30 kwietnia 2020

Szanowni Państwo, Koleżanki i Koledzy,

Łukasz Jankowski

prezes ORL w Warszawie

trzy miesiące temu, w styczniu, jeszcze przed pandemią koronawirusa, odbyły się – jak wszyscy dobrze pamiętamy – rozmowy Ministerstwa Zdrowia z sygnatariuszami „Porozumienia z 8 lutego”. Staraliśmy się podczas tych rozmów – zgodnie z podpisaną umową – reewaluować zawarte w porozumieniu postulaty, dostosowując je do aktualnych potrzeb. Wyobrażaliśmy sobie, że skoro minęły już dwa lata, plany dojścia do 6 proc. PKB (a może 6,8 proc.?) na zdrowie będzie można zrewidować, całą ścieżkę przyspieszyć. Krótko mówiąc, przynajmniej częściowo poprawić stan rozpadającej się ochrony zdrowia.Tak się nie stało. Cykl spotkań zamienił się raczej w dyskusję dotyczącą sytuacji w ochronie zdrowia, a reewaluacja zapisów porozumienia utonęła w zapewnieniach Ministerstwa Zdrowia o „coraz lepszej sytuacji w sektorze”.

Kością niezgody w trakcie rozmów był sposób liczenia procenta PKB na zdrowie. Ministerstwo upierało się, że zastosowana przez rząd sztuczka księgowa, polegająca na odnoszeniu wydatków na zdrowie nie do PKB aktualnego, ale tego sprzed dwóch lat (tzw. reguła n-2), została przez nas uzgodniona i jest adekwatna, a pieniędzy i tak jest w systemie więcej. Uważaliśmy, że MZ manipuluje zapisami porozumienia i na zdrowiu oszczędza.

Dlaczego o tym piszę? Bo dziś, wobec związanego z koronawirusem widma recesji i obniżenia aktualnego PKB, reguła n-2 staje się dla ochrony zdrowia korzystna. „Kto pod kim dołki kopie…” – można by spuentować, jednak ta puenta ma gorzki smak. Zamiast wizji naprawy ochrony zdrowia po pandemii, zamiast realizacji strategicznych planów usprawnienia ochrony zdrowia pozostaje nam czerpać satysfakcję z tego, że mogło być gorzej, a rządzący w pędzie po oszczędności wykiwali sami siebie.

Sięgnijmy pamięcią kilka miesięcy wstecz. Pół roku minęło od kampanii społecznej „Narodowy Kryzys Zdrowia”. Pamiętamy przedwyborcze deklaracje polityków dotyczące naprawy systemu. Zapewnienia, że ochrona zdrowia jest priorytetem, a lekarze dobrem narodowym. Przekrzykiwanie się obietnicami. Deklarowane poparcie dla postulatów kampanii nie wytrzymało próby czasu. Pamiętacie Państwo te postulaty? 6,8 proc. PKB na zdrowie, priorytetyzacja kardiologii i onkologii, skrócenie kolejek, zapewnienie opieki długoterminowej i geriatrii na europejskim poziomie, profilaktyka zdrowotna. Ani medycy, ani pacjenci nie odczuli dobrych zmian w systemie. Nie zobaczyliśmy spójnego kierunku, w którym zmierza ochrona zdrowia. Pozostały nam jedynie zapewnienia, że „system sobie radzi”, marginalizowanie problemów. Strategia gaszenia pożarów, zamiast długoletniej ponadpolitycznej perspektywy. Przez te pół roku można było system naprawiać. Można było nadać ochronie zdrowia rzeczywisty priorytet, wypełniając tym samym składane przez polityków wszystkich opcji przedwyborcze deklaracje. Tak się nie stało.

A co było potem? Szczególnie bolesne dla środowiska przydzielenie mediom publicznym dotacji, które mogły być przeznaczone na ochronę zdrowia, co lekarze odebrali wręcz symbolicznie.

Potem była pandemia koronawirusa, która jak w soczewce skupiła wszystkie problemy. Już wcześniej mówiliśmy, że lekarzy jest za mało. Mówiliśmy o pracy ponad siły, na kilku etatach, o brakach sprzętowych. Alarmowaliśmy o złej dostępności leczenia, o brakach procedur i standardów. To nie koronawirus stworzył te problemy, on je tylko uwypuklił.

Dziś politycy biją brawa medykom. Miejmy nadzieję, że te brawa są szczere, i że tym razem nie skończy się na słowach i gestach, ale doczekamy rzeczywistej naprawy systemu. Że jeśli nie my bezpośrednio, to koronawirus zmusi polityków do mądrych decyzji. Tego nam – jako środowisku – a także naszym pacjentom życzę. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum