15 czerwca 2008

Listy – Wolne łóżka

Zastanawiam się, dlaczego nikt do tej pory nie wpadł na pomysł stworzenia centralnego systemu monitorowania wolnych miejsc w szpitalach. Prawie codziennie pogotowie przywozi do pękającego już w szwach szpitala kolejnego pacjenta, podczas gdy w szpitalu znajdującym się niecałe kilka kilometrów dalej znajdują się jeszcze wolne miejsca.

Tłumaczenie się zawsze wygląda podobnie: To jest pacjent z Waszego rejonu… Nikt nie zgłaszał nam braku wolnych miejsc u Państwa… Mieliśmy polecenie od dyspozytora, aby przyjechać właśnie do Państwa… W konsekwencji pacjent musi, często zupełnie niepotrzebnie, leżeć na tzw. dostawce lub też spędzić kilka godzin na jeżdżeniu od szpitala do szpitala celem znalezienia odpowiedniego dla niego miejsca. A to może czasem stanowić dodatkowe zagrożenie dla jego życia. Lekarz dyżurny natomiast, zamiast zajmować się chorymi, zmuszony jest „wisieć” na telefonie, szukając dla chorego miejsca, czy też po raz kolejny zgłaszać, że
w jego szpitalu nie ma już absolutnie żadnych wolnych miejsc.

Oczywiście, istnieje stanowisko koordynatora medycznego. Można zgłaszać do niego wszelkie niepokojące sytuacje, np. brak wolnych łóżek w szpitalu. W praktyce jednak jest z tym dość duży problem. Ilość wolnych łóżek z reguły zmienia się w bardzo krótkim czasie: np. rano w całym szpitalu może nie być ani jednego wolnego łóżka, podczas gdy już wczesnym popołudniem (po wypisach) może ich być nawet kilkanaście. W przypadku deficytowych miejsc monitorowanych sytuacja może zmieniać się jeszcze bardziej dynamicznie. Trudno sobie wyobrazić, aby lekarz dyżurny z każdego szpitala osobiście dzwonił co godzinę do koordynatora medycznego i podawał mu aktualną liczbę wolnych miejsc. Pomijając koszty rozmów telefonicznych (za które szpital przecież płaci), byłoby to technicznie nierealne. Lekarz musi poświęcić swój czas pacjentom. Dodatkowo zgłoszeń o braku wolnych miejsc w szpitalach tak naprawdę nikt (poza szczególnymi przypadkami) nie weryfikuje.

Lekarz, mając pojedyncze wolne łóżka, zablokuje szpital, wychodząc z założenia, że zawsze może zgłosić się „pacjent bez skierowania”, który będzie wymagał przyjęcia. W szpitalu obok zaś, w którym brakuje wolnych łóżek, lekarz nie zgłosi tego do koordynatora, licząc na to, że być może będą wypisy i jakieś łóżka się zwolnią. W efekcie mamy wielki bałagan oraz brakuje rzetelnej informacji o liczbie wolnych łóżek na poszczególnych oddziałach.Uważam, że stworzenie systemu centralnego monitorowania ilości wolnych łóżek na poszczególnych oddziałach znacznie ułatwiłoby pracę pogotowia oraz szpitalnych oddziałów ratunkowych (izb przyjęć).Wystarczyłoby, aby koordynator mógł w każdej chwili wyświetlić na monitorze swojego komputera dane dotyczące liczby łóżek na każdym oddziale, każdego szpitala w województwie, oraz liczbę wolnych miejsc na interesującym go oddziale. Zresztą liczba wolnych miejsc na poszczególnych oddziałach mogłaby być powszechnie dostępna. W końcu stan obłożenia szpitala oraz ilość łóżek, którymi on dysponuje, nie jest żadną tajemnicą. Na samych oddziałach zaś pielęgniarki, w momencie przyjmowania pacjenta na oddział, miałyby obowiązek jednoczesnego zaznaczenia w systemie zajmowanego przez niego łóżka. W przypadku zaś wypisu pacjenta musiałyby zaznaczyć jego łóżko jako wolne.

Zdaję sobie sprawę, że sytuacja finansowa służby zdrowia nie jest najlepsza, a stworzenie nowego systemu musiałoby sporo kosztować. Jednak w tej chwili większość szpitali jest wyposażona w komputery oraz ma dostęp do Internetu (wiele placówek ma nawet swoje profile w telefonii internetowej Skype). Koszty wdrożenia systemu monitorowania wolnych miejsc wcale nie musiałyby okazać się wysokie. Dodatkowo, gdyby system zaczął działać, szpitale zaoszczędziłyby sporą sumę na rachunkach telefonicznych, a pogotowie ratunkowe – na paliwie i czasie (pacjent nie musiałby być przewożony od szpitala do szpitala).

Niestety, uruchomienie systemu monitorowania wolnych miejsc mogłoby bardzo szybko pokazać czarno na białym, wbrew temu, co mówią politycy, że w naszych szpitalach panuje dramatyczny niedobór łóżek względem potrzeb. Co więcej, gdyby system działał prawidłowo, skończyłoby się „uprzywilejowanie” niektórych szpitali. Nie mogłoby już dojść do sytuacji, kiedy to np. osobę upojoną alkoholem przewozi się do odległego szpitala miejskiego, mijając po drodze kilka renomowanych (ale wciąż publicznych!) klinik. Być może to właśnie jest jednym z powodów, dla którego centralny system monitorowania wolnych łóżek dotychczas nie powstał.

Piotr SŁAWIŃSKI
Szpital Praski w Warszawie

Archiwum