7 marca 2007

Bez znieczulenia

W ostatnich tygodniach dwa wydarzenia w ochronie zdrowia poruszyły opinię publiczną. Choć problemy nie są nowe, wiadomości o nich przez kilka dni z rzędu nie schodziły z czołówek gazet, programów radiowych i telewizyjnych. Tak było w przypadku zajęcia przez komornika konta szpitala klinicznego we Wrocławiu oraz aresztowania pod zarzutem korupcji znanego kardiochirurga w szpitalu MSWiA w Warszawie. Sprawy te różnią się bardzo, ale łączą je przynajmniej dwa podobieństwa.
Po pierwsze, siła medialna obu wydarzeń sprzyjała uogólniającym ocenom opinii publicznej na zasadzie pars pro toto. Skoro szpital kliniczny we Wrocławiu ma tak poważne kłopoty, to znaczy, że większość spośród 700 szpitali znajduje się w złej sytuacji. Skoro pod bokiem MSWiA mogło dochodzić do łapownictwa, to co dopiero się dzieje w innych szpitalach, zwłaszcza przy przeszczepianiu narządów? Tymczasem fakty są zgoła inne. W ostatnich dwóch latach zadłużenie szpitali zmniejszyło się o ponad 30%. Zadziałała bowiem ustawa restrukturyzacyjna z 2005 r., poprawiło się zarządzanie, a część placówek osiąga nawet zysk. Natomiast poważne kłopoty ma mniej niż 10% szpitali, którym ustawa z 2005 r. nie mogła pomóc, bo ich zadłużenie było zbyt duże. W takiej właśnie sytuacji jest szpital wrocławski. Podobnie dzieje się z korupcją. Żadne badania i ankiety nie wykazały, że łapówki bierze większość lekarzy. Raporty Fundacji Batorego pokazują, że patologia ta dotyczy części środowiska. Zaś w transplantologii to jedyny znany przypadek.
Jest oczywiste, że nie powinno być żadnych zajęć komorniczych w szpitalach ani łapówek w gabinetach lekarskich. Jednak nietrafne oceny co do skali zjawisk nie ułatwiają ich zwalczania. Mogą natomiast sprzyjać nieracjonalnym decyzjom polityków i powodować wielkie szkody społeczne, takie jak np. wzrost sprzeciwów na pobieranie narządów do przeszczepu. I o tym właśnie powinni pamiętać ministerialni autorzy spektakli medialnych.
Po drugie, w przypadku obu wydarzeń mieliśmy do czynienia z wcześniejszymi zaniechaniami. Rząd wiedział, że skutki wyroku TK mogą być groźne dla kilkudziesięciu szpitali. Jednak przez półtora roku nic nie zrobił. Jeśli chodzi o korupcję, to w efekcie wielu lat niezdecydowanej polityki szefostwa samorządu lekarskiego powstało pole do działania dla aparatu ścigania, z CBA na czele. Na dodatek – zwykle odważny i bezkompromisowy w obronie interesów środowiska – prezes NRL zachowuje się ostatnio dość biernie, również wtedy, gdy działania władz krzywdzą konkretnych lekarzy. Tak było, gdy bez wyroku przez wiele miesięcy przetrzymywano w areszcie psychiatrę Urszulę L.; tak było też, gdy jeden z ministrów skazywał kardiochirurga Mirosława G. przed wyrokiem sądu. Tymczasem samorząd lekarski jest przecież po to, by zarówno eliminować patologie we własnych szeregach, jak i bronić interesów środowiska. Przejmowanie pieczy nad należytym wykonywaniem zawodu zaufania publicznego przez władze rządowe jest porażką idei samorządu. A tej w interesie publicznym warto bronić.

Marek BALICKI

Archiwum