4 października 2005

Jeszcze o ordynacji lekarskiej

W poprzednim numerze „Pulsu” radziłem, jak w obecnym systemie opieki zdrowotnej uniknąć kłopotów związanych z wypisywaniem leków, zwłaszcza wobec wdrożonej przez NFZ kontroli ordynacji lekarskiej, skutkującej obciążeniami finansowymi lekarzy. Przedstawiam więcej praktycznych informacji.

Po pierwsze: wszyscy lekarze, którzy mają umowę jeszcze z Kasą Chorych, proszeni są o przesłanie do NFZ wypełnionego formularza nowej umowy o wystawianie recept refundowanych. Formularz można pobrać z Internetu, ze stron NFZ (www.nfz-warszawa.pl). Osobiście trzeba jedynie odebrać umowę. Obecnie nie ma już żadnych kolejek. Osoby, które zmieniły miejsce zamieszkania lub numer prawa wykonywania zawodu, również proszone są o porozumienie się z NFZ.

Po drugie: na początku wdrażania sytemu recept numerowanych zakłady pracy zgadzały się, by ich pracownicy wystawiali recepty pro auctore i pro familia na blankietach zatrudniającej ich firmy. Teraz jednak wycofują te zgody, gdyż w razie jakichś nieprawidłowości są stroną odpowiadającą (także finansowo) wobec NFZ, a dopiero potem mogą wystąpić z roszczeniem w stosunku do swojego pracownika. Ponadto ponoszą koszty zakupu lub wyprodukowania dodatkowych bloczków, odczuwalne zwłaszcza w dużych zakładach.
Dlatego wszyscy lekarze etatowi, którzy nie mają zarejestrowanej praktyki lekarskiej, muszą zawrzeć z NFZ umowę na refundowane recepty dla siebie i rodziny
(przypominam, że rodzina to wstępni, zstępni i współmałżonek, a siostra, szwagier, ciotka, teściowa – nie).
Na górze takiej recepty musi być imię i nazwisko lekarza, adres i
koniecznie telefon kontaktowy oraz numer umowy z NFZ. Może to być pieczątka albo nadruk (ręczne dopisanie np. numeru telefonu nie jest uznawane). Posiadający już pieczątkę z numerem umowy (nawet z czasów kas) nie muszą zamawiać nowej – numer jest ten sam. Wszyscy inni mogą te dane wydrukować (obecnie cała recepta może być wydrukowana, tylko podpis trzeba złożyć własnoręcznie).

Aby nie mieć problemów, musimy też bardzo uważać na bloczki recept „refundowanych”. Recepty „pełnopłatne” można wypisywać
na zwykłych kartkach papieru – ale recepty na leki refundowane są już przypisane indywidualnie do każdego lekarza. Nader łatwo trafić teraz do właściciela recepty. Trzeba wreszcie zrozumieć, że to jest książeczka blankietów czekowych, i skończyć ze stemplowaniem i podpisywaniem całego bloczka in blanco. Wielu z nas stosowało takie praktyki (dla skrócenia czasu wizyty) jeszcze za poprzedniego sytemu, kiedy mało kto zdawał sobie sprawę z finansowego znaczenia recepty, pieczątki i podpisu.
Nie zostawiajmy numerowanych bloczków czy pojedynczych recept w gabinecie, nawet zamkniętym na noc. Bywa, że w nocy wchodzą do gabinetów pracownicy firmy sprzątającej – teoretycznie możliwe, że trafi się osoba nieuczciwa, która poczęstuje się receptą lub odbije ją na ksero.

Lekarze, którzy mają zarejestrowaną praktykę, mogą leczyć dalszą rodzinę, sąsiadów i znajomych – także za darmo (zawsze jednak muszą dbać o dokładne prowadzenie dokumentacji). Pracujący tylko etatowo w oddziale szpitalnym (bez przychodni), mający umowę pro auctore/pro familia nie mogą już wypisać leku refundowanego pielęgniarce, salowej, rodzinie pacjenta itp. Nie mają podstawy do założenia właściwej dokumentacji. Kontrole będą coraz częstsze i dokładniejsze, zwłaszcza że w ich wyniku stwierdzane są niekiedy duże nieprawidłowości.

Brak kontroli ordynacji lekarskiej w poprzednich dziesięcioleciach spowodował, że niektóre osoby z naszego środowiska całkowicie zatraciły poczucie odpowiedzialności. Lekarka, która bezpodstawnie wypisała w 2004 r. recepty na leki refundowane na kwotę ok. 50 tys. zł, tłumaczyła się, że zaprzyjaźniona apteka miała kłopoty finansowe, więc chciała pomóc (!). Na własne oczy widziałem dokumentację pacjentki, której w ciągu jednego roku wypisano ponad 3000 ampułek morfiny
na zespół bólowy (nienowotworowy). Teoretycznie możliwe jest tego stopnia uzależnienie – ale gdybym miał taki przypadek, postarałbym się (co najmniej raz na kilka miesięcy) o wpis
z poradni przeciwbólowej, że dawka
10 amp. morfiny dziennie jest niezbędna, a nic innego nie działa. Z tejże dokumentacji wynikało ponadto, że
u pacjentki wykonywano jeszcze zabiegi dentystyczne w dodatkowym znieczuleniu, a zębów miała… około 200.

Po kilkudziesięciu latach socjalistycznej służby zdrowia, braku jakiejkolwiek kontroli, całkowitej dowolności w wypisywaniu recept, pełnej bezkarności ordynacji – wszystko się zmienia. Wchodzimy w inny system, który (moim zdaniem) spowoduje także przejście naszego środowiska w zupełnie inną rzeczywistość płacową
i bytową. Zacznijmy myśleć inaczej. Jesteśmy nie tylko lekarzami, ale też współgospodarzami ogromnego biznesu wartego kilkadziesiąt miliardów złotych. Prowadźmy ten interes roztropnie – i nie róbmy błędów, które mogą nas wiele kosztować. Musimy zrozumieć, że wydawanie pieniędzy publicznych musi być
dobrze udokumentowane. Ktoś może powiedzieć, że miliony od lat idą w błoto, politycy i różni kombinatorzy kręcą swoje lody i zbijają fortuny… – tak było, ale to się też kończy. System finansowy się uszczelnia, a nasze współdziałanie
w tym kierunku zaowocuje (może nie w ciągu miesięcy, ale lat) lepszymi warunkami pracy i płacy w opiece zdrowotnej. Warto więc spokojnie
i dokładnie wypełniać dokumentację zgodnie z wymogami NFZ, poświęcać pacjentowi nie 5 minut
„na chybcika”, ale tyle czasu,
ile potrzeba – a wkrótce okaże się, że lekarzy wcale nie jest za dużo
(i trzeba ich lepiej opłacać).

Z ostatniej chwili
Z kontroli przeprowadzonych przez NFZ wynika, że pojawiają się recepty o tym samym numerze na różne leki. Niekiedy jest to fałszerstwo, ale bywa, że lekarz drukuje sobie trzy recepty z Internetu i odbija kolejne egzemplarze na ksero. Jest to niedopuszczalne i będzie skutkowało poważnymi kłopotami.
Przypominam, że numer i pasek kodowy na recepcie jest jej kolejnym numerem, który odpowiada konkretnej procedurze ordynacji lekarskiej. Ü

Konrad PSZCZOŁOWSKI

Archiwum