11 kwietnia 2011

Może tym razem nie narzekać?

Kolejne stosy papierów będą zalegały w lekarskich gabinetach – tym razem na potrzeby inspekcji sanitarno-epidemiologicznej, która będzie sprawdzać, czy w praktykach lekarskich prowadzona jest kontrola wewnętrzna w celu zapobieżenia szerzeniu się zakażeń i chorób zakaźnych. Zanim jednak w czambuł potępimy radosną twórczość ustawodawcy i urzędników w odpowiednich organach centralnych, warto się zastanowić, czy na pewno tym razem słuszny ma być nasz gniew.

Chodzi o to, żeby w każdej praktyce opracowany został zestaw procedur, które następnie w regularnych odstępach czasu mają być sprawdzane. Te przepisy mogą się nawet czasem wydać śmieszne, ale nie są bezużyteczne. Nawet jeśli procedury dotyczą tego, jak sprzątać swoją praktykę – łatwiej przyjdzie sprawdzać personel, który to wykonuje. Sporządzanie procedury, zapoznawanie z nią współpracowników oraz okresowe jej sprawdzanie może wpłynąć na to, że wszyscy dokładniej będą myć ręce i dbać o higienę pomieszczeń, co na pewno przyniesie dobroczynny skutek. Być może zmniejszenie ryzyka szerzenia się zakażeń można by osiągnąć innymi metodami niż wypełnianie stosu dokumentów, na razie jednak pozostaje ta uciążliwa metoda. Przy tym dużo pracy należy wykonać jedynie na początku, a materiałów, dzięki którym lekarze mogą opracować procedury dla swoich praktyk, dostępnych jest mnóstwo.

Dura lex, sed lex, ale nie tylko
Rośnie liczba spraw wytaczanych z powodu zakażenia pacjentów podczas udzielania im świadczeń zdrowotnych. Rację ma Elżbieta Lejbrandt z warszawskiego Sanepidu, że dobrze opracowane procedury przeciwdziałania zakażeniom i chorobom zakaźnym to ważny argument dla sądu w procesie o odszkodowanie. Jednak nie chodzi tu tylko o ochronę na wypadek postępowania przed sądem. Na niedawnej konferencji poświęconej zakażeniom przewodniczący Polskiej Grupy Ekspertów HCV prof. Waldemar Halota mówił, że w Polsce jest około 700 tys. zakażonych wirusem HCV. Każdy lekarz w swojej praktyce musi przyjmować i takich pacjentów. Tylko około 50 tys. z nich wie, że nosi groźnego wirusa. Zagrożenie zakażeniem się nim jest realne.
Katarzyna Machniewska-Gąda z Centrum Onkologii podaje opublikowane w kwartalniku Polskiego Stowarzyszenia Pielęgniarek Epidemiologicznych dane, które dają sporo do myślenia. Otóż szacuje się, iż w Stanach Zjednoczonych Ameryki w samych szpitalach corocznie dochodzi do 600 000-800 000 zakłuć i innych urazów przezskórnych wśród pracowników ochrony zdrowia.
W Polsce takich danych nikt nie zbiera, co nie znaczy, że w polskich przychodniach i szpitalach nie dochodzi do zakłuć. Eucomed (European Confederation of Medical Suppliers Association) informuje, że ryzyko transmisji patogenów krwiopochodnych powstałe w wyniku zranienia, przy założeniu kontaminacji igły wynosi: 1 na 3 pracowników dla Hepatitis B, 1 na 30 pracowników dla Hepatitis C, 1 na 300 pracowników dla HIV.
Chyba warto dla własnego bezpieczeństwa w tych gabinetach, gdzie wykonuje się zabiegi z przerwaniem ciągłości tkankowej, mieć procedurę dotyczącą postępowania poekspozycyjnego, którą na pamięć powinien znać każdy pracownik praktyki. Jedno zakłucie na trzydzieści w USA skutkuje przekazaniem wirusa zapalenia wątroby typu C. Ciekawe, jak to ryzyko trzeba ocenić w Polsce?

Gdzie szukać podpowiedzi
Polskie Stowarzyszenie Pielęgniarek Epidemiologicznych wydaje cytowany wyżej kwartalnik „Pielęgniarka Epidemiologiczna Informator”. Lekarzom, którzy nie wiedzą, jak opracować procedury dla siebie, pomoże lektura niektórych numerów, które dostępne są w Internecie.

Justyna Wojteczek

Archiwum