3 września 2018

Użytek z wiedzy, pamięci i serca

Karty historii

Z dr n. med. Marią Ciesielską, przewodniczącą Sekcji Historycznej OIL w Warszawie, rozmawia Anetta Chęcińska.

Jest pani tegoroczną laureatką Nagrody im. Marii i Łukasza Hiroszowiczów i pierwszą lekarką w gronie nią uhonorowanych. Książka „Lekarze getta warszawskiego” została doceniona przez jury. Jaki był odzew czytelników?

Wiadomość o nagrodzie przyjęłam z dużym zaskoczeniem, tym bardziej że książka nie jest łatwa  w lekturze. Ciężar przedstawionych historii i faktów może przytłoczyć. Pisząc, staram się nie odsłaniać siebie, ale w tym przypadku musiałam powiedzieć, jak bardzo temat jest dla mnie bolesny. Przede wszystkim oddaję głos świadkom wydarzeń. Tylko czasami przywołuję kontekst historyczny, by pokazać, że historia nie jest czarno-biała, lecz pełna niuansów. Byłam przekonana, że książką zainteresują się rodziny, krewni osób opisanych na jej kartach. Odnajdą w niej swoich bliskich, ocalą pamięć. I tak się stało. Z wielkim zapałem sięgnęli też po „Lekarzy getta warszawskiego” przewodnicy turystyczni. Nie spodziewałam się, że dla ludzi, którzy tak wiele wiedzą o Warszawie, moja książka będzie źródłem nowych informacji, które wykorzystają, oprowadzając turystów, i wskazówką prowadzącą do miejsc związanych z medycyną.

Powstała zatem medyczna mapa getta warszawskiego?

Dużo czasu poświęciłam na dokumentowanie miejsc, które są ściśle związane z naszym zawodem, także z samorządem lekarskim. Zamieściłam w książce archiwalne zdjęcia, podałam adresy. Niektóre kamienice ocalały, choćby fragmentarycznie, większość nie. Popatrzmy przykładowo na fasadę budynku z kolumnami przy pl. Bankowym, na rogu z al. „Solidarności” (dawny adres to ul. Leszno 1). Gdy rejon wszedł w obręb getta, działał w nim szpital chirurgiczny. Tuż za nim, w kamienicy przy ul. Leszno 3 (nieistniejącej, na jej miejscu stoi powojenny budynek), mieściła się Żydowska Izba Lekarska powołana przez okupanta. Mało kto o tym wie, a przecież znane są jej adresy – ten wspomniany i przy ul. Tłomackie. Wiemy, kto z lekarzy został do izby zapisany, zachowały się dokumenty, ogłoszenia z prasy wydawanej
w getcie. Dotąd nie ma książki o izbach lekarskich podczas okupacji niemieckiej. Wszystkie opracowania kończą historię samorządu lekarskiego na wybuchu II wojny światowej, podejmując jedynie wątek powojennej reaktywacji, aż do zamknięcia izb w 1950 r. Jestem wdzięczna Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie za dofinansowanie publikacji.

Nie po raz pierwszy opisuje pani losy lekarzy i personelu medycznego podczas II wojny światowej, często działających w skrajnie trudnych warunkach. Co panią pociąga w tym okresie naszej historii?

Jestem lekarzem, losy tej grupy zawodowej są mi bliskie, a dziejami II wojny światowej interesuję się od dawna. Jako historyk medycyny podaję fakty, ale piszę z potrzeby serca. Lekarzom z getta chciałam wystawić pomnik. Około 90 proc. z nich nie ma grobu. Zginęli zamordowani w komorach gazowych Treblinki, zostali rozstrzelani lub zmarli na tyfus w getcie. Przeżyła garstka, niewiele ponad 10 proc. Dzięki tematom, które podejmuję, mimo że nie są łatwe, bywam silniejsza. Nie zawsze pamiętamy o historii, to zrozumiałe. Żyjemy tu i teraz, mamy własne problemy i sprawy do rozwiązania, ale czasami, gdy narzekam na pracę, na warunki, stają mi przed oczami postacie i miejsca, o których pisałam. To zmienia spojrzenie na życie.

Uczy pani historii medycyny studentów. Czy młodzi ludzie chcą poznawać przeszłość?

Z tym bywa różnie. W ramach seminarium „Medycyna polska w okresie II wojny światowej” starałam się opowiedzieć o zdarzeniach, które są silnym czynnikiem kreującym dobre postawy. Chciałam na konkretnych przykładach pokazać, jak trudno było być bohaterem i że nie wszystkim się udawało, ale byli tacy, których powinniśmy mieć przed oczami jako wzór niedościgniony. Mówiłam o lekarzach – więźniach obozów koncentracyjnych, w getcie, osadzonych na Pawiaku. Na koniec poprosiłam słuchaczy, aby na zaliczenie przygotowali prezentację postaci, która wywarła na nich największe wrażenie. Nie musiała to być osoba, o której mówiłam, zachęcałam do sięgnięcia do literatury, nawet do Internetu. Liczyłam, że dowiem się od młodzieży czegoś nowego. Ich wyborem byłam zdruzgotana. Na kilkanaście wystąpień, większość było o Josefie Mengele. To uświadamia, że fascynacja złem jest silniejsza niż dobrem. Tylko dwie studentki przedstawiły dr Dorotę Lorską, bohaterkę mojej książki poświęconej lekarkom więźniarkom z KL Auschwitz-Birkenau. Wybrały postać godną naśladowania. To daje nadzieję.

Jakie będą tematy następnych pani prac?

Kończę książkę o prof. Ludwiku Flecku, mikrobiologu i filozofie ze Lwowa. Jego życiorys był niezwykły i zasługuje na upamiętnienie. Współautorką pracy jest Anna Wacławik-Orpik. Przygotowuję również materiały do nauczania bioetyki na studiach medycznych. Chciałabym połączyć tę dyscyplinę z historią medycyny, wydaje mi się, że opierając się na konkretnych przykładach postaw, zachowań i zdarzeń z historii, łatwiej zainteresujemy słuchaczy. Ponieważ nie jestem bioetykiem, do współpracy zaproszę specjalistę, który sporządzi komentarze z punktu widzenia etyka. Być może w ten sam sposób moją pasję historyczną uda się połączyć z psychologią. Dla mnie historia jest początkiem wszystkiego, wiele dzięki niej możemy zrozumieć. Trzeba tylko zrobić użytek z wiedzy, pamięci i serca. 

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum