1 marca 2013

Bez znieczulenia

Marek Balicki

Pod koniec stycznia pojawił się projekt założeń ustawy o instytucjach systemu ubezpieczenia zdrowotnego autorstwa Ministerstwa Zdrowia. Na razie otrzymali go członkowie Zespołu Trójstronnego ds. Zdrowia z uwagą, że przekazany dokument jest nadal przedmiotem konsultacji wewnętrznych w ministerstwie. Jego treść może więc jeszcze ulec zmianom. Dobrze jednak, że zapowiadany od wielu miesięcy projekt wreszcie jest. Przedstawiane dotychczas propozycje o wysokim poziomie ogólności przybrały konkretny kształt. Mamy o czym dyskutować. Dobrze też byłoby, gdyby szefostwo resortu już teraz, na wczesnym etapie prac, zdecydowało się na bardziej otwartą debatę publiczną i zorganizowało np. cykl konferencji z udziałem partnerów społecznych, organizacji pozarządowych, ekspertów, polityków i samorządowców. Służyłoby to nie tylko pracom legislacyjnym, ale przede wszystkim trafnemu określeniu kierunku koniecznych zmian.
A waga sprawy jest duża. Wprawdzie projekt ma zaledwie 16 stron, co jak na rok pracy nie powala, ale proponowane rozwiązania mogą mieć dalekosiężne skutki dla systemu. Zdaniem autorów podstawowym problemem funkcjonowania rynku wewnętrznego świadczeń zdrowotnych od samego początku, tj. od powstania kas chorych, jest brak organu odpowiedzialnego za regulację, zarządzanie i nadzór. Po powstaniu NFZ doszło do tego jeszcze nakładanie się kompetencji głównych interesariuszy, czyli Centrali NFZ i ministerstwa. Jako modelowe wskazano rozwiązania dotyczące rynku finansowego, energetycznego i telekomunikacyjnego. Rynki te funkcjonują w oparciu o działalność organu regulacyjnego, np. Komisji Nadzoru Finansowego. Celem proponowanych zmian jest usprawnienie funkcji regulacyjnych dzięki utworzeniu silnej instytucji, w postaci Urzędu Ubezpieczeń Zdrowotnych.
Prezes nowego urzędu ma przejąć sprawy realizowane obecnie przez Centralę NFZ, ministra zdrowia, AOTM i CMJ. Powstanie superurząd o niezwykle szerokich uprawnieniach obejmujących zasady kontraktowania świadczeń, ich wycenę, podział środków na regiony, ocenę technologii medycznych, akredytację szpitali i monitorowanie jakości świadczeń oraz sprawowanie nadzoru nad finansowaniem i realizacją świadczeń. Oddziały wojewódzkie NFZ uzyskają samodzielność. Jednakże ich rady nadzorcze będą kontrolowane przez władzę centralną, na wzór spółek Skarbu Państwa. Ponadto przewiduje się wprowadzenie elementów planowania potrzeb zdrowotnych i ograniczanie rozdrobnienia świadczeniodawców.
Co o tym wszystkim sądzić? Niektóre pomysły są ciekawe. Ale widać też zagrożenia. Najbardziej niepokoi idea powołania urzędu – molocha. Oglądanie się przy tym na rynek finansowy czy energetyczny jest niezrozumiałe.
W zdrowiu mamy przecież wyłącznie środki publiczne, którymi zarządzają publiczne instytucje. Jeśli wzmocnić – to ministra zdrowia, a nie tworzyć niezależny od niego urząd. To nie ma sensu. Chyba że… docelowo oddziały NFZ mają być sprywatyzowane. A to już zupełnie inny problem. Jak widać, diabeł może tkwić nie tylko w szczegółach.

Archiwum