15 marca 2006

Bez znieczulenia

Słuchając wypowiedzi przedstawicieli rządu, trudno się oprzeć wrażeniu déjŕ vu. Będzie lepiej – obiecują. Po prawi się dostęp do leczenia specjalistycznego, ruszy ratownictwo medyczne, wzrosną zarobki lekarzy i pielęgniarek – mówią. Jednocześnie uspokajają, że składka na ubezpieczenie zdrowotne nie wzrośnie, a korzystanie z publicznej opieki zdrowotnej nadal będzie bezpłatne.
Przypomina to bardzo obietnice poprzedzające cztery wielkie reformy rządu Jerzego Buzka. Jedna z nich wprowadzała kasy chorych. Pierwszego stycznia 1999 r. mieliśmy obudzić się w nowej Polsce. Mało kto dziś pamięta, że w myśl składanych obietnic już po dwóch tygodniach pacjenci mieli odczuć poprawę. Lepiej pamiętamy, jaka była rzeczywistość. Chaos i zamieszanie. Pogubiły się nie tylko rejestratorki w przychodniach. Szybko okazało się, że zapomniano o pieniądzach na pracownicze”trzynastki” za rok 1998. W takiej sytuacji rząd tłumaczył, że początkowe trudności są naturalne. A obiecane pozytywne efekty reformy oczywiście będą. Tyle, że trochę później. Za dwa miesiące. Co było później? Powszechne skargi na limity i dyktat kas chorych, początek zadłużania się szpitali, a w końcu wielki protest pielęgniarek zakończony uchwaleniem nieszczęsnej „ustawy 203”.
W pierwszych dniach po objęciu urzędu ministra zdrowia wydawało się, że prof. Religa o tym wszystkim pamięta. Na pytanie „kiedy będzie lepiej?” nowy minister odpowiadał „za siedem lat”. Jedni komentowali, że to świetna polityczna odpowiedź. Wiadomo, że problem nie jest taki prosty. A poza tym, kto za siedem lat będzie pamiętał. To prawie dwie pełne kadencje parlamentu. Co najmniej raz zmieni się rząd i minister zdrowia. Ale szybko przyszło otrzeźwienie. Tak odległa w czasie obietnica oznaczała przecież, że czeka nas siedem lat chudych. Tego system nie wytrzyma – mówiono. A przede wszystkim zniecierpliwieni lekarze i pielęgniarki. Pierwszy sygnał dało Porozumienie Zielonogórskie. Minister się zreflektował. Perspektywa obiecywanej poprawy sytuacji zaczęła się przybliżać. Minister, a później premier zapowiedzieli znaczący wzrost nakładów. 4 mld złotych już w przyszłym roku.
Gdy wprowadzano kasy chorych, horyzont czasowy, kiedy pacjentom i pracownikom miało być lepiej, przesuwał się w coraz dalszą przyszłość. Teraz jest odwrotnie. Termin poprawy się przybliża. Wówczas nadzieję budowano na konkretach. Zapewnić ją miała reforma. Wyszło nie najlepiej. Teraz mamy zapewnienia rządu. Na ile one wystarczą – wkrótce się przekonamy. Pierwsze znaki zapytania już się jednak pojawiają. Dotyczą przyszłego roku i zapowiadanych dodatkowych 4 mld. Czy te środki spowodują odczuwalną poprawę i podwyżkę wynagrodzeń? Moim zdaniem nie. W 2005 r. wzrost nakładów przekroczył znacznie 4 mld. Wynagrodzenia nawet nie drgnęły. Jeśli zatem mają być efekty, potrzeba nie tylko więcej środków, ale również dalszych etapów zmian systemowych. W tym decyzji o współpłaceniu przez pacjentów. W innym przypadku historia mogłaby się powtórzyć. Ü

Marek BALICKI

Archiwum