9 stycznia 2017

Muzyka dla idei Transplantacji

Opowiada dr n. med. Zygmunt Kaliciński

Ojciec i dwóch synów, dwa pokolenia rodziny Kalicińskich poświęciły się medycynie. Dr Zygmunt Kaliciński, starszy syn prof. Zygmunta Henryka i brat Piotra, rozmowę o swojej karierze medyczno-muzycznej zaczyna od przypomnienia, że w rodzinie Kalicińskich było wielu lekarzy.

– Ojciec miał ogromną charyzmę, która wpływała na wszystkich, i w domu, i w szpitalu, wszędzie – mówi. – Kto go spotkał, od pierwszego momentu był nim zafascynowany. Do dziś jest wspominany serdecznie. Był współautorem wielu publikacji, zapisał się w historii medycyny jako autor kilku operacji urologicznych u dzieci, które wykonuje się na świecie do dziś. Marzył, by polska medycyna dogoniła światową. Dlatego kształcił młodych chirurgów dziecięcych, stworzył kilka fundacji, dzięki którym wysłał na stypendia zagraniczne około tysiąca lekarzy. Byli wśród nich chirurdzy dziecięcy, neonatolodzy, pediatrzy, anestezjolodzy, kardiochirurdzy. Wszyscy wrócili do Polski, mimo że były to czasy fascynacji Zachodem.

Prof. Piotr Kaliciński, brat Zygmunta, kontynuuje tradycję naukową ojca i już zapisał się wielkimi zgłoskami w historii polskiej medycyny, gdy pierwszy w kraju wykonał udane przeszczepienie wątroby (u dziecka). Prowadzona przez niego Klinika Chirurgii Dziecięcej i Transplantacji Narządów u Dzieci w Centrum Zdrowia Dziecka jest jednym z wiodących tego typu ośrodków w Europie i na świecie. Jego osiągnięcia dorównują sukcesom ojca. Zygmunt jest z brata bardzo dumny.

– Moją drugą fascynacją, obok medycyny, jest muzyka – opowiada dr Zygmunt Kaliciński junior. – Brat też kocha muzykę, ale jej tylko słucha. A ja grałem na wielu instrumentach: gitarze, fortepianie, perkusji. Już w liceum miałem zespół. W pewnym sensie również kontynuowałem tradycję ojca. Pracując wiele lat w Akademii Medycznej, w ramach Studenckiego Koła Naukowego wychowałem kilka roczników młodych kardiochirurgów, dziś już samodzielnych naukowców z tytułami profesorów. Myślę, że to ja zaszczepiłem im marzenie bycia kardiochirurgiem. W moim kole nie było osób zwykłych, tam było miejsce tylko dla fascynatów. Moi studenci jeździli ze mną na konferencje naukowe najwyższej rangi po całym świecie, gdzie wzbudzali sensację. Pytany, dlaczego biorę studentów na tak zaawansowane konferencje, odpowiadałem, że po pierwsze są do nich doskonale przygotowani i rozumieją wszystko, o czym się mówi. Po drugie – niech nasiąkną za młodu atmosferą wielkiej nauki. Dziś są dobrymi lekarzami i prawymi ludźmi, co tak bardzo cenił mój ojciec.

Po studiach dr Kaliciński podjął pracę we właśnie otwieranym Centrum Zdrowia Dziecka, na Oddziale Kardiochirurgii, pod wodzą prof. Jarosława Stodulskiego. W tym samym czasie zaczynali tam pracę bardzo obecnie szanowani i znani koledzy dr. Kalicińskiego, m.in. prof. Bohdan Maruszewski i prof. Piotr Burczyński. Po kilku latach i odbyciu stypendiów w Anglii i USA Zygmunt Kaliciński otrzymał zaproszenie do pracy w Katedrze i Klinice Chirurgii Dziecięcej i Kardiochirurgii Warszawskiej Akademii Medycznej, w szpitalu przy ul. Litewskiej. Prowadził m.in. badania w ośrodku naukowym w Zabrzu, u prof. Religi, który mówił: „jak przyjadą studenci od Kalicińskiego, macie ich wpuścić nawet w nocy”. Swoją modyfikację zespolenia naczyniowego stosowanego u dzieci z małym przepływem płucnym sprawdzał na symulatorach szklanych i komputerowych w Zabrzu. Była to operacja u noworodków z niedorozwojem tętnic płucnych, bez rozwiniętego łożyska płucnego. Zabieg polegał na jego odtworzeniu, aby się rozwinęło i w przyszłości można było zrobić korekcję. Operacja stała się podstawą pracy doktorskiej jednego z wychowanków dr. Kalicińskiego. Modyfikację tę stosował nawet światowej sławy kardiochirurg prof. Lecompte z Paryża.

Dr Kaliciński przyznaje, że zawsze korciły go nowe projekty. W pewnym okresie całkiem pochłonął go plan stworzenia szpitala hybrydowego. Pracował nad nim z grupą znakomitych lekarzy ponad dziesięć lat. Projekt szpitala kardiologiczno-kardiochirurgiczno-naczyniowego, m.in. z doskonałymi rozwiązaniami logistycznymi, powstał i został zrealizowany. Nie wdrożono jednak wszystkich założeń, czego dr Kaliciński bardzo żałował. Gdy w Szpitalu MSW przy ul. Wołoskiej ponownie otwarto oddział kardiochirurgiczny, zgłosił się do prof. Marka Durlika, jednego z czołowych transplantologów w Polsce (zasłynął bardzo trudnymi przeszczepami trzustki w Klinice Chirurgii Gastroenterologicznej i Transplantologii, którą kierował), dyrektora szpitala CSK MSWiA w Warszawie, z prośbą o przyjęcie do zespołu. Od paru ładnych lat pracuje w ciągle rozwijającej się Klinice Kardiochirurgii, obecnie kierowanej przez prof. Piotra Suwalskiego. Ponieważ w placówce planowano przeprowadzanie operacji transplantologicznych, zrobił trzecią specjalizację (po chirurgii dziecięcej i kardiochirurgii) – z transplantologii.

Specyfiką Kliniki Kardiochirurgii jest wprowadzone przez jej szefa bardzo nowoczesne, ale i trudne miniinwazyjne podejście do operacji kardiochirurgicznych. Ten sposób leczenia zafascynował dr. Zygmunta Kalicińskiego. Bardzo żałuje, że nie znał tych technik chirurgicznych dawniej, gdyż niektóre mogłyby mieć doskonałe zastosowanie w zabiegach u dzieci w jego wcześniejszej praktyce. Większość operacji wykonywanych jest w klinice techniką torakoskopową. Te metody leczenia są – zdaniem dr. Kalicińskiego – nowatorskie. Placówka wyprzedza więc pod względem innowacyjności inne kliniki w Polsce, a nawet w Europie, w związku z tym prowadzi szkolenia międzynarodowe.

Przed mniej więcej dziesięcioma laty dr Kaliciński powrócił do swej pasji i znów zaczął grać, na perkusji. Cztery lata temu stworzył z kolegami lekarzami zespół Cardioband, a potem rozpoczął współpracę z muzykami zawodowymi w formacji rockowej HLA z dodatkiem „4transplant”. Grają nie tylko dla przyjemności, mają pewną misję. Jej przesłanie dr Kaliciński tak streszcza: – Młodym kolegom po fachu zawsze powtarzam: lekarz to specyficzny zawód, ludzie obdarzają nas szczególnym zaufaniem, powierzają zdrowie, a nawet życie. Są przekonani, że ich wyleczymy, że będziemy działać według najlepszej wiedzy i chęci. Mamy ten ogromny kapitał zaufania. Jego większość możemy poświęcić na karierę zawodową, zdobycie sławy, pieniędzy. Ale chociaż część swojej aktywności przeznaczmy na pracę społeczną. Każdy lekarz powinien znaleźć sobie małą działkę aktywności społecznej. Może to być pomoc charytatywna potrzebującym, wolontariat, promowanie czegoś ważnego. Ja tak robię. Nasza muzyka, nasze koncerty promują transplantację w szerokim znaczeniu tego słowa. Współpracuję i konsultuję swoje poczynania z prof. Romanem Danielewiczem, dyrektorem „Poltransplantu”, który ustawowo jest odpowiedzialny za całość przeszczepów w Polsce.

Każdy koncert zespołu HLA (od human leucocyte antygen) służy idei transplantacji. Kilka minut na scenie muzycy poświęcają rozmowie z publicznością. Szczególnie podkreśla się wagę decyzji o byciu dawcą. W obliczu tragedii rodzina bowiem nie jest w stanie odpowiadać na pytania. Reaguje różnie, co jest powodem utraty wielu dawców. Promocja za pomocą muzyki tak się spodobała i rozwijała, że powstała „Fundacja dla transplantacji”. Instytucjonalizacja poczynań ułatwia pracę i działanie. Od tej pory pojawiają się na koncertach banery i stoiska z materiałami informacyjnymi. Nim zabrzmi muzyka, transplantolodzy przemawiają, propagując przeszczepy.

– Graliśmy na festiwalu country w Mrągowie – wspomina dr Kaliciński. – Przyjechał tam, prosto od stołu operacyjnego, zespół transplantologów z Olsztyna, był obecny prof. Roman Danielewicz. 9-tysięczna publiczność zgotowała im wielką owację w podzięce za ciężką pracę i poświęcenie. Dwa razy byliśmy na Top Festiwalu w Łodzi. Słuchały nas tłumy ludzi. Darek Maciborek zaprosił nas do Oświęcimia na Life Festival, było tam stanowisko poświęcone transplantologii. Harcerze roznosili ulotki. W tym roku graliśmy w Węgorzewie, na festiwalu rockowym, który na naszą prośbę, skierowaną do organizatora Aleksandra Iwaniuka, promował transplantację. W 2017 r. będziemy partnerem organizatorów kolejnej edycji.

Zagraliśmy kilka koncertów w Warszawskim Hard Rock Cafe, wśród publiczności było wielu lekarzy i artystów. Napisaliśmy specjalną piosenkę, pt. „Zostaw serce na ziemi”, na takie występy. Muzyka jest moja, a tekst koleżanki poetki Małgorzaty Szyszko-Kondej. Na początku 2017 r. będzie premiera.

„Fundacja dla transplantacji”, którą Zygmunt Kaliciński założył wraz ze sławnym bratem Piotrem, a do której dokooptowało wiele wspaniałych i znanych osób, ma na koncie sporo działań i dalej się rozkręca.

– Dzięki mediom elektronicznym najłatwiej dotrzeć do młodych ludzi – kontynuuje dr Kaliciński. – A na tym nam zależy. Starsze osoby mają ukształtowane przekonania, trudno je zmienić. Młodych można przekonać. Polacy są otwartym narodem, chętnie dzielą się swoim dobrem. Ale jest też wiele wątpliwości i bojaźni. Gdy pytamy: czy oddałbyś narządy po śmierci, większość mówi: tak. Ale gdy ginie lub umiera ktoś bliski, członkowie rodziny nierzadko nie wiedzą, jak postąpić, mają wątpliwości. Ponieważ lekarze nigdy nie forsują swojego zdania, tracimy wiele możliwości pobrania narządów, czyli uratowania pacjentów oczekujących na przeszczep. Dlatego staramy się upowszechniać pogląd, że decyzja o oddaniu narządów po śmierci jest czymś oczywistym, naturalnym. Nie zastanawiajcie się, tylko przekażcie swoje postanowienie rodzinie. Wiemy, że rodzina nie decyduje prawnie, ale praktycznie tak. To przesłanie zostało głośno wyrażone na wielkim festynie, pt. „Zostaw serce na ziemi”, zorganizowanym w tym roku na Agrykoli przez Centrum Zdrowia Dziecka, Fundację „Góry przenosić” i naszą „Fundację dla transplantacji”. W planach mamy nie tylko koncerty, ale szeroką akcję edukacyjną, stypendia zagraniczne dla naszych transplantologów, a nawet zakup sprzętu. Czeka nas więc dużo pracy. Proszę trzymać kciuki i pomagać nam, bo działamy dla wszystkich.

oprac. Małgorzata Skarbek

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum