18 października 2006

Rak jelita grubego a… muszla klozetowa

Jestem emerytowanym chirurgiem. Od dawna niepokoją mnie pewne zjawiska, które są sprzeczne z naszym lekarskim pojęciem o profilaktyce i wczesnej diagnozie niektórych ciężkich schorzeń. Kilka myśli na ten temat chciałabym przekazać Czytelnikom „Pulsu”.

Rak jelita grubego, obok raka płuc i piersi, jest jednym z najczęściej diagnozowanych nowotworów złośliwych naszych czasów. Jest uleczalny, lecz – jak w przypadku innych złośliwych guzów – dla osiągnięcia sukcesów powinien być zdiagnozowany jak najwcześniej. W przypadkach późniejszej diagnozy zaawansowanej już choroby są winni nie tylko lekarze pierwszego kontaktu, którzy nie zawsze kierują pacjentów na niezbędne badania; nie tylko pacjenci, którzy niesłusznie uważają tę chorobę za „wstydliwą” i nie zwracają uwagi lekarza na niepokojące ich objawy, lecz – chociaż wygląda to na pierwszy rzut oka paradoksalnie – muszla klozetowa i moda.
Stara muszla klozetowa wykonana w postaci płaskiej miseczki dawała człowiekowi możliwość obejrzenia, co z siebie wydala. Krew, śluz, cząsteczki tkanek, nawet forma kałowych mas – to wczesne objawy patologiczne, na które zwróci uwagę sam chory i które zasygnalizują mu potrzebę zwrócenia się do lekarza. Natomiast nowoczesny, elegancki sanitariat, z wykonaną w formie lejka muszlą, nie umożliwia wczesnego rozpoznania tej groźnej choroby.
Jestem chirurgiem, należę do pokolenia starych lekarzy. Kształciłam się w Rosji, w Instytucie Medycznym, gdzie były trzy fakultety: lekarski, pediatryczny i sanitaryjno-higieniczny. Bez akceptacji adeptów tego trzeciego fakultetu nie projektowano i nie produkowano żadnego sprzętu użytkowanego przez ludzi – wszystkie musiały mieć zezwolenie lekarzy tej specjalności.
I jeszcze inny przykład – stara, dobra ława szkolna. Odpowiadała wszystkim wymogom prawidłowej postawy ucznia. Pulpit, nachylony pod odpowiednim kątem, nie wymagał od dziecka schylania się nad pracą. Plecy opierały się wygodnie o tylne oparcie. Teczka schowana była w specjalnym schowku pod pulpitem. Ławę wykonywano w różnych rozmiarach – pozwalało to dostosować ją do wzrostu ucznia. Tych walorów nie mają zwykłe stoły, które zgodnie z nową modą wyparły starą szkolną ławę.
Przy okazji chcę przypomnieć, znaną jeszcze z wczesnego dzieciństwa, szkolną zasadę, którą powtarzała nam Pani. Kiedy kończyliśmy pisać lub rysować, Pani mówiła nam: „Ręce do tyłu!”. Drogi Czytelniku, spróbuj wykonać ten prosty ruch. Odczuwasz, jak wyprostowują się Twoje plecy? I to bez specjalnego wysiłku. Dziecko młodszych klas spędza w szkolnej ławie mniej więcej 4-5 godzin dziennie (bez jakichkolwek kosztów dla szkoły i rodzicow) i utrzymuje prawidłową postawę w najważniejszym w tym wieku okresie kształtowania się kręgosłupa.
Nad takimi sprawami zdrowotnymi czuwali właśnie absolwenci tego, tak ważnego fakultetu, obecnego na wyższych uczelniach medycznych. I o tym również ja, jako stary lekarz, chcę przypomnieć społeczności medycznej, nawiązując do starego porzekadła, że „nowe – to dobrze zapomniane stare”.
Rachela MALINGER

Archiwum