13 lipca 2011

Milczenie jest złotem

Paweł Walewski

Nadzieja umiera ostatnia. Chyba tylko dlatego opozycja w regularnych odstępach czasu w mijającej kadencji zgłasza wotum nieufności wobec Ewy Kopacz i za każdym razem głosowanie przegrywa. To zawsze jednak okazja do pokazania się w mediach, z czego posłowie oraz pani minister skwapliwie korzystają, starając się zareklamować z jak najlepszej strony. Z obecnością polityków w telewizji i prasie jest ostatnio tak, jak z reklamami margaryny lub tabletek na wzdęcia. Niewiele można powiedzieć w krótkim spocie, więc muszą wystarczyć wpadające w ucho slogany. Całej reszty, czyli ile to warte, niech odbiorcy domyślą się sami. Nie inaczej wyglądała ostatnia dyskusja na temat polityki zdrowotnej, która odbyła się w związku z debatą nad odwołaniem minister Kopacz. Ani argumenty opozycji domagającej się ustrzelenia minister Platformy, ani jej obrona nie zawsze były merytoryczne. Można powiedzieć: nihil novi. I to ze zdecydowaną przewagą nihil…
Nie wracałbym do tej jałowej wojenki i nie zabierałbym czasu w porze wakacji, aby skłonić do poświęcania uwagi nudnej polityce, gdyby nie czekająca nas wkrótce kampania wyborcza. To, co mogliśmy niedawno usłyszeć w Sejmie, powróci jesienią jak echo, bo Prawo i Sprawiedliwość najwyraźniej nie wyczerpało jeszcze całej amunicji przy straszeniu prywatyzacją, a minister zdrowia do tej pory nie zdjęła aureoli po uratowaniu Polski przed zakupem szczepionek przeciwko świńskiej grypie. I tak oto będziemy wkrótce doznawać déjŕ vu, choć oba strzały (ten z ataku i z obrony) niosą ze sobą – jak w reklamach – całkiem fałszywy ton. Bo to, co na temat prywatyzacji ma do powiedzenia opozycja, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości, a zasługi minister w zniechęcaniu Polaków do szczepień są żadnym powodem do dumy. Czy tak trudno zauważyć, że w starciu z producentami szczepionek sukces resortu wyniknął częściowo z faktu, iż świńska grypa w 2010 r. ominęła nasz kraj, choć twarde negocjacje należy pochwalić. W pracy lekarza intuicja ma olbrzymie znaczenie, ale ministrowie zdrowia niekoniecznie powinni polegać wyłącznie na niej.
Dlatego, choć do wyborów pozostało jeszcze kilka miesięcy, już teraz straciłem złudzenia, że wreszcie ktoś o problemach pacjentów i lekarzy zacznie mądrze, merytorycznie rozmawiać. Zabrakło chęci do tego podczas ostatniej sejmowej debaty, zabraknie i jesienią, gdy ważyć się będą losy przyszłego rządu. Prywatyzacja usług medycznych to z pewnością temat doskonale nadający się na czas kampanii, ale w Polsce uczyniono z niego wydmuszkę, a z samej prywatyzacji – polityczny straszak. Tak samo sytuacja wygląda z dostępem do szczepień oraz zaangażowaniem firm farmaceutycznych w sektor ochrony zdrowia. U nas sprowadzono te zagadnienia do poziomu korupcji, jakby nie było w związku z tymi sprawami ciekawszych problemów, którymi powinni się zająć politycy przed najbliższymi wyborami. Może nie potrafią?

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum