr medycznych i fatalnej organizacji systemu. Mamy naprawdę dużo do zrobienia. Wystarczy tylko spojrzeć, jak robią to ci, którzy mają lepsze efekty. No i potrzeba wizji, jak to robić, której ciągle brakuje przy Miodowej.

Archiwum