5 lutego 2010

X Krajowy Zjazd Lekarzy „nie do końca jubileuszowy”

W dniach 28-30 stycznia obradował X Krajowy Zjazd Lekarzy, który zakończył V kadencję odrodzonego samorządu i rozpoczął nowe dwudziestolecie. I choć wykonał swoje podstawowe ustawowe zadania, to jego przebieg i atmosfera pozostawia duży niedosyt.

Zjazd sprawozdawczo-wyborczy odbywa się raz na 4 lata i oprócz wyboru władz Naczelnej Izby Lekarskiej, ustala program i priorytety działalności na okres kadencji. Nieobecność na zjeździe przedstawicieli rządu i parlamentu świadczy o niskim poziomie naszej klasy politycznej, dla której ochrona zdrowia jest wartością polityczną tylko w kampanii wyborczej, ale kiedy należałoby zreferować realizacje obietnic wyborczych, lepiej schować głowę w piasek.

Miałem zaszczyt reprezentować Naczelną Izbę Lekarską na zjazdach izb i związków lekarzy w Europie wschodniej i zachodniej, na których obecność głowy państwa i przedstawicieli rządu zajmujących się polityką zdrowotną jest przyjętą normą. W Polsce wiceminister zdrowia, który został wybrany na delegata na Zjazd, przez trzy dni nie znalazł czasu na wypełnienie obowiązku delegata i podzielenie się ze swoimi kolegami chociażby informacjami o działalności resortu, za którą jest odpowiedzialny.

Drugim smutnym akcentem Zjazdu był wniosek Naczelnej Komisji Rewizyjnej o nieudzielenie absolutorium Naczelnej Radzie Lekarskiej. Tryb i termin ogłoszenia wniosku świadczy o elementarnym braku właściwych relacji między obydwoma organami samorządu i obniża prestiż izby lekarskiej. Zamiast rzeczowych argumentów, dyskusja podsumowująca działalność NRL była pełna wystąpień, w których emocje brały górę nad faktami.

Również przykrym akcentem kończącym zjazd był brak rozpatrzenia wszystkich projektów uchwał i wniosków przygotowanych przez delegatów z powodu braku quorum oraz podejrzeń, że niektóre z nich zostały „zagubione”.

Myślę, że warto też zapytać delegatów, którzy nie przybyli na Zjazd lub opuścili go przed zakończeniem, czy tak widzą wypełnianie mandatów powierzonych im przez zjazdy okręgowe (dotyczy to niestety w dużej mierze delegatów naszej Izby). Choć na mocy nowej ustawy o izbach lekarskich zostali członkami Naczelnej Izby Lekarskiej na cztery lata, to może warto, by ustąpili miejsca innym, którzy biorą przykład z tych, którzy zawsze są do końca, jak choćby pierwszy prezes NRL prof. Tadeusz Chruściel.

Na pocieszenie – wielu naszych delegatów zostało wybranych do organów NIL, i należy liczyć, że uda im się potwierdzić rzetelną pracą potencjał naszej warszawskiej izby.

Krzysztof Makuch

Archiwum