14 grudnia 2010

Pasje doktora Rapa

Ludzkie losy – dramatyczne, splątane, pełne niecodziennych zdarzeń i zbiegów okoliczności – pasjonują go najbardziej. Dr Zbigniew Rap jest gotów przebyć setki kilometrów, żeby wysłuchać o nich opowieści. A potem, zaszyty na niemieckiej wsi, spisuje wspomnienia – ze swojego życia i z życia tych, których spotkał: Polaków, Żydów, Ukraińców czy Niemców pochodzących ze wschodnich rubieży II Rzeczypospolitej. Wojna rozsiała ich po świecie, a losy wpisują się w obraz generacji ukształtowanej w przedwojennej Polsce.
Na fotografiach ze swych podróży dr Rap utrwalił sporo tego świata, który jakby zatrzymał się w miejscu sto lat temu: wiejskie chałupy, parterowe domki miasteczek, pola i lasy. Najbliższe sercu doktora widoki, dzięki jego kolejnej pasji – malowaniu, ulegają przeobrażeniu w akwarele. Po maturze rozstał się ze swoją pasją, ale 10 lat temu do niej powrócił.
„Ojcowizna”, z namalowaną prostą kapliczką w polu, była jedną z pierwszych akwarel doktora. – To miejsce znajduje się w powiecie jarosławskim. Naprzeciwko, na wzgórzu, leży wieś Tuligłowy, skąd wywodzi się mój dziadek Jan Podkomórka, legionista – opowiada. – Według rodzinnej anegdoty, któryś z przodków był podkomorzym, potem rodzina schłopiała i został już tylko Podkomórka.

Kolejny obrazek przedstawia fragment Przeworska, utrwalony w 1990 r. – Na prośbę ojca szukałem w Przeworsku jego znajomej i przypadkiem natrafiłem na tę uliczkę. Znajomą udało mi się odnaleźć. To pani Izabela Grabińska, z domu Łopuszańska, która w 1937 r. była jedyną kobietą pracującą razem z moim ojcem w Starostwie w Gródku Jagiellońskim.
Na akwareli „Pod lasem”, z czerwonymi makami porastającymi miedzę, rozciąga się krajobraz nieopodal wsi Linden, 6 km od uniwersyteckiego miasta Giessen w Hesji. – Z moim gościem z Polski zebraliśmy tam kiedyś 120 prawdziwków – wspomina. – Tutejsi Niemcy nie zbierają grzybów, w przeciwieństwie do Niemców Sudeckich i Polaków.
Wspaniały karmazyn – kogut z kolejnej akwareli też ma swoją historię. – Należał do mojej sąsiadki. Był piękny, ale każdego rana budził mnie o piątej donośnym pianiem. Poskarżyłem się sąsiadce i kiedy nagle padł, stałem się pierwszym podejrzanym. Długo musiałem dowodzić swojej niewinności.
Malowanie to dla dr. Rapa relaks. Emocje budzą w nim ludzie i ich opowieści. – Prawdziwe losy ludzkie są najciekawsze, warto je utrwalić – tłumaczy swoją pasję.

Ewa Dobrowolska

Wspomnienia dr. Zbigniewa Rapa drukowaliśmy w numerach: 3 i 4/2009, 10 i 11/2010

Archiwum