29 sierpnia 2014

Wyborco, nie czekaj do wyborów!

Janina Jankowska

W zaciszu własnego domu każdy z nas może poznać kandydata ze swojego regionu startującego w wyborach 2014 r. – kusi już dziś portal www.głosujteraz. Chodzi oczywiście o najbliższe wybory samorządowe, które czekają nas 16 listopada. Nie zajrzałabym z takim wyprzedzeniem na tę stronę internetową, gdyby nie ostatnia wizyta w gminie, która doprowadziła mnie do szału. Tak, w interesie własnym oraz wszystkich współobywateli chciałabym jak najszybciej poznać przyszłych radnych i burmistrza, by móc zadać im publicznie kilka podstawowych pytań i usłyszeć na nie odpowiedzi. Tego mi portal o ambitnym tytule „głosuj teraz” niestety nie zapewnia. Natomiast zapowiada, że będę mogła w stosownym czasie zapoznać się „z profilem, hasłem wyborczym i poglądami kandydata”. Dziękuję. Hasła wyborcze i poglądy polityczne w przypadku wyborów do samorządu mnie nie interesują.
Przed każdymi samorządowymi wyborami zalewani jesteśmy masą makulatury, ulotkami, billboardami, wizerunkami twarzy nic nam niemówiących, ale co gorsza morzem sloganów w rodzaju: „Twój wybór ma bezpośredni wpływ na jakość naszego życia, na wygląd najbliższego otoczenia, na zmiany, jakie w nim mogą nastąpić”… itp., itd. Nie oczekuję znaczącego polepszenia jakości mojego życia, chcę tylko móc uzyskać od gminy informację na temat terenu, na którym żyję. Na mojej ulicy od kilku miesięcy trwa budowa kolektora ścieków, co powoduje znaczne utrudnienia w dojeździe do domu. Rozumiem, kanalizacja sprawa ważna, cywilizacyjnie pcha nas do przodu, trzeba czas jakiś ponosić ofiary. Jednak chciałabym wiedzieć, jak długo będą trwały te prace? Kiedy zostaną wykonane przyłącza i przez kogo? Poza tym każdy z nas ma prywatne plany. Ja np. chcę uporządkować przestrzeń między ulicą a moim domem, gdzie jesienią tonę w błocie. Od kilku lat zbierałam środki, by wreszcie w tym roku przed zimą pokryć kostką brukową drogę prowadzącą do domu. Planowałam sierpień. Rozpoczęły się roboty kanalizacyjne wzdłuż ulicy, nie mogę tego zrobić przed ich ukończeniem i doprowadzeniem przyłączy do budynków, bo będą mi zrywać moją nową kostkę. Firma czeka, a termin zależy od ukończenia prac kanalizacyjnych.
Kierując się prostą logiką, idę do urzędu gminy – gospodarza terenu, z równie prostymi pytaniami o termin ukończenia prac wzdłuż ulicy i rozpoczęcia instalacji przyłączy do budynków. Zadaję je w kolejnym już pokoju, tym razem specjalistce tematu, urzędniczce działu infrastruktury mojej dzielnicy, i otrzymuję odpowiedź: – Nie wiem, to nie jest sprawa gminy. My nie mamy z realizacją tych robót nic wspólnego. Tylko zlecamy ich wykonanie. Osłupiałam.
Przecież są prowadzone na terenie gminy i żywo dotykają mieszkańców. – Prace kanalizacyjne i drogi nie leżą w naszej gestii. Decyzją prezydent Gronkiewicz-Waltz kanalizacja i wodociągi są wyłączone z nadzoru gmin. My o stanie zaawansowania prac nie musimy wiedzieć. Musiałam wykazać znaczne poruszenie tą informacją, bo pani zza biurka dodała, że i radni w tej sprawie nie pomogą, i do burmistrza nie radzi chodzić. – Kto zatem pomoże? – Wyłącznie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Oni są za wszystko odpowiedzialni. – Jako gmina nie kontrolujecie tych prac? – My w gminie nie mamy specjalistów i nie mamy obowiązku. Takie są procedury. Wszystko w tym temacie należy do wodociągów, oni odbierają budowę, z nimi trzeba się kontaktować. Jeszcze raz słyszę o obowiązujących procedurach. Proszę więc już tylko o bliższe informacje, konkretnie z kim mam się kontaktować, z jakim działem? Pani jest wyraźnie zniecierpliwiona. Jeszcze raz podkreśla, że nie ma takiego obowiązku, bo procedury nie przewidują, ale pisze mi na kartce nazwisko i telefon urzędniczki z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów. Dzwonię, przedstawiam sprawę i słyszę: – Proszę napisać do nas prośbę – podanie o otrzymanie informacji. Takie mamy procedury.
Myślę sobie, naprawdę nie ma znaczenia, jakie poglądy polityczne mają urzędnicy i kandydaci na stanowiska samorządowe, a także, na jaką listę partyjną w tych wyborach oddam głos. Stało się w naszym kraju coś takiego, że każdy, kto otrzymuje najmniejszą władzę, zapomina, kto mu ją dał. Rządzi za pomocą procedur, lekceważąc nas, zwykłych obywateli. Musimy się bronić. Dlatego każdego tzw. kandydata, który startuje w wyborach do samorządów terytorialnych na radnych, burmistrzów czy prezydentów, my, mieszkańcy i obywatele, musimy ostro przeegzaminować. Nie ograniczać się do czytania ich sloganowych programów i zapewnień, że zrobią to, czego zrobić przy obecnych procedurach nie są w stanie. Należy żądać spotkań, by zadawać im bezpośrednio pytania: jak wyobrażają sobie kontakt i komunikację z obywatelem? Jak będą go informować o swoich decyzjach? Jakie procedury uruchomią, by usłyszeć jego opinię czy potrzeby? Wiadomo, obiecają wszystko, ale jak rozliczyć ich z tych zobowiązań?
Ktoś pomyśli, naiwna. W kraju, gdzie nie ma rzeczowej parlamentarnej dyskusji nad podstawowymi celami państwa, polityką zagraniczną, edukacją, służbą zdrowia, podatkami itd., a każde myślenie alternatywne odbierane jest jako uderzenie w rządzące partie? W kraju, gdzie ważne problemy pokrywa bijatyka na upokarzające spoty, billboardy i teksty?
Powiem naiwnie, tak, kiedyś trzeba to przeciąć. Zacznijmy od samorządu terytorialnego. Tam, gdzie najłatwiej upartyjnianiu naszego życia powiedzieć – NIE!

Janina Jankowska

Archiwum