5 października 2017

Sowietskoje szampanskoje w Tbilisi

Literatura i życie

„Zagrajcież mi, niechaj cofnie się świat”

Wszystkie teksty z tego cyklu mają charakter wspomnieniowy i odnoszą się do okresu sprzed 50 lub więcej lat.

Artur Dziak

Przy okazji każdych igrzysk olimpijskich odbywały się międzynarodowe kongresy poświęcone zagadnieniom medycyny sportowej, ze szczególnym uwzględnieniem fizjologii i traumatologii sportu. Olimpiadzie w Moskwie, zbojkotowanej przez bardzo wiele krajów z powodu agresji sowieckiej na Afganistan, towarzyszył kongres, ale nie w mieście olimpiady, tylko w odległym Tbilisi, w Gruzji. Dlaczego tak postanowiono, nie wiadomo. Być może, by zaznać piękna podróży i bankietów, które przecież odbywały się na koszt Komitetu Olimpijskiego. Kongres w Tbilisi utkwił mi w pamięci z dwóch względów. Po pierwsze dlatego, że wywołałem niemałe poruszenie wystąpieniem poświęconym tzw. łokciowi tenisisty, czyli bólom bocznego przedziału stawu łokciowego, po drugie ze względu na przygodę, która mnie spotkała w pewnej restauracji. Na kongresie postanowiłem wykazać, że stosowany powszechnie termin jest wadliwy, gdyż tenisiści owszem, także z łokciem mają problemy, ale według dostępnych mi danych, opisujących dużą liczbę operowanych przypadków, większy odsetek cierpiących na tę przypadłość stanowią ginekolodzy, a to z racji profesjonalnego przeciążenia przyczepów mięśni prostowników nadgarstka i palców podczas… wykonywania skrobanek. Ponieważ miałem dosyć kongresowych obrad, postanowiłem pewnego wieczoru udać się na miasto, by posłuchać muzyki, zjeść coś oryginalnego i napić się dobrego gruzińskiego wina. Po dosyć długim krążeniu po bocznych uliczkach znalazłem to, czego szukałem – położoną w ogrodzie restaurację z tarasami. Wchodzę na pięterko, siadam przy ścianie, przy małym stoliczku, gdyż chcę być sam. Niedaleko znajduje się długachny stół, za którym siedzi kilkudziesięciu rozbawionych Gruzinów. Koło stołu biegają jak wściekli wszyscy kelnerzy, przeto nikt na mnie nie zwraca najmniejszej uwagi. Kiedy oczekiwanie się przedłuża, łapię za połę jednego z przebiegających kelnerów i mówię, że specjalnie przyjechałem z Polski, by skosztować gruzińskiego wina. Mijają minuty i nadal nic się nie dzieje. Wciąż siedzę przy pustym stoliku, więc jeszcze raz zatrzymuję kelnera i już nieco gwałtowniej mówię, że czekam na zamówione wino. Tym razem czekam krótko, ale kelner stawia na stole napoczętą butelkę… sowietskoje szampanskoje! Ogarnia mnie wściekłość, a w takich chwilach staję się bardzo trudnym przeciwnikiem. – To ja tutaj przyjechałem, żeby spełnić życzenie mojej świętej pamięci babci, która mówiła: „jeśli kiedykolwiek dobry Bóg pozwoli ci odwiedzić Gruzję, to ty dołżen gruzinskowo wina napitsia”, a ty mnie czto podał? Sowietskoje szampanskoje?! – krzyczę i ze złości prawie tracę głos. Kelner wyrywa się i ucieka. Za moment przysiada się do mnie młody człowiek z gruzińskiego stołu i mówi, że Tomoda – tu wskazuje starszawego, potężnie obrzuszonego Gruzina siedzącego u szczytu stołu – zaprasza mnie do nich, gdyż usłyszał rozmowę i ma dla mnie prawdziwe gruzińskie wino. Przysiadam się do stolika, po uprzednim się przedstawieniu, i poddaję panującemu nastrojowi zabawy. Toasty idą gęsto, gruzińskim zwyczajem są to całe przemówienia – majstersztyki, naszpikowane aluzjami, poezją i humorem. Dobrze mi, ale po pewnym czasie słusznie dochodzę do wniosku, że jeszcze trochę, a mogę sromotnie dać plamę, więc przepraszam Tomodę i mówię: – U mienia zawtra naucznyj dokład na kongresie, tak ja doma dołżen! Tomoda mówi: – Minuteczku, i daje znać któremuś z biesiadników. W jednej chwili przy stole pojawia się kierownik restauracji zgięty uniżenie jak scyzoryk. Tomoda patrzy gdzieś nad nim w przestrzeń i powoli cedzi: – Nasz drug, doktor, on z Polszy prijechał. Jewo babuszka jemu skazała, cztob on u nas gruzinskowo wina napiłsia. A ty czto? Swołocz, bindiużnik! Sowietskoje szampanskoje jemu podał?! Tomoda podnosi z każdym słowem głos, aż huczy na całą salę!

Ty mnie słuszaj, swołocz! On jeszczo w Tbilisi tri dnia gulat’ budiet i tri dnia na niewo zdzies stoł dołżen żdać, i wsio, czewo zachoczet, ty – swołocz jemu podat’ dołżen – kończy, dusząc się prawie z wściekłości! Przerażenie kierownika sali jest tak ogromne, że odchodząc od stołu, nie śmie odwrócić się plecami i wycofuje się tyłem, zwrócony twarzą do Tomody, wykonując ukłony i mamrocząc: – Da, ja was słuszaju, ja was słuszaju, ja was słuszaju! Do tej restauracji już nie powróciłem, gdyż nie starczyło czasu, ale do dziś pomnę gruzińską gościnność. Z podobną sympatią spotkał się w Gruzji mój kolega, który przypadkowo w Warszawie pomógł naprawić samochód podróżującemu Gruzinowi. Wdzięczny przybysz zostawił mu wizytówkę i oświadczył, że gdyby kiedykolwiek los go do Gruzji skierował, ma natychmiast dać znać. Wyroki losu są niezbadane i memu koledze zdarzyło się do Gruzji pojechać, więc telefon wykonał. W krótkim czasie pod hotel zajechał nie jeden, ale kilka samochodów, z których wysypało się kilkanaście osób i każda tak się z nim witała jak z kimś bardzo bliskim. Szybko też przyjezdni capnęli go do samochodu i wywieźli za miasto, gdzie jego dłużnik miał stary dom z ogrodem. Kolega mój balował tam – jak opowiadał – trzy dni i to prawie cały czas siedząc za stołem! Trzeciego dnia dowiedział się, że jego Gruzin właśnie przed trzema dniami miał samochodem chłodnią, wypełnionym po sufit mięsem, pojechać do kilkaset kilometrów oddalonego miasta. Zaniepokojony zapytał, co się stało z ładunkiem.

Nic się nie stało. Wszystko jest pod kontrolą – odpowiedział gościnny gospodarz.

Jak to? Przecież ciężarówka stoi w ogrodzie, a my tutaj już trzeci dzień balujemy.

To nic – padła kolejna odpowiedź. – Po prostu dzisiaj w nocy mój kum wywiezie to cholerne, już dobrze zepsute mięso w góry, wypieprzy do wąwozu i sępy wszystko rozdziobią.

No, dobra – drążył mój kolega – ale przecież mięsa nie dowiozłeś, a to musi być wielka forsa, więc jak?

Dowieźć, nie dowiozłem – podsumowuje gospodarz – ale kwit jest. I pokazuje mu dokument poświadczający, że tam i tam odebrano dwanaście ton mięsa!

Socjalizm to ustrój nieprawdopodobnych możliwości! 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum