4 lipca 2017

BEZ ZNIECZULENIA

Marek Balicki

Z początkiem czerwca do konsultacji publicznych trafił projekt nowelizacji ustawy o działalności leczniczej. To kolejny już w tej kadencji projekt odnoszący się do poszczególnych kwestii związanych z organizacją i finansowaniem opieki zdrowotnej. Przy braku doprecyzowanej strategii często wprowadzane fragmentaryczne zmiany mogą utrudniać zrozumienie kierunku, w jakim zmierza nasz model ochrony zdrowia. A co dopiero mówić, gdy pomysł, który dotyczy spraw dla pacjentów podstawowych, jak w tym przypadku, jest sprzeczny z wcześniej głoszonymi hasłami. Proponowana zmiana polega bowiem na wyeliminowaniu ograniczeń w pobieraniu opłat od pacjentów przez samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej (SPZOZ). W obecnym stanie prawnym SPZOZ nie może żądać zapłaty za świadczenia udzielone osobie ubezpieczonej, które zostały objęte umową z NFZ i są realizowane w ramach tej umowy. Dotyczy to również sytuacji, gdy rzeczywisty koszt świadczenia jest wyższy od stawki płaconej przez NFZ lub zostały przekroczone limity określone w umowie z funduszem. Na marginesie trzeba zauważyć, że nie chodzi tu o sytuacje, gdy z ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej wprost wynika, że SPZOZ może pobierać opłaty, np. w leczeniu uzdrowiskowym czy za transport sanitarny. W ocenie wielu prawników sposób sformułowania obecnych przepisów w sprawie opłat może budzić wątpliwości interpretacyjne. Gdyby więc chodziło tylko o wyeliminowanie wątpliwości, z utrzymaniem niekomercyjnego charakteru działalności SPZOZ, trudno byłoby temu nie przyklasnąć. Jednak w tej inicjatywie idzie o coś więcej. Z tzw. oceny skutków regulacji, jaką rząd musi dołączać do swoich projektów, wynika jasno, że chodzi o dopuszczenie możliwości udzielania odpłatnych świadczeń przez SPZOZ. Ma to poprawić dostępność świadczeń zdrowotnych oraz zwiększyć o 5 proc. przychody placówek i w efekcie poprawić ich sytuację finansową. Mamy więc do czynienia z wprowadzaniem, niejako kuchennymi drzwiami, działalności komercyjnej do placówek publicznych. W przypadku rządu, którego premier na początku kadencji słusznie mówiła, że służba zdrowia nie może być nastawiona na zysk, budzi to spore zdziwienie. Publiczna służba zdrowia miała być przecież bezpłatna. Wskaźnik 5 proc. wzięto z obecnego udziału odpłatnych świadczeń w przychodach spółek kapitałowych mających kontrakty z NFZ. Żadnych innych kalkulacji ani obliczeń nie przedstawiono. Nie wyjaśniono też, w jaki sposób opłaty mogłyby wpłynąć na „zwiększenie dostępności” świadczeń dla osób ubezpieczonych, zwłaszcza znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. Zaskakujące jest wprowadzenie pełnej dowolności w ustalaniu wysokości i zakresu opłat w placówkach publicznych, co wynika z przedstawionego projektu. Placówki publiczne właśnie w tej kwestii powinny się różnić od prywatnych. Nowe opłaty mają dać 2 mld zł rocznie. Tymczasem służbie zdrowia potrzeba dziesiątek miliardów. Konkretów w tej sprawie nie możemy się doczekać. ■

PS 20 czerwca, po rozmowie premier Beaty Szydło z ministrem Konstantym Radziwiłłem, projekt nowelizacji ustawy został wycofany z konsultacji społecznych.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum