28 maja 2015

Podzielone społeczeństwo

Janina Jankowska

Patrzę na tytuł artykułu „Medialne szczury” w jednym z poczytnych tygodników i myślę – tego jeszcze nie było. Tak pisze dziennikarz o innych dziennikarzach: „…i wszelkie medialne szczury z głównych telewizji, »Agory«, »Polityki« i tego typu miejsc ochoczo ruszyły, by wykonać zlecenie władzy”. Chodzi o media tzw. głównego nurtu relacjonujące przebieg wydarzeń po katastrofie smoleńskiej aż do dzisiaj, co czynią zgodnie z linią programową swoich redakcji. Jak widać, zasadniczo przeciwstawną linii programowej pisma, w którym ukazał się rzeczony artykuł. Autor tego tekstu „medialnymi szczurami” nazwał kolegów, z którymi, być może, jako opozycjonista antykomunistyczny drukował podziemne gazety, był w „Solidarności”, doświadczał w „roku karnawału” tego cudu bycia razem we wspólnym działaniu.
Co się z nami stało? Kiedyś, podobnie jak lekarze, dziennikarze nie atakowali publicznie swoich kolegów po fachu. Prowadziło się polemiki. Ktoś powie: to nie jest dziennikarstwo, tylko publicystyka, która interpretuje świat. Tu silnie związana z określonym systemem wartości – ideologią. W publicystyce byłoby to naturalne, autor ma prawo do swoich poglądów, gdyby nie słowo „szczury”. Nazywanie przeciwnika szczurem to rodzaj odczłowieczenia, które ma niedobre skojarzenia. Co to znaczy? Publicysta postrzega osobę, której zachowanie krytykuje, jako wroga, którego trzeba zniszczyć, wykluczyć. Szczury, karaluchy są do wytępienia. Autor pewnie nieraz słyszał, że jego antysystemowa partia, podobnie jak Radio Maryja, powinna zniknąć z życia publicznego. Czy to odwet? Została przekroczona kolejna granica.
Dlaczego Polacy są dziś tak skłóceni? Dlaczego różnice światopoglądowe prowadzą do wzajemnego wykluczania się? Dlaczego komunikują się ze sobą głównie przez wystawianie sobie wzajemnie negatywnych ocen? Jaka jest odpowiedzialność za ten stan rzeczy partii politycznych, jaki wpływ ma jakość polskiej polityki, sposoby zdobywania władzy?
Myślę, że ryba psuje się od głowy. To trwającemu od dziesięciu lat politycznemu zwarciu PiS – PO „zawdzięczamy” dzisiejszy nastrój społeczny. Partie te w swojej bezwzględnej walce o władzę zagubiły cel, dla którego zostały powołane – odpowiedzialność za sprawy Polski. Z przykrością muszę stwierdzić, że dziennikarze polityczni im o tym nie przypominają. Wolą śledzić personalne rozgrywki między politykami, pytać, komu kolejny przeciek służy, której partii, któremu kandydatowi, niż rozliczać ich z publicznych zobowiązań i dokonań. W efekcie pojawiają się prawne potworki, zaniechania, które później drogo kosztują, nieprzemyślane ministerialne pomysły, takie jak pakiet onkologiczny, itp.
Tymczasem trwa wojna na górze, czyli wyścig do prezydentury. Niektórzy kpią, że kabaretowy. Jednak liczą się dwaj kandydaci i wszystkie chwyty są dozwolone. Wiadomo, ucieleśniają zwarcie tytanów PO – PiS. Choć wynik do przewidzenia, walka się toczy. Czasami schodzi w dół. Partia władzy ciągle ma większość zwolenników. Aspirujący do władzy mają swoich wykluczonych. Tylko zmęczeni pracą wracają, by zamknąć się w swoich domach. Młodzi szykują się na emigrację.
Nasze społeczeństwo jest zatomizowane i jednocześnie dramatycznie podzielone. Socjologowie powiadają, że to już nie społeczeństwo, lecz zbiór jednostek.
10.04.2015 r. Piąta rocznica katastrofy smoleńskiej. Dwa mijające się przy grobach orszaki. Ten podział narodu to droga do kolejnego upadku Rzeczypospolitej. Podobne podziały obserwuję w swoim środowisku (SDP). Kompletny brak kontaktu. Tylko nienawiść. Z każdej strony. Jak to zmienić? Jak poruszyć tych ludzi, by zaczęli szanować swoją odmienność?

Archiwum