10 września 2005

Listy

Ostał ci się ino sznur?

Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie. czapkę z piór…

Izby lekarskie, z mniejszą lub większą pompą i orderami, świętują jubileusz 15-lecia. Trwa akcja sprawozdawczo-wyborcza. Na zebraniach grup członkowskich wybierani są delegaci -elektorzy, którzy później będą wybierali prezesów
i rady lekarskie. Na moim, warszawskim, podwórku jest to przede wszystkim walka o dwudziestoprocentową frekwencję i ważność zebrań. (…) W sumie ogólna frekwencja wyniesie pewnie 25-35% i nic już nie zmieni faktu, że większość lekarzy -członków poszczególnych izb lekarskich -nie skorzysta ze swojego prawa wyborczego, a reprezentantami środowiska będzie reprezentacja mniejszości.
Ocena dotychczasowej działalności izb lekarskich w oczach kolegów, którzy nie przyszli na swoje zebrania, jest jednoznacznie negatywna: „a po co mi takie izby, które nic nie robią”, „gdybym mogła wypisać się z tego bałaganu, tobym to zaraz zrobiła”, „niech oddają moje pieniądze i zajmą się swoimi sprawami”. Być może jest to ocena zbyt jednostronna i krzywdząca. Wiadomo, że uprzednio wybrani członkowie rad lekarskich wzięli udział w setkach posiedzeń i podjęli -w dobrej wierze -dziesiątki uchwał. Uważając, że te uchwały przyniosą dobre skutki. A może gdyby nie te posiedzenia
i uchwały, to kolejne akty prawne „porządkujące” nasz system opieki zdrowotnej i naszą dolę byłyby jeszcze gorsze
i jeszcze bardziej zapędzające lekarzy „do narożnika”? Ale kto o tym wie? Kto, komu i w jaki sposób jasno przedstawił, że np. gdyby nie działania Naczelnej Rady Lekarskiej, to lekarze musieliby dożywotnio spłacać długi swoich szpitali? (…)
Piętnaście lat temu, reaktywujące się w bólach, izby lekarskie otrzymały wielki ładunek entuzjazmu i nadziei -„złoty róg”. Jak niemowlęta -uczyły się chodzić i mówić. Zachwytom rodzicielskim nie było końca: ach, jakie mądre (!) i piękne. Potem skończyły pięć i dziesięć lat; zaczęły zdawać kolejne egzaminy. Teraz chciałoby się sprawdzić, co potrafią. Współczesnemu piętnastolatkowi stawia się wielkie wymagania. Być może, że wymagania, jakie stawiamy naszym reprezentantom, są zbyt wielkie, ale można też mieć wrażenie, że kolejno uchwalane ustawy i rozporządzenia (w sprawie reformy systemu opieki zdrowotnej, w sprawie specjalizacji lekarskich, w sprawie stażów podyplomowych i LEP), istotne dla środowiska lekarskiego, narzucały nam coraz więcej obowiązków, zmniejszając przy tym nasze szanse na spokojną pracę i godne życie.
Przed nowo wybranymi władzami izb (hola, hola, ale czy „staro wybrane” władze muszą otrzymać absolutorium?) stoi nie lada problem: muszą w końcu odwrócić bieg wypadków (czyli, że kolejne ustawy i rozporządzenia muszą -co najmniej -zacząć zwiększać nasze szanse na spokojną pracę
i godne życie) albo… ostanie się im „ino sznur”. Bo przecież można sobie wyobrazić, że za 4 lata na następne zebrania wyborcze przyjdzie tylko po kilku lekarzy i w ogóle nie będzie można wybrać nowych władz. Co wtedy? Samorozwiązanie… i koniec tego chocholego tańca? Osobiście należę do grona niepoprawnych optymistów i dlatego w tytule swojej wypowiedzi, po cytacie z Wesela Wyspiańskiego, postawiłem znak zapytania, a nie wykrzyknik.

Życząc izbom jeszcze długich lat skutecznej działalności, pozostaję z szacunkiem.

dr n. med. Medard LECH
z Warszawy

Dlaczego właśnie izby

O korzeniach reaktywowanych izb lekarskich i ich roli dzisiaj mówi dr Władysław SIDOROWICZ, laureat nagrody im. A. Pienkowskiej, członek
Komitetu Założycielskiego Izb Lekarskich w 1989 r.

Nasz samorząd ma korzenie solidarnościowe. Komitet Organizacyjny Izb (którego byłem członkiem) i komitety regionalne powołane zostały na mocy porozumienia zawartego podczas „Okrągłego Stołu”. Zgoda na samoorganizację była „odwojowywaniem” naszej podmiotowości. Pamiętaliśmy, że likwidacja izb w 1950 r. miała na celu ubezwłasnowolnienie środowiska przez reżim komunistyczny.

Po 16 latach od reaktywowania naszego samorządu trzeba pamiętać, że łączy on na mocy ustawy tzw. uprawnienia władcze przekazane mu przez państwo (rejestr lekarzy i praktyk, komisje etyki, sądownictwo korporacyjne, kształcenie podyplomowe), a jednocześnie jest wyrazem (także na mocy ustawy) samoorganizacji naszego środowiska. Niestety, mimo upływu lat wciąż aktualny pozostaje postulat 16. Porozumień Sierpniowych: poprawa warunków pracy służby zdrowia. Pauperyzacja zawodu lekarza pogłębia się. Rozczarowanie brakiem wyraźnej poprawy naszej sytuacji wpływa na rozgoryczenie lekarzy i kierowane do samorządu pytania -co dla nas robicie? Stąd bardzo często izby spotykają się z oczekiwaniami, których adresatem powinny być związki zawodowe.
To one mają walczyć o godziwe warunki pracy i płacy, o respektowanie praw pracowniczych. Samorząd wkracza w tę sytuację od innej strony, od strony chorego, bezwarunkowo
„Salus aegroti suprema lex”! To stanowi o unikalności naszego zawodu i legitymizuje jego aspiracje. Gdy Izba wchodzi w rolę związku, gdy podważa najwyższą wartość zdrowia i życia (strajki głodowe lekarzy!) -rozmywa znaczenie zawodu i słabnie.
Powtarzam: poprzez budowanie i obronę wartości zdrowia i życia wiedzie droga do obrony przed degradacją zawodu
i budowanie prestiżu -co trudno, nawet w przedziale czasowym 25-lecia, przełożyć wprost na status materialny. Ale warto o to walczyć!
Notowała Ewa Gwiazdowicz

Władysław Sidorowicz -specjalista II st. w dziedzinie psychiatrii. Od grudnia 2002 r. -dyrektor Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego Wrocławia. W 1968 r. zawieszony w prawach studenta (AM we Wrocławiu) i uwięziony. Studia wznowił w lutym 1970 r. w AM w Łodzi, gdzie uzyskał dyplom lekarza. Od grudnia 1981 r. do czerwca 1982 r. internowany. Uczestnik „Okrągłego Stołu” w Zespole ds. Zdrowia. Minister zdrowia i opieki społecznej w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. W l. 1980-1999 członek NSZZ „Solidarność”: przewodniczący komisji zakładowej, członek Zarządu Regionalnego, delegat na I Zjazd Krajowy, przewodniczący Regionalnej Komisji Koordynacyjnej Prac. Sł. Zdrowia, wiceprzewodniczący Krajowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność (1981-1990). W l. 1989-1992 działacz izb lekarskich -członek komitetu założycielskiego izb, 1990-1992 przewodniczący Dolnośląskiej Rady Lekarskiej
i członek NRL.

Archiwum