7 czerwca 2004

Terapię szokową można przeżyć

Wejście w nowy system po wprowadzeniu reformy ubezpieczeń zdrowotnych dla większości placówek lecznictwa zamkniętego było trudnym okresem. Dla szpitali kolejowych – prawdziwym szokiem, którego większa część nie przeżyła.

Placówka międzyleska przetrwała dzięki utrwalonej renomie wśród pacjentów, wykwalifikowanej kadrze medycznej i sprawnemu zarządzaniu. Do 30 października 1998 r. szpital był własnością przedsiębiorstwa państwowego PKP, a między 1 listopada a 31 grudnia 1998 roku – Ministerstwa Transportu. W tym okresie nie miał osobowości prawnej ani samodzielności w podejmowaniu jakichkolwiek działań. Był sprzężony z PKP i realizował zadania określone przez tę instytucję. Potem nastąpiło usamodzielnienie z konieczności (dokument zawiadamiający o tym fakcie dyrekcja dostała z wsteczną datą) – część menedżerów nazwała je raczej „porzuceniem”. Od 1 stycznia 1999 r. nowym organem założycielskim jest Samorząd Województwa Mazowieckiego.
Ale szpitale kolejowe nie zostały wcześniej oddłużone, jak to miało miejsce z wszystkimi pozostałymi placówkami służby zdrowia w 1999 roku. Mimo że Sejm uchwalił ustawę o komercjalizacji i restrukturyzacji PKP, w której znalazły się zapisy dotyczące przekształceń kolejowej służby zdrowia, to do 2002 roku ustawa nie była realizowana. W 2002 roku rozwiązanie proponowane przez PKP było nie do przyjęcia przez szpitale – kolej chciała spłacić jedynie należności główne. Tymczasem odsetki i związane z nimi koszty sądowe, które dalej obciążałyby szpitale, przekraczały wysokość podstawowej części zobowiązań. Szpital w Międzylesiu nie przyjął tych warunków i do tej pory trwają sprawy sądowe, co znacznie utrudnia zarządzanie.
– Reforma z 1999 r. i zaniedbania legislacyjne doprowadziły większość jednostek kolejowych do upadku. Nie były złe, miały duże doświadczenie, nie tylko w zakresie medycyny pracy, miały bazę, pacjentów, mogły się przekształcić. Ale zostały przez PKP porzucone
– mówi Jarosław Rosłon, od marca 2002 r. dyrektor naczelny szpitala, a w okresie przekształceń zastępca dyrektora ds. medycznych. – Była to wyjątkowa forma podziękowania za ponad 100-letnią opiekę nad pacjentami i ich rodzinami.
Kłopoty z dawnym właścicielem to nie jedyny problem placówki w owym czasie. Nowy organ założycielski nie przewidział środków finansowych na kontynuowanie rozbudowy szpitala w planie inwestycyjnym województwa mazowieckiego na lata 1999-2004.
Przedtem szpital leczył pacjentów z całej Polski, kierowanych tu przez lekarzy kolejowych.

Nie był szpitalem rejonowym ani nie miał zaplecza podstawowej opieki zdrowotnej. Część jednostek należących przedtem do PKP korzystała z bezpłatnej, o wysokim standardzie diagnostyki CSK (wszystko szło z kasy jednego płatnika – PKP). Ponieważ zmieniły się zasady finansowania, trzeba było zawrzeć umowy cywilnoprawne na te usługi; tymczasem niektórzy dyrektorzy uważali, że nadal powinni je mieć bezpłatne i zrywali współpracę. I tak w pierwszych dniach stycznia 1999 r. w szpitalu w Międzylesiu, dysponującym 340 łóżkami, leżało 38 pacjentów, członków Branżowej Kasy Chorych.
Stałą populację pacjentów w szpitalu zapewnia współpraca z placówkami POZ. Dlatego w Międzylesiu w ciągu dwóch tygodni powstał zakład medycyny rodzinnej, który pod koniec stycznia 1999 r. miał już 15 tys. podopiecznych. Jego gabinety znajdują się w dawnych pomieszczeniach laryngologii, która została przeniesiona w inne miejsce. Utworzono także własne pogotowie ratunkowe, gdy dyrekcja zorientowała się, że miejskie karetki omijają ten szpital, wybierając inne placówki. W 2001 r. pogotowie zostało zlikwidowane z uwagi na brak kontraktu z MRKCh.
Obecnie znacznie zwiększyła się liczba pacjentów. W najlepszym roku przed reformą na 525 łóżkach hospitalizowano ok. 7,5 tys. chorych; obecnie na 346 łóżkach leczy się 16 tys. pacjentów rocznie.
Szybka decyzja o powołaniu jednostki lecznictwa otwartego była zaledwie początkiem zmian w szpitalu. Usprawniono organizację – począwszy od izby przyjęć, która dzisiaj może być jego wizytówką. Za czasów PKP w izbie było jedno okienko, przy którym rejestrowano pacjentów, i dwa pomieszczenia do badań. Teraz izba jest otwarta, bez ścian dzielących recepcję od pacjentów, z gabinetami i systemem przywoławczym dla pacjentów. Podjazd dla karetek znajduje się w pomieszczeniu zamkniętym, a korytarz prowadzi do gabinetów. Jest tu standard odpowiadający wymaganiom oddziału ratunkowego, którego lokalizacja w tym szpitalu – ze względu na położenie (bliskość aglomeracji i planowanej autostrady, rejon kolejowy) – jest konieczna. Plany dyrekcji uwzględniają taki oddział.

Szereg przeprowadzek oddziałów pozwolił na ich rozgęszczenie, podniesienie komfortu pobytu pacjentów i zwiększenie liczby usług. Przewiduje się nowe lokalizacje – obok stoi wielki budynek, który trzeba tylko zagospodarować.

– Powiększyliśmy oddział neurologiczny, bo zapotrzebowanie na jego świadczenia jest ogromne – mówi dyrektor Rosłon – W trzy lata potroiliśmy liczbę łóżek neurologicznych, utworzyliśmy pododdział rehabilitacji i nadal obłożenie jest bliskie 100 proc. Rehabilitacja była niezbędna, bo w ciągłości leczeniu udarów była luka. Oddział wewnętrzny, którego sale zajęła powiększona neurologia, przeniesiono do nowego budynku, i była to korzystna zmiana. Modernizację finansujemy ze środków otrzymywanych na restrukturyzację oraz z własnych. Kierownikom zakładów i ordynatorom udaje się też czasem pozyskać sponsorów.
Dzięki staraniom prof. Andrzeja Borówki, który od 1995 r. jest ordynatorem urologii, oddział ten całkowicie zmienił swój charakter i poszerzył zakres prowadzonych zabiegów. Powiększenie bloku operacyjnego (2 sale do endourologii i 1 do operacji otwartych), utworzenie sali pooperacyjnej i własnych pracowni: ultrasonografii, ESWL, urodynamicznej i zaburzeń erekcji, a także zwiększenie zespołu lekarskiego pozwoliło na wydatne zwiększenie liczby operacji, a jednocześnie skrócenie pobytu pacjentów w szpitalu. Dzisiaj w Międzylesiu wykonuje się wszystkie zabiegi urologiczne, ze szczególnym uwzględnieniem metod minimalnie inwazyjnych, takich jak: endourologia przezskórna nerki, endourologia przezcewkowa dolnych i górnych dróg moczowych oraz gruczołu krokowego, a także pełny zakres operacji radykalnych w onkologii urologicznej.
Zarówno w ubiegłych dziesięcioleciach, jak i obecnie szpital ma dobrze wykwalifikowane, doświadczone kadry. Lekarzy z cenzusem naukowym, poza prof. Borówką, jest więcej: doc. dr hab. n. med. Tomasz Pasierski kieruje kardiologią; doc. dr hab. n. med. Waldemar Kostewicz – chirurgią ogólną i naczyniową. Liczne oddziały mają akredytacje i szkolą specjalistów.
Nie sposób wymienić wszystkie zmiany, które zaszły w 11 oddziałach i kilkunastu innych jednostkach placówki. Dyrektor Rosłon ocenia, że prawie jedna trzecia szpitala jest odremontowana, w tym tak ważna część, jak blok operacyjny.
W najbliższych planach, obok SOR-u, jest też stworzenie oddziału intensywnej opieki medycznej na miarę XXI wieku, już w nowej części, która w 80 proc. jest nadal niezagospodarowana.
W poszukiwaniu dodatkowych źródeł finansowania koniecznych inwestycji dyrektor Rosłon chce sięgnąć do jeszcze jednej kieszeni. Mówi: – Kończymy sześć projektów dostosowawczych, które będziemy zgłaszać do strukturalnych programów unijnych. Mam nadzieję na uzyskanie akceptacji dla chociaż jednego z tych projektów, to już będzie sukces.
Wydawałoby się, że sytuacja szpitala po kilku ciężkich latach jest teraz dobra – utrzymał pacjentów i poziom świadczeń, wynegocjował z płatnikiem takie kontrakty, że ciągle się rozwija. A jednak dyrektor Rosłon nie jest optymistą. Tegoroczne propozycje kontraktów NFZ są, jego zdaniem, nie do przyjęcia dla większych szpitali. Za liczbę świadczeń zbliżoną do ubiegłorocznej szpital otrzyma 26 proc. środków finansowych mniej. W ub. roku za poradę specjalistyczna otrzymywał 40 zł, w tym roku – 8 zł, w rehabilitacji ambulatoryjnej nastąpił spadek środków finansowych o blisko 50% , została również obniżona stawka kapitacyjna w POZ.
Dyr. Rosłon nie jest przeciwny ujednoliceniu systemu finansowania, ale jego protest budzi sposób obliczania punktacji za procedury. Uważa, że koszty eksploatacji w dużych szpitalach, w wielkich miastach, są wyższe niż w małych zakładach i małych miejscowościach. A kosztów tych w przypadku jego szpitala już nie można obniżyć. Narzucanie wygórowanych standardów unijnych bez wskazania źródeł finansowania działań dostosowawczych może doprowadzić do upadku nawet najlepsze szpitale. Jego zdaniem ustawa o spółkach użyteczności publicznej tylko przyspieszy ten proces.
– Mam europejski poziom świadczeń, stan zatrudnienia pielęgniarek – wschodnioeuropejski i 100-procentowe obłożenie łóżek. Jak w tej sytuacji zwiększyć liczbę usług o 30 proc.?
– pyta. – W dużych aglomeracjach już nie ma chętnych do pracy w ochronie zdrowia: pielęgniarek, obsługi technicznej. Należy się również spodziewać odpływu najbardziej wykwalifikowanej kadry medycznej do krajów Unii, co przy takich utrudnieniach uzyskania specjalizacji zapowiada „świetlaną” przyszłość polskiej służby zdrowia. Pozostaje nadzieja, że i przez te trudności szpital przebrnie.

Uzyskano zgodę sejmiku wojewódzkiego na zmianę nazwy szpitala, aby pacjenci nie kojarzyli jego sytuacji z fatalnym stanem PKP. Zamknie to ostatecznie stare związki z tą instytucją. Określono nową misję szpitala i zaprojektowano nowe logo. W drugiej połowie roku na mapie Warszawy będzie już widniał Międzyleski Szpital Specjalistyczny.

Małgorzata SKARBEK

Archiwum