5 września 2022

NA PRZESTRZENI LAT Pomyślałem – muszę coś zrobić

Z okazji 78. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego w cyklu „Na przestrzeni lat” przybliżamy historię prof. Andrzeja Danysza. Jako student medycyny, pod pseudonimem „Filozof”, brał udział w znanych akacjach powstańczych, takich jak zajęcie Poczty Głównej, obrona Kościoła św. Krzyża. Swoje pierwsze zadanie bojowe podjął, mając 15 lat. Po wojnie poświęcił życie rodzinie i nauce.

tekst Adrian Boguski

Ppor. Marian Krawczyk „Harnaś” zarządził zbiórkę oddziału na 16.30 w Fabryce Trykotaży przy ul. Sienkiewicza. Po krótkiej przemowie wysłał patrole rozpoznawcze na Marszałkowską i pl. Napoleona, by ocenić możliwość zdobycia Domu bez Kantów przy rogu Królewskiej. Niestety, Niemcy ze swych stanowisk na Poczcie Głównej kontrolowali pl. Napoleona. Wobec tego oddział przeszedł do kamienicy na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Około 18.00 zajechał przed nią czołg „Pantera”. Oddał strzał w stronę pomieszczenia, gdzie zgrupowani byli powstańcy, przebijając front budynku. Jeden z chłopaków zginął, drugi został ciężko ranny. W kompanii był lekarz. Kiedy zabierał się do operacji rannego, zapytał: – Czy ktoś mógłby mi pomóc? Opowiedział mu jeden ze stojących w grupie: – Danysz studiuje medycynę!

„Nie wiedziałem nic na temat medycyny klinicznej, ale zgodziłem się pomóc w podawaniu narzędzi. Nie pamiętam dokładnie, jak przebiegała ta operacja. Kolega miał zmasakrowaną twarz, zmiażdżoną żuchwę, powybijane zęby, oko na wierzchu. Zmarł niebawem po zabiegu. W odwecie za poniesione straty Oddział Specjalny wysłany przez »Harnasia« na Marszałkowską ostrzelał przejeżdżający samochód niemiecki i wziął do niewoli pozostałych przy życiu Niemców. Zapadła noc, pełna niepewności i oczekiwania. Dostaliśmy rozkaz przekwaterowania się na ul. Mazowiecką i zaatakowania Poczty Głównej od strony Świętokrzyskiej” – pisze w swojej relacji prof. Andrzej Danysz, ps. „Filozof”.

Goniec

Już jako 15-letni chłopiec rozpoczął swoją działalność wojskową. Zawsze miał ją we krwi. Wychował się w domu majora Wojska Polskiego Michała Danysza. W dniu ataku Niemiec na Polskę nastoletni Andrzej wracał do rodzinnego domu na Podkarpaciu z Naroczy na Wileńszczyźnie, gdzie na obóz żeglarski posłali go rodzice. W domu czekali na niego matka Jadwiga i brat Maciej. Ojca nie zastał – w sierpniu został zmobilizowany. Pierwsze bomby spadły na Przemyśl po kilku dniach. Przez dworzec kolejowy przewijały się tłumy uciekających z zachodu. W piątym dniu wojny Andrzej poprosił matkę o pozwolenie na wstąpienie w szeregi Wojska Polskiego. – Do dziś jestem jej wdzięczny za tę odważną decyzję. Bardzo cenię swoją matkę za odłożenie w tamtym momencie strachu o mnie na drugie miejsce – powtarza w rozmowie ze mną.

Został gońcem w 36 Pułku Artylerii Ciężkiej, pod dowództwem płk. Ludwiga, który wyruszył na wschód. Po upływie półtora miesiąca wrócił do domu. Na miejscu zastał wszystkich, również ojca, który po kapitulacji polskiego wojska zamienił mundur na cywilne ubranie. Major po niedługim pobycie w domu musiał jednak uciekać z Przemyśla, poszukiwało go bowiem NKWD. Wpław przez San przedostał się na „stronę niemiecką”. Andrzej z matką i bratem również wyruszyli na teren zajęty przez Rzeszę – do Sosnowca, do rodzinnego domu Jadwigi.

Student

Jesienią 1940 r. rodzina Danyszów przeniosła się do Warszawy. Zamieszkali w jednopokojowym mieszkaniu przy ul. Grottgera. W Warszawie Andrzej ukończył liceum na tajnych kompletach, zorganizowanych przy szkole Giżyckiego, i w 1942 r. zdał małą maturę.

Dzięki przypadkowemu spotkaniu z kuzynem, zdecydował się na podjęcie nauki w Private Fachschule für Sanitärhilfs-personal, która faktycznie była zakamuflowaną uniwersytecką medycyną, tzw. Szkołą Zaorskiego. Mieściła się na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, w gmachu Wydziału Lekarskiego.

Rok 1942 dla Andrzeja Danysza to również okres wchodzenia w szeregi konspiracji. Jego brat po przyjeździe do Warszawy natychmiast nawiązał kontakt z tajnym harcerstwem i został członkiem Szarych Szeregów oraz Batalionu „Zośka”. – Pracowałem w kontrwywiadzie Armii Krajowej. Jego rola polegała na szpiegowaniu donosicieli i wszystkich, którzy zasługiwali na, nazwijmy to, eliminację. (…). Oczywiście, wyrok był tylko jeden. Musiałem, często nawet do nocy, pomimo godziny policyjnej, śledzić takich czy innych szpiegów, konfidentów, których zlecali mi moi przełożeni – opowiadał w rozmowie z przedstawicielką Muzeum Powstania Warszawskiego Andrzej Danysz.

Po półtora roku grupa, w której pracował, została rozbita. W wyniku prowokacji osoby podającej się za zakonspirowanego członka organizacji Miecz i Pług kilkunastu pracowników kontrwywiadu zostało zastrzelonych lub uwięzionych na Pawiaku. 18-letniemu Andrzejowi udało się przeżyć dzięki rozkazowi dowódcy, który nie pozwolił mu pojechać na miejsce spotkania grupy z prowokatorem oferującym broń dla AK.

Praca w kontrwywiadzie skończyła się. Student medycyny po rozmowie z bratem koleżanki ze Szkoły Zaorskiego wstąpił do tajnej Szkoły Podchorążych Rezerwy. Po zakończeniu szkolenia w maju 1944 r. Andrzej złożył przysięgę w jednym z zakonspirowanych mieszkań.

Żołnierz

Zgodnie z rozkazem, ppor. „Harnaś” wysłał grupę wypadową na Świętokrzyską, by przygotować pozycje do zajęcia Poczty Głównej.

– Zdobywaliśmy pocztę, wybijając oskardami otwór w murze. Bohaterem tej akcji był „Wypad”, Jurek Kieżun. Z pistoletem wpadł do wartowni i krzyknął: „Ręce do góry!”. A było tam chyba z 12 czy 14 Niemców. Zabrał im 12 karabinów i kazał wyjść z wyciągniętymi rękami. Wtedy dostałem pierwszą broń – wspomina prof. Danysz.

6 sierpnia Kompania „Grażyna”, do której należał, przeniosła się do kamienicy przy Mazowieckiej. Z racji walnego przyczynienia się do zdobycia poczty dowództwo utworzyło Zgrupowanie „Harnaś”, którego zadaniem była obrona linii Traugutta – Czackiego – Świętokrzyska. Tymczasem Zgrupowanie „Radosław”, w skład którego wchodził Batalion „Zośka”, toczyło ciężkie walki na Woli. Brat Andrzeja został ciężko ranny w brzuch podczas ataku na samochód esesmanów. W szpitalu polowym zoperował go doktor Władysław Barcikowski. Maciej przeżył, choć miał niewielkie szanse.

Najcięższe walki „Grażyna” toczyła od 15 sierpnia. Niemcy rozpoczęli atak od zdobytego przez powstańców budynku Prudentialu, po czym skierowali natarcie na Mazowiecką.

– Pierwsze miny wznieciły pożar w kamienicy. Trzy kolejne pociski zapalające wpadły na podwórze. Jeden z nich trafił w zgromadzone przed wejściem butelki z benzyną. Do dzisiaj słyszę ryk bólu palących się ludzi… Wśród ogarniętych płomieniami był m.in. dowódca III plutonu pchor. „Kocio” (Bolesław Koucki). Mnie nic się nie stało. Pomyślałem – muszę coś zrobić. Rzuciłem się do gaszenia płonących kolegów. Po ugaszeniu fosforu na „Kociu” zobaczyłem, że miał oberwaną rękę i spaloną twarz. Trzymałem jego głowę na kolanach. W pewnym momencie odzyskał przytomność i stwierdził: „No, chwała Bogu, że ja jeszcze żyję”. Spojrzał na kikut wystający z ramienia i w tym momencie zemdlał. Niedługo potem zmarł w strasznych męczarniach, mimo przeniesienia do szpitala – relacjonuje powstaniec.

Pięć dni po ataku Niemców na kwaterę przy ul. Mazowieckiej dowództwo AK zdecydowało o podjęciu akcji zajęcia Komendy Policji i Kościoła św. Krzyża, których broniło około 200 hitlerowców. „Harnasia” wspierała Kompania „Lewara”. Po zdobyciu kościoła jednym z trzymających wartę przy wejściu do świątyni był Andrzej Danysz. Powstańcy, ukrywający się pod figurą Chrystusa, zauważyli nadjeżdżający niemiecki czołg. Rzucali butelki z benzyną. Bezskutecznie. Czołg obrócił działo w ich stronę. Szczęśliwie zdążyli uskoczyć za filar. W drugiej akcji w kościele podchorąży Danysz zza kapliczki, której dziś nie ma już w świątyni, usłyszał niemiecką rozmowę.

W wywiadzie dla MPW lekarz wspominał: – Uznałem, że to jedyna okazja, żeby ich obrzucić granatami. Niestety, zbyt mało wyczekałem. Przy granacie trzeba z reguły czekać trzy sekundy, najlepiej odliczyć: „sto dwadzieścia jeden, sto dwadzieścia dwa i sto dwadzieścia trzy”. Jeżeli rzucający się pomyli, zrobi to za wolno, granat wybuchnie mu w ręku. Popełniłem inny błąd. Rzuciłem za wcześnie. Granat oczywiście wybuchł, ale prawdopodobnie nic Niemcom nie zrobiłem. Za chwilę do kapliczki wpadł granat rzucony przez Niemców. W ostatniej chwili udało mi się uskoczyć.

3 września hitlerowcy ponownie zaatakowali kościół – umieścili w ścianach ładunki wybuchowe. W obronie pozycji zajętej przez powstańców zginął kpt. „Harnaś”. Dowództwo kompanii przejął mjr Ludwik Gwarych. Niemcy dwukrotnie wysadzali ładunki w kościele. W wyniku drugiego wybuchu zawaliła się środkowa nawa świątyni. Andrzej Danysz znalazł się pod gruzami. Dzięki pomocy kolegów udało mu się wydostać i wycofać razem z powstańcami z przejętego przez Niemców kościoła. W następnych dniach warszawskie niebo opanowały sztukasy, które bombardowały miasto. Kompania „Grażyna” nadal trzymała jednak wartę na Komendzie Policji.

Oddziały powstańcze wycofywały się do ruin poczty, a następnie do Prudentialu. Według wspomnień prof. Danysza, dowódca kompanii zaproponował rozproszenie żołnierzy i przejście do cywila, argumentując swoją decyzję brakiem wiadomości z dowództwa. Ppor. Jan Wojtkiewicz ps. „Wiera” żywo zareagował na tę propozycję. Oznajmił, że od tej chwili obejmuje dowództwo nad „Grażyną”. Kompania bez powiadomienia dowództwa przeszła do Śródmieścia, co Żandarmeria Wojskowa potraktowała jako dezercję. Wszystkim zabrano broń i wcielono do kompanii karnej, która zajmowała się budowaniem barykad lub noszeniem żywości z magazynów Haberbuscha.

– Miałem poczucie, że absolutnie nie zasłużyłem na tak ciężką karę, jaką jest służba w kompanii karnej. Złożyłem podanie, żeby mnie przeniesiono do służby sanitarnej. Dostałem się do szpitala PCK przy ul. Koszykowej. Chirurdzy chcieli koniecznie, żebym im pomagał w operacjach, a ani wiązać nie umiałem, ani szyć. Mogłem tylko służyć jako sanitariusz. W pewnym momencie powiedziałem komendantowi: „Proszę pana, jak mam być złym sanitariuszem, to będę dobrym zaopatrzeniowcem”. Miałem przetarte drogi do Haberbuscha, wiedziałem, gdzie jest jęczmień. „Niech pan mi da taką bumażkę, to znaczy papier, że ja będę to nosił nie dla siebie, tylko dla szpitala”. I on mi dał. Chodziłem po piwnicach, mówiłem: „Słuchajcie, jeżeli są mężczyźni, którzy chcą przynieść dla siebie jęczmień, to oświadczam, że 20 kilogramów trzeba przynieść dla szpitala, a kto przyniesie więcej, to dla niego”. Miałem mnóstwo kandydatów, mnóstwo. Trzeba było ich dzielić na grupy 30-osobowe. Ja ich prowadziłem i przynosiłem. Sobie też przynosiłem, co ponad 20 kilo. Mieliłem w nocy i nosiłem mojej matce, jej kuzynom mąkę czy kaszę, którą gotowali. A szpital, dzięki temu zaczął egzystować doskonale, bo nie tylko wymieniał jęczmień na inną żywność, ale także na leki, środki opatrunkowe itd. – stwierdził prof. Danysz w rozmowie z A. Błońską z MPW.

20 września Andrzej Danysz z grupą mężczyzn po raz kolejny wybrał się do magazynów Haberbuscha. Przed Marszałkowską spotkali się z silnym ostrzałem granatników, prawdopodobnie przechwyconych przez Niemców po dostawach amerykańskich liberatorów.

– Gdy przebiegaliśmy przez podwórko, trafiły nas dwa czy trzy pociski. Wyciągnąłem rękę do biegnącego przede mną mężczyzny, chciałem złapać go za ramię. W ostatniej chwili zauważyłem, że odłamek odciął mu głowę. Chwilę potem poczułem silne uderzenie, ale biegłem dalej. Wpadłem do bramy. Sanitariuszka krzyknęła: „Pan jest ranny” i złapała mnie za prawą rękę, gdzie mam do dzisiaj odłamek. Dopiero wtedy odczułem ból. Piwnicami i kanałami przetransportowano mnie do szpitala. Niekiedy musiałem schodzić z noszy i przeciskać się na czworaka przez ciasne przejścia. Leżałem w szpitalu prawie trzy tygodnie. Miałem ropne zapalenie jamy ustnej, strzaskaną szczękę dolną, wybite zęby, urwane pół języka, niebezpieczną ranę blisko tętnicy. Nie mogłem nic jeść, z ust ciekła ślina i ropa. Uratowała mnie matka, która jakimś cudem zdobyła penicylinę. Środek zdziałał cuda – relacjonuje lekarz powstaniec.

Powstanie Warszawskie upadło. Przez pierwszych kilkanaście dni października Andrzej Danysz ze szpitalnego łóżka słyszał i odczuwał wybuchy ładunków i min równających z ziemią Warszawę. Miasto stało w płomieniach. Po trzech tygodniach Andrzeja i jego matkę, która przez ten cały czas  była przy nim, z kolejną grupą mieszkańców Niemcy ciężarówkami przewieźli do obozu dla wysiedlonej ze stolicy ludności cywilnej w Piastowie. Szczęśliwie spotkany przez Andrzeja Danysza kolega pomógł w załatwieniu dla niego fałszywej kenkarty, dzięki której mógł opuścić ośrodek. Nie wiedząc do końca, gdzie Niemcy skierowali pociąg, wyskoczyli w Płaszowie, skąd doszli do Krakowa.

Lekarz

W Krakowie przyszły profesor nauk medycznych został sanitariuszem w szpitalu popowstańczym, w budynku Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do Andrzeja i Jadwigi dołączyli po jakimś czasie Maciej i Michał, który w czasie powstania przebywał w okolicach Sokołowa Podlaskiego. Powołano go do wojska i mianowano dowódcą 1 Białostockiego Pułku Aprowizacyjnego, na którego czele stał do zakończenia działań wojennych i z którym dotarł do Berlina. Brat, wykorzystując dogodną okazję, wyjechał na Zachód. Andrzej zaś zapisał się na wydział lekarski, by dokończyć studia podjęte w Warszawie. Przez cały okres rządów komunistycznych w Polsce nie przyznawał się do działalności konspiracyjnej. W 1949 r. uzyskał tytuł doktora medycyny. Rok później otrzymał powołanie na przeszkolenie oficerów służby zdrowia. Do 1957 pracował jako wykładowca farmakologii. W roku 1950 poznał swoją żonę Wacławę, z którą ma córkę Beatę i syna Wojciecha.

Naukową pracę cywilną rozpoczął w 1961 r. W Zakładzie Farmakologii AM w Białymstoku stworzył Badawczy Ośrodek Radiobiologiczny. Osiem lat później został kierownikiem Zakładu Farmakologii Instytutu Leków, a w 1983 r. dyrektorem Naczelnego Instytutu Leków (pełnił tę funkcję do 1991). W 1992 r. objął kierownictwo Zakładu Farmakologii Instytutu Farmaceutycznego i szefował mu przez trzy lata. Był jednym z członków założycieli Polskiego Towarzystwa Farmakologicznego i Polskiego Towarzystwa Badań Radiacyjnych. Jest autorem ponad 500 publikacji naukowych, przeglądowych, monografii i podręczników. Za swoją działalność został uhonorowany tytułem doktora honoris causa AM w Białymstoku. Powołano go na członka Nowojorskiej Akademii Nauk. Otrzymał Złoty Medal Międzynarodowej Akademii w Paryżu.  Został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, medalem Za zasługi dla Parlamentu Europejskiego. Mieszka na warszawskiej Pradze Południe.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum