29 maja 2014

Pomóc lekarzom

Z Andrzejem Kużawczykiem, Rzecznikiem Praw Lekarza, rozmawia Justyna Wojteczek.

Panie doktorze, drugi raz został pan wybrany na Rzecznika Praw Lekarza. Na ile rzeczywistość potwierdziła pana intuicję, co do sytuacji lekarzy i problemów, z którymi do rzecznika mogą się zgłaszać?
Rzeczywistość przekroczyła moje oczekiwania. Nie przypuszczałem, że przyjdzie mi się zajmować aż tyloma sprawami. Zostaliśmy dosłownie zasypani telefonami, e-mailami i SMS-ami.

Co to za sprawy?
Zaskoczyło mnie, że tak dużo spraw zgłaszali młodzi lekarze: stażyści i ci, którzy rozpoczynają pracę. Chodziło głównie o przyznawanie miejsc stażowych, co budzi u młodych lekarzy wiele emocji. Często nie chcą się pogodzić z decyzją o skierowaniu ich na staż w danym miejscu.
Było też bardzo dużo spraw dotyczących problemów między pracodawcą a pracobiorcą. Kolejna grupa to problemy, niezwykle złożone, lekarzy odbywających specjalizację. Część z nich zostało zatrudnionych przez dyrektorów szpitali na częściowych etatach, ale w obliczu trudności finansowych placówki z tych umów się wycofują. W zamian proponuje się lekarzom wolontariat. To oczywiście pogarsza ich sytuację ekonomiczną.
Jest też spora grupa lekarzy, zwłaszcza z mniejszych ośrodków, którym ze względów organizacyjnych wydłuża się czas specjalizacji. Kierownicy specjalizacji rzadko udzielają takim lekarzom zgody na odbywanie obowiązkowych kursów i staży cząstkowych, ze względu na to, że ich nieobecność dezorganizuje pracę oddziału.

Bardzo wiele osób spodziewało się, że do Rzecznika Praw Lekarza będą trafiać sprawy związane z konfliktami z pacjentami.
Takie sprawy oczywiście do mnie trafiają, ale nie jest ich dużo. Najczęściej dotyczą agresji, zwłaszcza na szpitalnych oddziałach ratunkowych i w pogotowiu. Co ciekawe, lekarze najczęściej mają problem z agresją nie tyle ze strony pacjentów, ile ich rodzin.
Jest jeszcze sporo spraw związanych z Internetem. Wielu lekarzy czuje się pomówionych przez anonimowe najczęściej osoby na forach internetowych i różnych portalach.
Z bólem przyznaję, że tu jesteśmy praktycznie bezradni.
Jeśli zwracamy się do właściciela portalu z wezwaniem do usunięcia postu, zyskujemy odpowiedź, że on nie odpowiada za treść zamieszczonych na portalu opinii.

Może lekarze po prostu powinni mieć grubą skórę i nie reagować na niepochlebne materiały prasowe?
Widzi pani, to trudne, bo lekarz musi mieć serce. Kiedy więc uczciwie wykonuje się zawód, a słyszy szkalujące opinie, niełatwo się z tym pogodzić.

Jakie ma pan kompetencje i możliwości działania jako Rzecznik Praw Lekarza?
Dotyka pani kolejnego trudnego problemu, bo żadne akty prawne rangi ustawy czy rozporządzenia nie przewidują takiej funkcji. Niejednokrotnie zdarzało się, że interweniowałem u pracodawcy skarżącego się lekarza, a pracodawca – prawnik lub ekonomista – z miejsca pytał mnie, na jakiej podstawie prawnej działam. Moim zdaniem należałoby zmienić przepisy.
Nie zależy to jednak od izby. Rozmawiałem więc z prezesem dr. Andrzejem Sawonim i ustaliliśmy, że w sprawach newralgicznych będzie mi udzielane pełnomocnictwo prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej na prowadzenie rozmów.

Jakie wyzwania czekają pana w najbliższej kadencji?
Oczywiście nadal będę pracować na rzecz naszych lekarzy i lekarzy dentystów. Jest jednak problem, z którym próbuję się mierzyć – to bardzo duże kłopoty niektórych lekarzy emerytów i rencistów, będących w trudnej sytuacji materialnej i jednocześnie bardzo schorowanych. Apeluję tu do kolegów przyjmujących we własnych praktykach, by takich pacjentów – zgodnie z zaleceniem Kodeksu Etyki Lekarskiej – leczyć bezpłatnie. Nie wyobrażam sobie, bym w swojej prywatnej praktyce, a prowadziłem ją przez wiele lat, pobrał honorarium od kolegi lub koleżanki.

Archiwum