28 maja 2009

Zawał transplantologii

Polska transplantologia jest wciąż poniżej poziomu z 2001 roku. Przez dwa lata nie udało się odbudować tego, co zepsuli ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro jednym niemądrym zdaniem oraz lekarz fałszywym oskarżeniem pod adresem kolegów.

W ciągu całego 2008 roku zgłoszono do „Poltransplantu” zaledwie 427 zmarłych dawców organów. Dla porównania w 2006 było ich 556. Na Mazowszu zgłoszono 52 dawców, co daje regionowi trzecie miejsce w kraju, po województwie zachodniopomorskim (69) i wielkopolskim (85).
W porównywalnej pod względem populacji Hiszpanii jest około 40 dawców na milion mieszkańców. W Polsce w zeszłym roku było ich zaledwie 11,2 dawcy na milion. Na Mazowszu sytuacja była jeszcze gorsza niż statystycznie w całym kraju, bo w tym regionie zgłoszono zaledwie 10,2 dawcy na milion mieszkańców regionu.
Są dwa główne powody załamania i trudno powiedzieć, który był tragiczniejszy w skutkach. Oba zdarzenia miały miejsce w 2007 roku i od tego czasu notuje się spadek zgłaszanych dawców. Pierwsze to skandaliczna wypowiedź Zbigniewa Ziobry. Ówczesny minister po zatrzymaniu przez CBA doktora Mirosława G. oświadczył podczas konferencji prasowej: Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie. Później zarzut zabójstwa stawiany doktorowi G. uznano jednak za mocno wątpliwy, a śledztwo w tej sprawie zostało ostatecznie umorzone. Pomówiony lekarz wygrał także proces cywilny z byłym ministrem sprawiedliwości.
Drugi cios w transplantologię został wymierzony z najmniej spodziewanej strony. Lekarz z Białegostoku oskarżył kolegów o celowe uśmiercanie pacjentów w celu zdobycia organów do przeszczepów. Na łamach tygodnika związanego z PiS Wojciech S. twierdził, że jego koledzy z pracy podawali pacjentom leki, które miały wywoływać śpiączkę symulującą śmierć mózgu. Według rewelacji przytaczanych bezkrytycznie przez „Gazetę Polską”, za każdego dawcę lekarze mieli otrzymywać dwa tysiące złotych.
Według naszych informacji, gdy doszło do tej publikacji, doktor S. miał już poważne problemy z prawem (został oskarżony o sfabrykowanie dowodów korupcji swojego przełożonego), ale udało mu się dotrzeć do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. W ten sposób miało zostać uruchomione śledztwo w tej absurdalnej sprawie.
– Jest bardzo prawdopodobne, że w pewnym momencie lekarze zaczęli bać się zgłaszać dawców do transplantacji – przyznaje dr Jarosław Czerwiński, zastępca dyrektora ds. medycznych „Poltransplantu”.

Mimo gigantycznych wysiłków przez dwa lata nie udało się odbudować polskiej transplantologii. A podejmowano najbardziej karkołomne próby. Z setek billboardów patrzyli na nas znani sportowcy oraz artyści i namawiali żeby „nie zabierać organów do nieba”.
W czerwcu ub.r. przedstawicielom Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej udało się nawet nakłonić parlamentarzystów, aby przyjęli uchwałę dotyczącą transplantologii.
Posłowie przez aklamację uznali: polscy transplantolodzy należą do światowej czołówki w tej dziedzinie medycyny i jest to potrzebna, skuteczna i bezpieczna metoda leczenia stanowiąca dla wielu pacjentów jedyną szansę przedłużenia życia, Sejm zwraca się do społeczeństwa o powszechną akceptację tej metody leczenia. Politycy zaapelowali także do władz rządowych i samorządowych wszystkich szczebli o wsparcie moralne i pomoc materialną we wszelkich akcjach o charakterze edukacyjnym w zakresie przeszczepiania narządów, komórek, tkanek i szpiku. – Chcemy namówić społeczeństwo do przekazywania organów potrzebującym osobom oraz poszerzyć ich wiedzę w tej dziedzinie – tłumaczył marszałek Sejmu Bronisław Komorowski powody tej inicjatywy.
Najwyraźniej jednak nawet posłowie nie wzięli sobie do serca tego, co sami uchwalili. W sejmowej Komisji Zdrowia utknęła bowiem na dobre nowelizacja ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów. Pierwsze czytanie odbyło się w lutym i od tego czasu zapadła cisza. – Została wyłoniona podkomisja, która miała przygotować stanowisko w sprawie ustawy. Niestety, mimo że do 17 marca mieliśmy otrzymać sprawozdanie z prac, komisja kierowana przez naszą koleżankę z Platformy Obywatelskiej nie zebrała się ani razu. Najwyraźniej koalicji rządowej nie zależy na szybkim przyjęciu tej ustawy – mówi szef Komisji Zdrowia Bolesław Piecha.

Komisja Zdrowia, kiedy wreszcie otrzyma sprawozdanie, będzie miała nad czym pracować, bo ustawa i związane z nią rozporządzenia są przygotowane wyjątkowo niechlujnie. W oficjalnym druku przesłanym z rządu można znaleźć takie kwiatki: „§ 8. Do niezbędnych kwalifikacji zawodowych koordynatorów pobrania lub przeszczepienia należy:
1) wykształcenie medyczne;
2) umiejętności koordynatora pobierania lub przeszczepiania. Tu trzeba napisać, na czym polega to zdobywanie umiejętności. Czy to jest po prostu ileś lat doświadczenia zawodowego, czy jakieś przeszkolenie?”.

Nowa ustawa o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów jest potrzebna z jeszcze jednego powodu. Dzięki niej w szpitalach pojawią się wreszcie koordynatorzy przeszczepów. Lekarze zajmujący się tą sprawą już dziś są kształceni przez Warszawski Uniwersytet Medyczny, ale są problemy z uzyskaniem dla nich etatów.
Ich obecność w szpitalach na pewno zwiększy liczbę zgłaszanych dawców, bo trudno uwierzyć, że w ciągu zeszłego roku np. w Małopolsce naprawdę było tylko dwoje dawców. Koordynatorzy niewątpliwie sprawią jeszcze jedną rzecz – zwiększy się liczba placówek uczestnicząca w programie pobierania narządów. W tej chwili z 400 szpitali, w których jest taka możliwość, do programu należy zaledwie 120 placówek. Jeśli ich liczba się nie zwiększy to nie ma szansy, aby z polską transplantologia było lepiej.

Jan OSIECKI
Autor jest publicystą „Newsweeka”

Archiwum