4 lipca 2017

Błąd lekarski a polityka karania

Prawo i Medycyna

Filip Niemczyk, adwokat

W szeroko pojętym interesie społecznym leży, aby ten, kto w sposób zawiniony przyczynił się do śmierci lub poważnego uszczerbku na zdrowiu innego człowieka, poniósł karę. Lekarz wykonuje zawód zaufania publicznego, w ramach którego ma obowiązek sprawowania opieki nad pacjentami. Od jego decyzji, podejmowanych w procesie leczenia i diagnostyki, zależy ludzkie życie i zdrowie. Błędna decyzja może przynieść nieodwracalne szkody. Przedstawiona argumentacja prowadzi ustawodawcę do wniosku, że w przypadku narażenia zdrowia lub życia pacjenta albo spowodowania jego śmierci, w szczególności przez popełnienie zawinionego błędu diagnostycznego i terapeutycznego, lekarz powinien ponieść karę. W mojej opinii represja karna w stosunku do przedstawicieli zawodów medycznych w obowiązujących przepisach i praktyce organów ścigania ujmowana jest zbyt szeroko. W pierwszej kolejności sprzeciw musi budzić nacisk, jaki organy ścigania kładą na tzw. sprawy lekarskie. Nie chcę wnikać, czy za postawą prokuratorów stoją względy ścisłego legalizmu, czy może szeroko komentowane w prasie osobiste pobudki przełożonych. Niewątpliwie szpitale i ich pracownicy cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem wymiaru sprawiedliwości od wielu lat, ale obecnie ściganie lekarzy zdaje się wręcz elementem oficjalnej polityki karnej. Zgadzam się z tym, że państwo, prowadząc politykę karania, może kłaść specjalny nacisk na ściganie określonych grup sprawców, chociażby nietrzeźwych kierowców, którzy mają skłonność do recydywy, bo ich siadanie za kółkiem jest zjawiskiem nagminnym i niebezpiecznym. Jakie jednak są racjonalne powody ścigania lekarzy, którzy popełniają błąd? Nietrzeźwy kierowca popełnia przestępstwo wówczas, kiedy wypije za dużo i wsiada za kierownicę. Skorumpowany urzędnik – kiedy przyjmuje kopertę za złożenie stosownej obietnicy. Lekarz natomiast oskarżany jest o przestępstwo wtedy, gdy wykonuje ciężką pracę, pod presją czasu i w ramach ograniczonych środków. A im warunki trudniejsze, tym ryzyko popełnienia czynu zabronionego jest większe, co dotyczy przede wszystkim lekarzy pracujących w medycynie ratunkowej i na SOR. Poza tym trudno nie mieć zastrzeżeń do tego, jak w praktyce może wyglądać proces karny lekarza i z jak nieracjonalnym zaangażowaniem środków może się wiązać, co jednak nie stoi na przeszkodzie prokuraturze, aby oskarżać. Opiszę pokrótce wymowny przykład. Dwoje lekarzy zostało oskarżonych o narażenie na niebezpieczeństwo 78-letniego pacjenta przez zaniechanie stałego monitorowania jego funkcji życiowych. Chory przebywał w szpitalu od przeszło dwóch miesięcy, najpierw na chirurgii, potem na OIOM, wreszcie na oddziale chorób wewnętrznych, gdzie zmarł. Jego przypadek konsultowało kilku specjalistów. Rokowania od początku nie były pomyślne. Prokuratura wszczęła postępowanie, w trakcie którego przesłuchano wszystkich lekarzy mających kontakt z pacjentem, w sumie około 30 osób. Biegły opiniujący w sprawie stwierdził, że na ostatnim etapie pobytu w szpitalu pacjent nie był podłączony do kardiomonitora, co stanowiło nadmierne dla niego ryzyko. Prokurator postawił dwojgu lekarzy zarzuty i skierował sprawę do sądu, mimo zgłaszanych zastrzeżeń. Przed sądem ponownie przesłuchano wszystkich świadków, a następnie biegłego, który jak się okazało m.in. nie miał właściwej specjalizacji, aby opiniować w tej kwestii. Sąd zwrócił sprawę prokuraturze, aby powołać innych biegłych. Wyznaczony w tym celu zespół stwierdził kategorycznie, że pacjent przez cały czas pobytu w szpitalu miał właściwą opiekę. Sprawa wróciła do sądu. Prokurator próbował zakwestionować korzystną dla oskarżonych opinię, lecz nieskutecznie. Zapadł wyrok uniewinniający. Postępowanie trwało łącznie 5 lat. Opisany proces niewątpliwie trwał zbyt długo, zaabsorbował zbyt wiele osób, a dla oskarżonych wiązał się z dźwiganiem brzemienia podejrzenia o przestępstwo przez kilka lat. Stan taki nie był jednak wynikiem opieszałości sądu, ale trudnego do zrozumienia uporu prokuratury, aby doprowadzić do uznania lekarzy winnymi błędu. Błędy w medycynie niekiedy się zdarzają. Czy jednak najwłaściwszą na nie reakcją państwa jest ściganie i karanie osób, które się mylą? Niewątpliwie prawo karne powinno mieć zastosowanie w odniesieniu do przypadków nagannego podejścia lekarza do zawodu. Nie mam wątpliwości, że prokurator powinien zainteresować się lekarzem, który wykonuje zabieg po pijanemu lub który przyjmuje korzyści majątkowe. Nie można jednak stawiać w jednym rzędzie osoby skorumpowanej oraz lekarza, który popełnił błąd. Pomyłka może zdarzyć się każdemu, ale nie każdemu grozi zań odpowiedzialność karna. Uważam, że kwestia błędów lekarskich, nawet brzemiennych w skutki, powinna znajdować rozwiązanie przede wszystkim na gruncie odpowiedzialności dyscyplinarnej i prawa cywilnego. Sądy lekarskie dysponują zarówno wiedzą, jak i wystarczająco zróżnicowanym arsenałem środków prawnych, aby odpowiednio reagować na nieprawidłowości w pracy lekarzy. Prawo cywilne daje natomiast szerokie możliwości ugodowego rozwiązywania sporów i gwarancję odpowiedniej rekompensaty pokrzywdzonym, a przy tym w zdecydowanie mniejszym stopniu angażuje lekarzy osobiście. Efektywne wykorzystanie tych płaszczyzn prawnych byłoby wystarczające dla zapewnienia poczucia sprawiedliwości społecznej, a zarazem zdjęłoby z organów ścigania, powołanych do zwalczania przestępczości, ciężar prowadzenia postępowań karnych przeciwko lekarzom. Wbrew przekonaniu niektórych, lekarze to nie jest środowisko przestępcze. ■

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum