19 listopada 2010

SILVA RERUM MEDICARUM VETERUM

Całowanie, jako zwyczaj rozpowszechniony, posiada już literaturę, która go oświetla z różnych punktów. Higiena pod tym względem wiele miała by do powiedzenia. Właśnie sprawę tę poruszono niedawno z tego stanowiska, mianowicie, całowanie omawianem było na jednem z posiedzeń Miejskiej Rady Zdrowia we Lwowie, a to z powodu zaszłego faktu „obsypania pocałunkami dziecka chorego na płonicę i to przez jedną z wybitnych wychowawczyń”.
Otóż, w sprawie całowania na początku r. szk. wydanem zostało przez fizykat miejski we Lwowie, zalecenie, aby zakazywać całowania się młodzieży, praktykowanego szczególnie w szkołach żeńskich. Jeszcze dawniej, bo w roku 1904, rada szkolna okręgowa miejska okólnikiem odnośnym zaleciła, ażeby grona nauczycielskie „starały się wykorzenić w stosowny sposób zwyczaj całowania się dzieci między sobą w szkole i poza szkołą, jako też zwyczaj całowania nauczyciela i nauczycielki po rękach, ażeby tak dzieci szkolne, jako też osoby stanu nauczycielskiego ochronić od wszelkich ewentualności, wyniknąć mogących na tej drodze”.
W Warszawie kwestya całowania mało była dotąd w życiu szkolnem podnoszoną i dyskutowaną, nadmienić jednak należy, iż zakaz całowania już w r. 1904 wprowadzony został do regulaminu wewnętrznego Ogrodów im. Raua, gdzie odnośny paragraf (p.28) o przewodnikach mówi: „Przewodnicy bezwarunkowo powinni się wystrzegać wszelkiego rodzaju wyróżniania dzieci, a tembardziej obdarzania ich łakociami i jakiemikolwiek darami; nie wolno im również dzieci całować ani być przez nie całowanymi”.
„Zdrowie” 1909, XXV, 50

W Medyolanie rozegrał się niedawno proces, który zarówno na przyczynę doniosłej wagi społecznej, jak i na oskarżonych, obudził żywe zajęcie. Przy końcu roku zeszłego kilka osób w Medyolanie, którym zastrzyknięto surowicę przeciwbłoniczą, zachorowały na tężec i niebawem zmarły. Jednocześnie nadeszły wiadomości o takich samych wypadkach z innych miejscowości prowincyi lombardzkiej, weneckiej i z Piemontu. Surowica użyta w tych wypadkach pochodziła z instytutu medyolańskiego, jednego z najlepszych i największych zakładów wyrabiających surowicę we Włoszech. Przeprowadzono ścisłe badania, a wynik ich wykazał, że w surowicy przeciwbłoniczej znajdowały się bakterye tężca. Władze wytoczyły tedy proces dyrektorowi instytutu, znanemu bakteryologowi, profesorowi Belfantiemu i asystentowi Zenoniemu, oskarżonym o lekkomyślne sprowadzenie śmierci 12 osób i narażenie na niebezpieczeństwo wielu innych. Prócz tego wytyczono akcyę cywilną senatorowi Negriemu jako prezesowi instytutu. Na świadków i biegłych powołał sąd całe grono pierwszorzędnych medyków włoskich, obronę prowadzili trzej adwokaci medyolańscy i czwarty z Genui.
Oskarżeni oświadczyli, iż pojąć nie mogą, w jaki sposób jad tężcowy dostał się do epruwetek z surowicą. Biegli nie zajmowali się wcale zbadaniem kwestyi, czy w owym czasie robiono w instytucie doświadczenia z jadem tężcowym: żaden z nich nie dał stanowczego wyjaśnienia, zkąd mogło powstać to zanieczyszczenie, natomiast wszyscy zgodzili się na to, że Belfanti jest wybitnym uczonym, jego działalność wyższa nad wszelkie pochwały, a jego zakład wzorem dokładności naukowej. Prokurator w przemowie swojej zaznaczył, że sprawa jest zupełnie tajemniczą, a umysł ludzki w swojej nieświadomości musi się przed tą tajemnicą ukorzyć. Oskarżonych nie uważa za odpowiedzialnych za to, co zaszło i sam cofa oskarżenie. Z obrońców przemawiał tylko jeden i zaznaczył między innemi, że jeźli lekarze bywają oskarżani, iż jakkolwiek mimowoli, są winni śmierci kilku osób, z drugiej strony pamiętać należy, że wykonywając obowiązki niebezpiecznego zawodu swego, uratowali życie tysiącom osób. Sąd, po krótkiej naradzie, uniewinnił wszystkich oskarżonych.
„Nowiny Lekarskie” 1902, XIV, 81-82

Studya uniwersyteckie w Ameryce, a w szczególności studya lekarskie omawia Max Böhm w Berliner klin. Wochenschrift Nr. 34 br. Istnieje zasadnicza różnica między systemem uniwersytetów niemieckich i amerykańskich. Uniwersytet niemiecki jest wyłącznie szkołą fachową, podczas gdy amerykańska wszechnica dzieli się na dwie części: na szkołę dla osiągnięcia ogólnego wykształcenia, tzw. college, pośrednią między gimnazyum a uniwersytetem, w którem Amerykanin trzy lata pozostaje, zanim obierze sobie zawód, i na uniwersytecką szkołę zawodową, np. Medical school. Jednym z równorzędnych działów nauki uprawianych w college jest oddział dla wychowania fizycznego (department for physical culture). Studium lekarskie obejmuje okres czteroletni. Szpital oddany dla celów nauczania klinicznego nie jest utrzymywany ani przez rząd, ani przez miasto, tylko utrzymuje się głównie z zapisów prywatnych. Czynności lekarskie spełnia się w sposób odrębny od naszego. Płatnych posad lekarskich nie ma wcale. Lekarze szpitala są równocześnie lekarzami praktykującymi na mieście, którzy jako uboczne zajęcie bezpłatnie spełniają czynności szpitalne. Massachus General Hospital zatrudnia w ten sposób 77 lekarzy. Żaden jednak z lekarzy nie mieszka w szpitalu, tylko przychodzą do szpitala na kilka godzin dziennie. Służba lekarska nie jest także stałą, tylko odbywa się ją kolejno przez 3 miesiące. Obok tych lekarzy są jeszcze koledzy, którzy bezpośrednio po egzaminach odbywają praktyczne studya na klinice i ci mieszkają w szpitalu. Stąd też ich nazwa housepupils. Razem z poprzednimi dochodzi liczba lekarzy zatrudnionych w szpitalu do 100. Urządzenie to demokratyczne i koleżeńskie ma jednak swe wady. Głownie cierpi na tem medycyna jako nauka i dla tego obecnie coraz częściej wprowadza się do klinik amerykańskich system europejski. Poza tem istnieje ogromna liczba prywatnych szkół lekarskich, w których młodzi ludzie, urzędnicy po zajęciach biurowych lub sklepowych, słuchają wieczorami wykładów medycyny, a po 4 latach teoretycznych tylko studyów otrzymują stopień doktora medycyny (M. D.). Oprócz nich istnieją jeszcze doktorzy osteopatyj (D. O.), którzy wzystkie schorzenia ustroju, jak dur, odrę, czynią zależnemi od przemieszczeń w kościach, a całe leczenie polega na sprowadzeniu kości. do prawidłowego położenia. Istnieje jeszcze trzeci typ lekarzy odprawiających modły dla przywrócenia zdrowia (Christian scientists), którzy twierdzą, że wszelkie choroby wywołane są zboczeniami umysłowemi i modlitwami odprawianemi w osobnych kościołach uzdrawiają chorych.
W Ameryce istnieje zupełna wolność leczenia, toteż partactwo rozwinęło się tam, na olbrzymią skalę, a szeroki odłam publiczności amerykańskiej nie czyni różnicy między wyżej wymienionymi doktorami. Państwo nie poczuwa się do obowiązku opiekowania się cierpiącą ludzkością i nie daje żadnej rękojmi, że ten jest dobrym lekarzem, a ów złym. Dlatego też właściwi, uprawnieni lekarze organizują się tam do samopomocy, krzewiąc wśród siebie przede wszystkiem zasady etyki zawodowej.
„Lwowski Tygodnik Lekarski” 1908, III, 540

Archiwum