21 lipca 2008

Szczypta optymizmu

Doskonałe samopoczucie Ewy Kopacz niestety nie jest zaraźliwe, a szkoda, bo mogłoby uchodzić za niedrogi lek, który wiceminister Marek Twardowski przepisywałby wszystkim malkontentom na swoich superzabezpieczonych receptach. Znaki wodne niepotrzebne, bo taka kuracja byłaby ordynowana masowo, bez względu na wiek i płeć, więc naciąganie Funduszu nawet mile widziane. Co bardziej oporni – na przykład posłowie opozycji – dostaliby od razu dwie dawki: obowiązkową obecność na konferencji prasowej pani minister i przestudiowanie urobku pracy urzędników na stronach internetowych resortu. Odkąd pojawił się tu obiecany od dawna koszyk świadczeń zdrowotnych, siła leczenia optymizmem jeszcze bardziej wzrosła. Boję się nawet, czy u nieprzygotowanych – a wycieńczonych długotrwałą chorobą – pacjentów nie wywoła to objawów przedawkowania, które trzeba będzie neutralizować skierowaniem na obrady z natury sceptycznej Komisji Zdrowia lub do izby przyjęć prawdziwego szpitala. Tu raczej można być pewnym, że od razu wyleczą nas z dobrego humoru. Zwłaszcza gdy przyjdziesz z koszykiem pani minister i będziesz się upierać, że to, co jest na liście, gwarantuje ci Konstytucja. Autorzy koncepcji koszyka twierdzą, że nie ma on nic wspólnego z menu dla pacjenta, lecz powinien jedynie ułatwiać zarządzanie systemem. Ale firmy ubezpieczeniowe będą rozczarowane. Jak mają sformułować ofertę, by przyciągnąć gotowych wykupić prywatne polisy? Na kolorową pościel w jednoosobowej sali i trzydaniowy obiad nabierze się niewielu.

To już kolejny punkt programu obecnej ekipy, który rozmija się z oczekiwaniami społecznymi. Owszem, trzeba byłoby niebywałej odwagi, by oświadczyć przed kamerami, jakie procedury medyczne wymagają od pacjenta otwarcia portfela. Mamy więc koszyk, jaki był do tej pory, choć nikt nie będzie mógł teraz zarzucić ministerstwu, że nie wywiązało się z obietnicy. Na innych odcinkach, podobnie jak na niewybudowanych autostradach, jest dużo gorzej. Dobrze, że wakacje; może ludzie zapomną o szpitalnej mitrędze?

Pigułki optymizmu, jakie serwuje minister Kopacz, w końcu kiedyś przestaną działać. Dziś Narodowy Fundusz Zdrowia jest w doskonałej sytuacji finansowej; co wynika nie tyle z mądrości zarządzania tą górą pieniędzy, ile po prostu jest efektem wyższych wpływów ze składek. Jakkolwiek to zabrzmi, władze resortu zdrowia zawdzięczają podatnikom swój dobry nastrój, bo gdyby nie nasze pieniądze, z których można było podnieść pensje w ochronie zdrowia, nie byłoby dziś tak spokojnie i błogo. W drugiej połowie roku sytuacja może już nie wyglądać różowo i przydałby się wreszcie jakiś sukces wynikający z wypełnienia którejś ze złożonych obietnic cudu. Sztandarowych projektów Platformy było wszak kilka. I gdzież one teraz?


Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum