4 maja 2023

Odłączeni

Niedawno uczestniczyłam w konferencji „Scena jutra” w Teatrze Wielkim, która była miejscem styku branży technologicznej i artystycznej. Panel, w którym brałam udział, dotyczył well-beingu twórców i umiejętności oddzielenia pracy od życia osobistego, czyli tematu starego jak świat. Kto dziś nie gubi czasem z oczu tej cienkiej granicy?

autor: OLGA ROSTKOWSKA, wiceprezes ORL w Warszawie

Myślę, że artyści i lekarze mają wiele wspólnego. Praca wieczorami i w nocy, dużo emocji, realizacja kilku projektów w tym samym czasie lub świadczenie usług równolegle w kilku miejscach, a jednocześnie pasja do zawodu i bardzo duża wrażliwość. Wielu artystów i wielu lekarzy korzysta też namiętnie z mediów społecznościowych. Artyści zdają sobie sprawę z tego, jak ważne dla nich jest bycie offline. Dla własnej efektywności, kreatywności i receptywności emocjonalnej, bez której ich praca byłaby niemożliwa. W dobie bezprecedensowej cyfryzacji, kiedy praktycznie bez przerwy jesteśmy podłączeni do urządzeń elektronicznych, stale dostarczających nam mnóstwa bodźców, tym bardziej należy stworzyć sobie jakiś plan detoksu. Taco Hemingway i Quebonafide rapują o telefonach „dziwne urządzenie, bada oczy”, a wcześniej o „pukaniu przez szkło” do kobiety. Telefon stał się nie tylko narzędziem pracy, rozrywki, sposobem na nudę, słodką prokrastynację, ale też metodą (czasem jedyną) kontaktu z drugim człowiekiem, bez którego pewnie dziś nie powstałaby część związków.

To samo świecące pudełko jednocześnie wciąga nas coraz mocniej w głąb króliczej nory. Algorytmy mediów społecznościowych zaprojektowane są tak, abyśmy nie zaznali nasycenia i przeglądali kolejne zdjęcia i posty. Powiadomienia z aplikacji i skrzynek e-mailowych, których fragment pojawia się na górze ekranu, mają zmusić nas do rzucenia okiem. Najlepiej w tej samej sekundzie, bo za chwilę znikną. Pracodawcy i współpracownicy wykorzystują ten mechanizm i dobroduszne „nic pilnego” albo „sprawdź po urlopie”, okraszone ikonką puszczającą oczko, są tylko naiwną próbą przypudrowania rzeczywistości. A ta rzeczywistość krzyczy: szybciej, więcej, sprawniej. Nie ma czasu. Pomóż teraz. Doradź. Skonsultuj. Zerknij. Potrzeba już. Zrób dziś, nie jutro. Na wczoraj. ASAP.

STOP

A gdyby na moment oderwać się od tego szaleństwa? Gdybyśmy wyznaczyli w ciągu dnia żelazne granice, kiedy nie korzystamy z telefonu? Niech to będzie tylko jedna godzina wieczorem. Pomocne może w tym być całkowite wyłączenie, ale dla zaniepokojonych niech to będzie wyciszenie, urządzenia.

Lekarze są trochę jak artyści. „Medycyna jest sztuką” głosi hymn Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. A prawdziwy artysta musi znaleźć czas na połączenie się ze swoimi emocjami, osadzenie w sobie, na oddech. Musi umieć stawiać granice, choć osobom wrażliwym tak jak lekarze zrobić to trudno. Często wzorowi uczniowie, laureaci olimpiad, absolwenci świetnych liceów, na studiach wysłuchują tyrad o byciu perfekcyjnym i pełnym poświęcenia dla drugiego człowieka. Model niemożliwy do osiągnięcia. Pacjenci dzwoniący o pomoc do lekarzy pod ich prywatne numery telefonów i zwracający się o poradę za pośrednictwem mediów społecznościowych oczywiście ją otrzymują, ale często kosztem spokoju, wypoczynku, a co za tym idzie – zdrowia swoich doktorów. Kto z nas nie ma znajomych, którzy odzywają się, żeby coś z nami skonsultować lub po receptę? A my oczywiście to robimy. I będziemy robić. Nie bójmy się głośno mówić, że to nasza mała, niewidzialna cząstka etatu. Nie namawiam nikogo, żeby rwać te kontakty, ale nauczmy się stawiać granice. Ponieważ jako medium do tych połączeń służy nasz telefon, uzbrojony w arsenał innych dystraktorów, nauczmy się mu odmawiać. Jedna godzina dziennie. Codziennie. Daje gwarancję, że poczują Państwo różnicę, a świat tylko na tym skorzysta.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum