5 października 2017

Pacjent, którego nigdy nie zapomnę cz. 5

Służąc zdrowiu

Jarosław Kosiaty

Oddział, przychodnia, dyżury… Szybko mijają kolejne dni, miesiące i lata naszej pracy. Upływ czasu zauważają zwłaszcza pediatrzy. Badane „jeszcze nie tak dawno” na przewijaku maleństwo wkracza teraz dumnie do gabinetu, trzymając za rękę swoją drugą połowę i wręczając nam zaproszenie na ślub.

Towarzyszymy pacjentom przez istotną część ich życia. Jesteśmy z nimi w sytuacjach smutnych i radosnych. Bywa, że stajemy się jedynymi słuchaczami opowieści o życiowych perypetiach i powiernikami największych tajemnic. Staramy się wspierać w trudnych chwilach, w nierównych zmaganiach z chorobą i cierpieniem. Początek nie jest jednak łatwy. Uzbrojeni w olbrzymi bagaż wiedzy teoretycznej stajemy po zakończeniu studiów oko w oko z żywym, oczekującym naszej pomocy człowiekiem. Jakże przydatne stają się wtedy podpowiedzi starszych koleżanek i kolegów oraz rady i wskazówki nauczycieli z okresu studiów. Pamiętam zajęcia w Klinice Ginekologii i Położnictwa przy pl. Starynkiewicza w Warszawie. Prof. Elżbieta Janczewska napominała nas, aby zawsze słuchać uważnie tego, co mówi pacjent. Niekiedy to właśnie on, a nie my – posiadający najnowszą wiedzę medyczną – może mieć rację. Zilustrowała to ciekawym przykładem.

  • Do Kliniki Ginekologii i Położnictwa przyjęta została młoda, niewykształcona kobieta w drugiej ciąży. Istniało poważne ryzyko konfliktu serologicznego (ona Rh-, mąż Rh+). Jeden z asystentów długo i cierpliwie tłumaczył ciężarnej, na czym polega zagrożenie i jakich prewencyjnych działań wymaga. Kobieta jednak z uporem twierdziła, że tym razem żadnego „konfliktu” nie ma. Zniecierpliwiony lekarz poprosił prof. Janczewską o pomoc. Lekarka zaprosiła pacjentkę do swojego pokoju i poczęstowała gorącą herbatą. W trakcie miłej rozmowy okazało się, że ciężarna miała bliską przyjaciółkę w lokalnej stacji krwiodawstwa. Uzyskała od niej dane wszystkich mężczyzn Rh- mieszkających w najbliższej okolicy. Co się później wydarzyło, było już słodką tajemnicą pacjentki. I rzeczywiście, ona miała rację, a nie lekarz, asystent kliniki uniwersyteckiej. Żadnego konfliktu serologicznego nie było i dziecko urodziło się zdrowe. Zdarza się czasem, że to pacjenci służą nam swoją wiedzą i doświadczeniem. W książce „Swawolny Hipokrates” Roman Dzierżanowski przytacza przykład lekarki dermatologa i wenerologa Jadwigi Mozołowskiej (1893–1986). Przed wojną pracowała w Ambulatorium Kasy Chorych Szpitala Ujazdowskiego. W czasie Powstania Warszawskiego była inspektorem sanitarnym dzielnicy Praga Południe. Po zakończeniu działań wojennych przyjmowała pacjentów w Przychodni Specjalistycznej Ubezpieczalni Społecznej na Mokotowie (przy ul. Puławskiej 12a).
  • „Dr Mozołowska leczyła młodego warszawskiego złodziejaszka. W czasie jednej z jego wizyt w przychodni, po zbadaniu pacjenta i pobraniu krwi, zapytała:

– Boguś, jak ty taki cwaniak jesteś, powiedz mi jedno. Mieszkam na drugim piętrze, czy mogę spać przy otwartym oknie?

Boguś zlustrował panią doktor badawczo wzrokiem od stóp do głowy i zapytał:

– A forsę doktor ma?

– Absolutnie nie!

– No to śpij pani spokojnie, my bez obserwacji nie chodzimy.

Pocieszona pani doktor poklepała złodziejaszka po ramieniu i odprowadziła do drzwi. Po półgodzinie pacjent ponownie wpada zdyszany do gabinetu i pyta:

– A jakie klucze ma pani doktor?

– Zwyczajne, yale i zasuwkę.

– Do chrzanu – stwierdził specjalista – nic niewarte. Ja pani wytłumaczę, jakie ma być zamknięcie. I tu nastąpił długi, solidny wykład”.

A oto kolejne anegdoty z życia lekarzy i ich niezapomnianych pacjentów.

  • Generał brygady Wojska Polskiego, znakomity chirurg Ludwik Rydygier (1850–1920) po dokładnym zbadaniu chorego długo się namyślał, aż w końcu powiedział do stojących wokół studentów i lekarzy:

– No, mamy w brzuchu guz wielkości trudnej do określenia… Powiedzmy – wielkości jądra małego słonia.

Mimo powagi sytuacji cała sala wybuchnęła śmiechem.

Rydygier należał do grona najwybitniejszych chirurgów. W 1880 r. przeprowadził pierwszy w Polsce (a drugi na świecie) zabieg wycięcia odźwiernika z powodu raka żołądka, a w 1881 – pierwszy na świecie zabieg resekcji żołądka z powodu owrzodzenia. W 1884 r. wprowadził nową metodę chirurgicznego leczenia choroby wrzodowej żołądka i dwunastnicy za pomocą zespolenia żołądkowo-jelitowego. Był także autorem oryginalnej metody usuwania gruczolaka gruczołu krokowego (1900) i wielu innych technik operacyjnych.

  • Internista prof. Witold Orłowski (1874–1966), autor ponad 200 prac naukowych i redaktor naczelny „Polskiego Archiwum Medycyny Wewnętrznej”, badał kiedyś w swoim gabinecie pacjentkę.

– Proszę położyć się na plecach.

Pacjentka kładzie się na brzuchu.

– Proszę położyć się na plecach – powtarza profesor.

Pacjentka nadal leży na brzuchu.

– Prosiłem panią położyć się na plecach – powtarza profesor i dodaje nieco zdenerwowany: – Mąż musi mieć z panią duży kłopot.

  • Wróćmy do czasów współczesnych i przenieśmy się na chwilę za ocean. Jeden z polityków amerykańskich zwiedzał szpital dla psychicznie chorych, a potem napisał we wspomnieniach: „Zaprowadzono mnie na oddział dla najbardziej niebezpiecznych. Ze zdziwieniem zauważyłem, że ponad 100 chorych jest pod opieką tylko dwóch pielęgniarzy. Zapytałem:

– Czy nie ma obawy, że chorzy obezwładnią ich i uciekną?

Jeden z oprowadzających mnie lekarzy odpowiedział:

– Ci ludzie nie są zdolni do wspólnej akcji. To nie politycy”.

W poprzednim odcinku naszego cyklu zamieściłem ciekawe wypowiedzi chorych, udostępnione przez koleżanki i kolegów lekarzy. A co mówią pacjenci, gdy po wizycie w naszym gabinecie udają się do apteki? Oto przykłady nadesłane przez farmaceutów:

  • Bo my z żoną staramy się dziecko karmić piersią.
  • Tabletki na złamanie ręki.
  • Poproszę jakiś dobry antybiotyk na grypę.
  • Maść przeciwbólowa na H… Aha! Naproxen.
  • Dziecko w aptece: – Poproszę gilotynę dla babci (chodziło o jodynę).
  • A te tabletki dojelitowe, to z której strony się stosuje?
  • Poproszę jebuprom (chodziło o ibuprom).
  • Jakiś lek na menty, nie znam innego wyrazu.
  • Poproszę halopierdol (chodziło o haloperidol).
  • Sól filozoficzną (to był zapewne jakiś humanista).
  • Poproszę striptiz na gardło (chodziło o strepsils).
  • Płyn do płukania jamy intymnej.
  • Poproszę szerszenia (chodziło o żeń-szeń).
  • Coś na hemolajty (chodziło o hemoroidy).
  • Niech mi pani te podpaski zapakuje, żeby było etycznie.
  • Poproszę coś do nacierania klatki z piersiami.
  • Poproszę foremki do kału.
  • Prezerwatywy i nervosol (hmm…, ciekawe zestawienie).
  • Proszę o cysternę na mocz.
  • Czopki z pszczół (chodziło o czopki propolisowe).

Nasze życie ciekawie podsumował jeden z przedwojennych nauczycieli akademickich. Znakomity lekarz farmakolog, prof. Jerzy Modrakowski (1875–1945), w czasie wykładów dla studentów mówił: „W życiu człowieka są trzy okresy: w pierwszym człowiek myśli głównie o jedzeniu, w drugim… (tu profesor porozumiewawczo mrugał do kolegów studentów) – panowie mnie rozumiecie. W trzecim okresie życia – kończył profesor – człowiek myśli głównie o wypróżnianiu”.

Los kroczy własnymi, zawiłymi ścieżkami. W 1939 r. prof. Modrakowski został wybrany na stanowisko rektora Uniwersytetu Warszawskiego. Jego kadencja miała się zacząć 1 października 1939 r. W czasie II wojny światowej Niemcy proponowali mu współpracę (miał dyplomy z Wrocławia, Monachium i Berlina), ale odmówił. Zmarł po pobycie w obozie, miesiąc po zakończeniu wojny… 

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum