4 marca 2016

Litwo! Ojczyzno moja!…

„Litwo! Ojczyzno moja!…”

18-20.09.2015 r.

25-lecie istnienia Polskiego Stowarzyszenia Medycznego na Litwie.

„Litwo! Ojczyzno moja!… „ – słowa otwierające epos Mickiewicza, dla którego jak i dla wielu pokoleń Litwinów, ojczyzna była w sposób naturalny Polską, przychodziły mi natrętnie na myśl podczas zwiedzania Wilna oraz studiowania programu Międzynarodowej Konferencji Medycznej „Historia medycyny wileńskiej”. Konferencja odbyła się 18–20 września z okazji 25-lecia istnienia Polskiego Stowarzyszenia Medycznego na Litwie.

Wystarczy wejść na strony internetowe tego stowarzyszenia, aby zorientować się, że jest to organizacja tak znacząca i na tak wielu działająca polach, że jej pełne przedstawienie w okolicznościowym artykule jest niemożliwe, aczkolwiek Bronisława Siwicka, wieloletni prezes PSM na Litwie, która przed kilkoma miesiącami „pokojowo” ustąpiła miejsca „młodemu” Danielowi Lipskiemu, starała się to zrobić w pięknie wydanej książeczce, obejmującej działalność do 2009 roku (sponsorowanej między innymi jeszcze przez „nieodżałowany” Senat Rzeczpospolitej Polskiej). Znaczące podtytuły jej artykułu to: ochrona zdrowia i praca dobroczynna; oświata medyczna; pomoc praktyczna dla młodzieży polskiej; doskonalenie kwalifikacji zawodowych członków stowarzyszenia; imprezy towarzyskie. W ostatnich latach działalność stowarzyszenia nic nie straciła na wigorze i rozległości.

Jubileuszowa konferencja, na której otwarciu byli również znaczący przedstawiciele władz litewskich i Uniwersytetu Litewskiego, a w której organizację znaczny wkład włożyła Federacja Polonijnych Organizacji Medycznych na czele z prof. Rudnickim, dbającym o jej kształt naukowy, nie tylko unaoczniła znaczenie Polonii Medycznej na Litwie, ale przez swą tematykę przywołała rzesze polskich uczonych i lekarzy, którzy wnieśli wielki wkład do medycyny polskiej i światowej, zaczynając od Jędrzeja Śniadeckiego z jego „Teorią jestestw organicznych”, a kończąc na tych, którzy po ostatniej wojnie światowej uczestniczyli w organizacji życia akademickiego w Polsce, jak np. prof. Bruhl, z którego podręcznikiem zetknąłem się jeszcze na studiach, czy prof. Sylwanowicz, dobrze znany starszemu pokoleniu lekarzy studiujących w Warszawie.

W sesji inauguracyjnej konferencji i w jej części naukowej zaznajamiali się z historią i brali czynny udział lekarze polonijni z wielu krajów świata, a mnóstwo wystąpień pochodziło z Polski.

Nie ma możliwości metodycznego wyliczania nazwisk i zasług wybitnych medyków, więc pozwoliłem sobie tylko na własne, wyrywkowe impresje. Nie ma też możliwości rzetelnego opisania działalności Stowarzyszenia, wychodzącego poza ściśle pojęte ramy medycyny. Naszą delegację zafrapowała akcja odrestaurowywania grobów polskich lekarzy na cmentarzu na Rossie, akcja, która nie może się powieść bez sponsorów i mam nadzieję, że pomysł włączenia się w nią Izby Warszawskiej będzie zrealizowany.

Delegacja Izby Warszawskiej była w większości opłacaną solennie przez uczestników wycieczką autokarową z transportem sponsorowanym przez Izbę, więc nic dziwnego, że zwiedzanie Wilna musiało być oczywistym punktem programu. Wielu jej uczestników było tu nie po raz pierwszy, ale tak jak piszący te słowa odkrywało na nowo stare, znane miejsca oraz wiele nowych, wynajdywanych przez znakomitego przewodnika, historyka, pana Pawła Giedroycia, bratanka słynnego redaktora paryskiej Kultury. Patrząc na liczne tablice, popiersia i pomniki w pięknych kościołach czy na skwerach myślałem o tym, czym byłaby Polska, polska kultura i nauka bez Wilna, mając wrażenie niezwykłej wręcz swojskości, a przecież nikt z moich przodków nie wywodzi się z tych stron. Mickiewicz, jego profesorowie i przyjaciele – to rzecz oczywista, a po nim znów szereg wspaniałych nazwisk, czy to Mątwiłł z „kagankiem oświaty”, czy Syrokomla, czy wreszcie św. Faustyna opowiadająca jak ma wyglądać słynny na całym świecie obraz Chrystusa, którego oryginał znajduję się teraz w jednym z kościołów itd. , itd. Na koniec Marszałek Piłsudski. U grobu jego matki, w którym znajduje się jego serce, nasza delegacja złożyła wieniec, a Izba Śląska wystąpiła z mową i sztandarem, bo była to akurat rocznica napaści na Polskę przez Rosję Sowiecką.

Pisząc wyrywkowo o swoich wrażeniach nie chciałbym pominąć wstydliwego problemu litewskiego, „młodego”, jak niektórzy wyjaśniają, nacjonalizmu, starającego się promować litewskość kosztem jakoby narzuconej przez Unię Lubelską polskości. „Co Bóg złączył, diabeł rozłącza’’. Kto napisał te słowa? Wspólnej historii nie da się obejść i ukryć, jestem pewien, że po latach oba narody wyzbędą się lęków i będą z niej jednakowo dumne. Dzięki Unii Europejskiej nie ma na szczęście ograniczeń kontaktów i możemy bez przeszkód oglądać pomnik Giedymina, czy popiersia Witolda i być na mszy przy Ostrej Bramie i kupować pamiątki na straganach pytając o wszystko po polsku, a w wielu wioskach powiatu puńskiego czy sejneńskiego pozdrawiać się po litewsku.

Krzysztof Schreyer
Przewodniczący Komisji Współpracy z Zagranicą

 kj