13 kwietnia 2017

Wypalenie zawodowe

Stres lekarzy

Jarosław Kosiaty

Portal Esculap zorganizował konkurs dla lekarzy „Mój sposób na stres i wypalenie zawodowe”. Przyszło mnóstwo listów. Zacytuję kilka z nich:

„Zapewne znacie ten przesąd, że jeżeli śnią się komuś zęby, oznacza to nieszczęście lub chorobę. A co jeżeli taki sen nawiedza dentystę? To znaczy, że jest przepracowany albo wypalony. Po 18 latach w zawodzie często zdarza mi się wpadać w takie czarne dziury, w których nawet dna nie widać. Wówczas oddałabym wszystko, aby chociaż na chwilę wyrwać się z tego żółtawym osadem pokrytego płotka o (standardowo) 32 sztachetkach, w który wbijam wzrok przez kilkanaście godzin dziennie. Gna mnie pragnienie, by uciec od protez, roszczeniowych pacjentów, bzdurnych nakazów NFZ, medycznych standardów, wzorcowych procedur tak odległych od nie zawsze pastą do zębów pachnącej rzeczywistości. Marzenia po dekapitacji… Do urlopu daleko, portfel zdrenowany przez zwykłe płatności. Wyjazd w grę nie wchodzi. Na spacer nie pójdę, bo dookoła znajome paszczęki i pełno takich, którzy i na środku ulicy gotowi demonstrować »zygający się kłumok« (czytaj: ruszający się ząb) albo żądać porady w temacie »jadowitych ślozów w gębie« (pieczenia w jamie ustnej). Cóż więc pozostaje spopielałemu w środku wiejskiemu dentyście? Alternatywny sposób podróżowania – książki. Kiedy zaszyję się w jakimś ustronnym kąciku mieszkania, akustycznie odizoluję od ukochanej rodziny, przemierzam epoki i tysiące kilometrów, przeżywam setki żyć, tak różnych od mojego, zastanawiam nad dylematami bohaterów, a moje zmory pozostają gdzieś poza ochronną otoczką fikcji literackiej. Szkoda tylko, że doby nie da się rozciągnąć, że te wyekstrahowane (zawód zobowiązuje, hi, hi) z rzeczywistości chwile są takie krótkie i trzeba wracać do kieratu z obowiązkowym uśmiechem firmowym numer pięć na twarzy”. M.M.

„Kiedy stres przekracza moją wartość progową i czuję się jak wyczerpana bateria, sięgam po »Przepis na antystres«: 1 łyżka spokoju, porcja cierpliwości, około 10 cm uśmiechu, kilogram życzliwości, 3 ziarna nadziei, szczypta optymizmu, cały zapas dobrych wspomnień. Nie dodawaj uległości! Możesz przyprawić na słodko, ewentualnie ozdobić 1 listkiem czterolistnej koniczyny. Najlepiej podawaj natychmiast: wymieszaj to w sobie i wypij jednym haustem, jakbyś pił lekarstwo. Smakuje każdemu. Podziel się z bliskimi, może starczy i dla obcych. Delektuj się relaksem! Gorąco polecam. PS Można schować do słoika i stosować w miarę potrzeby”. B.K.

„Wypalenie zawodowe – każdy z nas o tym słyszał i każdy ma ochotę co jakiś czas powiedzieć, że to właśnie jego największy problem. Ale jak martwić się swoimi problemami, jeśli inni mają większe? Jak zastanawiać się nad sensem pracy zawodowej, nad radością z życia rodzinnego i zawodowego, gdy walczy się o zdrowie i życie innych ludzi? Odejść i ich wszystkich zostawić? Czy pan w podeszłym wieku nie ma więcej problemów ze sztywnymi stawami niż lekarz zmęczony codzienną pracą? Jak wytłumaczyć matce chorego dziecka, że cierpię na wypalenie zawodowe i nie mam już siły, chęci i motywacji, żeby uśmiechnąć się do jej przestraszonego dziecka i okazać im wystarczająco dużo cierpliwości? Moim zdaniem wypalenie zawodowe może dotyczyć księgowej, nauczyciela, kucharza, ale lekarz to nie zawód, to służba. I choć czasem nie ma sił, bo w końcu jest się tylko człowiekiem, jednak decydując się wziąć odpowiedzialność za zdrowie i życie innych ludzi, trzeba mieć w sobie tę siłę, która pomaga wytrwać w każdej sytuacji. Jeśli się jest po trzecim dyżurze i 12 godzinach pracy w ciągu doby, należy po prostu dobrze się wyspać, wyleżeć i odsapnąć, a spojrzenie wstecz na wszystkie uratowane istnienia i wszystkie osoby w ciszy i spokoju odprowadzone do bram niebios da siłę, aby jednak wstać i iść dalej. Kto inny jak nie my? Mój sposób na wypalenie zawodowe: wystarczy przypomnieć sobie, dlaczego jest się właśnie w tym miejscu, na tym stanowisku i dlaczego ci wszyscy ludzie czekają pod drzwiami naszego gabinetu. Wypalenie powinno dotyczyć raczej tego lekarza, który nie ma pacjentów, a nie tego, który nie ma czasu”. A.Z.

„Jestem lekarzem z 35-letnim stażem, w tym było parę lat dyrektorowania w dużym szpitalu i 10 lat szefowania koordynacją działań ratowniczych w roli naczelnika wydziału zarządzania kryzysowego. Stresów nie brakowało, wypalenia zawodowego też, a jak sobie z tym radzę, to poniżej…Chyba nawet największy pasjonat, wykonujący najciekawszy zawód świata, ma takie chwile, gdy dopada go dodatkowy stres i znudzenie. Jeśli nie, to niebezpiecznie zaczyna ocierać się o pracoholizm, a to o wiele groźniejsza niż wypalenie zawodowe jednostka chorobowa, którą trudniej zwalczyć niż przejściową zawodową chandrę. Na chandrę istnieje bowiem wiele różnych sposobów. Od modnych i równie drogich zajęć z trenerami sukcesu przez dalekowschodnie terapie drgającymi misami po wszelkie odmiany ekstremalnej aktywności. Ponieważ nie mam zaufania do uśmiechniętych dwudziestokilkulatków, którzy uczą jak żyć, nie przemawiają do mnie mądrości z Państwa Środka, a na uprawianie triatlonu już jest niestety za późno, mam swój, szalenie prosty sposób na radzenie sobie z chwilowym spadkiem entuzjazmu do pracy. Pomysł, którego nie promuje się w kolorowych magazynach i niewiele osób się do niego przyznaje. Sposób, który mało kosztuje i jeszcze mniej wymaga. Można go stosować zawsze i wszędzie. To słodkie nicnierobienie, które niektórzy nazwaliby lenistwem. Dwa tygodnie bez żadnego »muszę«, »powinienem«, »wypada« i »należy«. Dzień w dzień tylko »chcę«, »lubię«, »zobaczymy« i »dziękuję, ale nie«. Dwa tygodnie tylko dla siebie, a kiedy mam ochotę, to dla rodziny i przyjaciół. Bez planu i bez listy zadań. W domu, nad morzem albo w górach, w zależności od nastroju. Na pewno nie na Mazurach, bo po prostu nie lubię. Spanie do południa lub do 6.00 rano, jeśli tylko jest jakiś ciekawy powód, by wstać tak wcześnie. Kawa, gazeta, kontrolny rzut oka na ekran telewizora w poszukiwaniu paska z najnowszymi doniesieniami, książka, gazeta, melisa. Cały dzień w kapciach, bez wyrzutów sumienia. To dwa tygodnie, podczas których ze wszystkich kosmicznych i w większości niepotrzebnych funkcji telefonu najbardziej przydaje się przycisk on/off. Jeżeli Internet, to tylko po to, aby po raz kolejny ściągnąć wszystkie odcinki »Stawki większej niż życie« lub sprawdzić repertuar kin i teatrów. No i oczywiście zawsze znajdzie się jakaś zapomniana misja do przejścia w »Call of Duty«, na którą nigdy nie było czasu, gdy pierwsi pacjenci zapisani są na 7.30. Na grzyby, na ryby, na działkę, w zależności od sezonu. Takie dwa tygodnie z zespołem ABC, czyli »absolutnego braku ciśnień«, to z reguły wystarczająca terapia. Gdy po kilkunastu dniach przerwy od codziennej rutyny zaczyna nam jej jednak brakować, to znak, że od najbliższego poniedziałku, od 8.00 rano, możemy wrócić do pracy. Na zdrowie”. L.J.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum