17 kwietnia 2007

Niech żyje bal…

Życie, kochanie, trwa tyle, co taniec… – pisała w jednej z piękniejszych piosenek poetka Agnieszka Osiecka.
A dalej przestrzegała: – Miasta nieczułe mijajcie jak porty, bo życie, bo życie to bal…

W tym roku „miastem nieczułym” okazała się Warszawa, bo po raz pierwszy od blisko 30 lat Polskie Towarzystwo Lekarskie musiało zrezygnować z organizacji balu lekarzy. Było 27 znakomitych balów – najbardziej huczne gromadziły ponad 700 osób, przybywających z Łodzi, Poznania, Szczecina, a nawet z Austrii, Niemiec i USA. Dlaczego w tym roku bal się nie odbył? Wyjaśniam: chętnych do „integrowania się” w karnawałowym tańcu było niewielu. Okazało się, że potencjalnych balowiczów było ok. stu. To za mało, by zapewnić dobry bal (zawsze musiał być znakomity: dwie orkiestry, piękna oprawa, znakomite gwiazdy estrady) i by ceny biletów nie były brane z Wydziału Astronomii UW. Szkoda… Bale lekarzy były okazją do integracji medyków, do spotkań po latach, do długich nocnych dyskusji.
Nie balując u siebie, uciekłem jak sójka za morze, a raczej za ocean, przyjmując zaproszenie prezesa Związku Lekarzy Polskich (Polish-American Medical Society) w Chicago, dr. Bronisława Orawca. Ten znakomity lekarz, pochodzący z Poronina, z niezwykłą energią i talentem kieruje 500-osobowym Związkiem Lekarzy Polskich, który w roku 2006 obchodził 60-lecie działalności.
Po balu prasa polonijna donosiła: Już po raz 57. chicagowscy lekarze polskiego pochodzenia zrzeszeni w Związku Lekarzy Polskich świętowali karnawał, gromadząc się na dorocznym Balu Lekarzy – spotkaniu o wieloletniej tradycji, które co roku przyciąga nowe twarze i zasila jego uczestników energią dobrej zabawy. Impreza odbyła się 10 lutego br. w dystyngowanej sali bankietowej „The Gold Coast Room” słynnego ze stylowej elegancji Hotelu Drake w śródmieściu Chicago. Honorowym gościem balu był prof. dr hab. med. Jerzy Woy-Wojciechowski, prezes Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, a gwiazdą wieczoru – znany piosenkarz Zbigniew Wodecki. W balu uczestniczyło ponad 300 gości, wśród których znaleźli się członkowie i sympatycy ZLP, przedstawiciele organizacji współpracujących ze związkiem oraz reprezentanci firm i Korpusu Dyplomatycznego Polski.
(…) Prof. Wojciechowski uhonorował ZLP medalem i dyplomem „Bene Meritus” od Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego (…), a dr. B. Orawcowi został przyznany Dyplom Uznania „za wieloletnią, tak aktywną i pełną oddania pracę lekarską, za integrowanie środowiska polskich lekarzy w USA, szerzenie wiedzy medycznej i etyki oraz za współpracę z PTL”. (…) Podobnie, jak bale organizowane przez PTL, i ten „chicagowski” miał charakter charytatywny – uzyskane pieniądze będą przeznaczone na pomoc w kształceniu w USA młodych lekarzy z kraju.

Jak co roku – wręczono także puchary dla najlepszych sportowców wśród polonijnych lekarzy, którzy uczestniczyli w rozgrywkach tenisowych czy konkurencjach narciarskich organizowanych za sprawą niezawodnego górala-medyka dr. Orawca.
Bal się skończył. Czas było wracać do kraju, w którym nad medycyną – jak donosiła telewizja – zbierały się czarne chmury. „Widziałem w TV Polonia, jak tam jakiegoś lekarza wyprowadzano w kajdankach. Nawet jeżeli to przestępca, to takie nagłaśnianie szkodzi polskiej medycynie” – dziwił się stary, polski konsyliarz z Chicago.
Skończył się karnawał. W kraju zaczął się „kar nawał”.

Jerzy WOY-WOJCIECHOWSKI

Archiwum