11 maja 2013

Muzy i my

Polski lekarz artysta ze Szwajcarii

Peter Organ, z zawodu lekarz dentysta, z zamiłowania malarz amator, jest obywatelem Szwajcarii o polskich korzeniach. Oboje rodzice też są lekarzami – mama dentystą, ojciec internistą. Ukończyli studia w Polsce i wyjechali w poszukiwaniu lepszej pracy i warunków bytowych do Szwajcarii, gdzie pracują do dzisiaj.
Tam też w 1975 r. urodził się Peter.

Po ukończeniu szkoły i kilku latach wahań zdecydował, że będzie kontynuował drogę zawodową rodziców. Stomatologię ukończył w Łodzi w 1975 r. Dwa lata pracował w Polsce, a potem wrócił do Szwajcarii i leczy w gabinecie prowadzonym przez matkę.
Od najmłodszych lat pasjonowało go malarstwo. Być może tę skłonność odziedziczył po dziadku Kazimierzu, który był dobrym malarzem. Niestety większość jego prac zaginęła w czasie okupacji. (Babcia Petera w czasie wojny udzielała schronienia łódzkim Żydom, za co otrzymała medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”).
Peter poznał wszystkie techniki malarskie, ale ostatecznie zdecydował się na olej. Ma fotograficzną pamięć. Wspomina, że w czasie egzaminów z anatomii wolał namalować niż opisywać słowami narząd lub jego część, o którą go pytano. Jego prace przedstawiające organy i narządy człowieka wiszą w Collegium Anatomicum Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Wśród obrazów Petera Organa znajdują się realistyczne pejzaże, kopie słynnych dzieł, a także trochę oniryczne, fantastyczne widziadła. Prace zostaną wkrótce przedstawione na wystawie w Muzeum Polskim w Rapperswil.

mkr

Sercem pisane

Ostatnio uczestniczyłem w pięknym jubileuszu założonego przez Marcina Ehrlicha przed 140 laty Płockiego Towarzystwa Lekarskiego. Uroczystość organizowali i prowadzili: prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Płocku Jarosław Wanecki oraz prezes płockiego oddziału Polskiego Towarzystwa Lekarskiego Jacek Zieleniewski.

Zabierając głos, przeprosiłem, że nie towarzyszę Płockiemu Towarzystwu Lekarskiemu od początku jego istnienia, lecz tylko przez ostatnie 40 lat. Nawiązałem też do słów Wyspiańskiego z „Wesela”: „A to Polska właśnie”, bo widząc tak wspaniale działających lekarzy, chce się powiedzieć: „A to Polskie Towarzystwo Lekarskie właśnie”. Zakończyłem wystąpienie hinduską maksymą, że jeżeli nie możesz zostać królem, zostań lekarzem. Wtedy przywracanie komuś zdrowia będzie prawdziwie królewskim darem.
Przywilejem ludzi dojrzałych jest wzruszenie – bez obawy, że ktoś zobaczy, a inny weźmie za złe. Nie wstydzę się przyznać, że byłem poruszony na premierze sztuki pt. „Ja, Feuerbach”. Wzruszyłem się także na pokazie filmu „Syberiada polska”. W obu przypadkach była ciemna sala i moje odczucia były tylko moje.
Natomiast w czasie tej jubileuszowej uroczystości w Teatrze Dramatycznym w Płocku miało miejsce wydarzenie będące dla mnie największym wzruszeniem w ostatnim czasie. Po pięknym recitalu Michała Bajora szedłem obejrzeć prace malarskie dr Hanny Woźniak-Kwiatkowskiej. Wtedy podeszła do mnie starsza, no… w moim wieku, lekarka. – Pan zawsze tak mówi, że robi się koło serca ciepło. Czy mogę się do pana przytulić? – to mówiąc, objęła mnie. Dziękuję najgoręcej tej nieznajomej pani o jasnoniebieskich oczach, która sprawiła, że gdy przypominam sobie jej słowa i uścisk, też robi mi się koło serca tak ciepło, że trudno opisać.

Jerzy Woy-Wojciechowski

Archiwum