15 grudnia 2017

Dentystka wśród Pigmejów

Niezwykła praktyka

Małgorzata Skarbek

Lekarze jeżdżą do wielu krajów nieść pomoc ludziom potrzebującym. Martyna Osiak, młoda dentystka z Warszawy, trafiła na prawdziwy kraniec świata.

Latem 2017 r. 3 miesiące spędziłam na mojej trzeciej misji medycznej – mówi Martyna. – Pierwsza była w Kamerunie, latem 2016 r. Zimą byłam w Republice Środkowoafrykańskiej w Monasao (co w języku Pigmejów znaczy „dziecko rzeki Sao”). Potem znów w tym kraju i w tej miejscowości.

Monasao to wioska w samym sercu sawanny, otoczona dziewiczą dżunglą. Została stworzona specjalnie dla Pigmejów, którzy do tej pory prowadzili koczowniczy tryb życia. Żywili się tym, co złowili i uzbierali w lesie. Ale lasów jest coraz mniej. Aby plemię przetrwało, musi przystosować się do osiadłego trybu życia. Nauka uprawy ziemi i hodowli zwierząt, a także prowadzenie miejscowej szkoły to podstawa przyszłości wioski, a zajmują się tym misjonarze ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich.

Dla Europejczyka styl życia Pigmejów jest niezwykle egzotyczny – kontynuuje Martyna. – Wciąż żyją w szałasach, dopiero zaczynają budować proste domy z gliny, kryte strzechą z liści palmowych. Pod względem materialnym są niezwykle ubodzy. Podstawowym narzędziem jest maczeta, która pomaga zdobyć opał na ognisko. Główny pokarm stanowi upolowana zwierzyna leśna (pancerniki, jeżozwierze, antylopy) oraz potrawy z manioku i orzeszków ziemnych, które Pigmeje zaczynają uprawiać.

Jednak maniok nie ma zbyt dużo wartości odżywczych, czego konsekwencją jest niedożywienie. Pigmeje jedzą również rośliny leśne i owoce, takie jak banany, papaje czy ananasy. Zazwyczaj zadowalają się jednym posiłkiem dziennie. Nie mają elektryczności. W wiosce jest niewielka szkoła podstawowa, w której uczą nauczyciele z Afryki. Dzieci chodzą do niej nieregularnie, bo tak jak rodzice żyją w zgodzie z naturą, która wyznacza ich rytm funkcjonowania dostosowany do pór roku. W porze deszczowej zaczyna się trwający miesiąc sezon na gąsienice, które są dla nich wartościowym pokarmem. W porze suchej, w połowie stycznia, rozpoczyna się sezon na termity – przysmak Pigmejów wzbogacający ich dietę.

Próbowałam i jednego, i drugiego – śmieje się Martyna. – Uczestniczyłam w zbieraniu gąsienic podczas całodniowej wyprawy do lasu. Potem kobiety zrobiły posiłek z gąsienic
i ryb na ognisku. To było niezwykłe doświadczenie, a jedzenie przepyszne.

W Monasao działa też mała przychodnia zdrowia. Nie pracuje tam na stałe ani lekarz, ani pielęgniarka. Chorymi zajmuje się troje Pigmejów po rocznym przeszkoleniu medycznym. By dotrzeć do lekarza, niektórzy muszą pokonać pieszo nawet 70 km. Dentysta nigdy nie zawitał do Monasao, Martyna była pierwsza. Wieść o przyjeździe lekarza rozchodzi się bardzo szybko. Mieszkańcy mają okazję takiego spotkania raz na kilkanaście lat. – Byłam przygotowana na to, że podstawowym zabiegiem będzie usuwanie zębów – opowiada Martyna. – Dlatego za pierwszym razem wzięłam dwie walizki, obie wypełnione 23 kg drobnego sprzętu: środkami znieczulającymi, igłami, kompresami, narzędziami, zabrałam nawet mały autoklaw.

Pigmeje nie wiedzieli, że zęby trzeba myć. Przygotowując się do kolejnego wyjazdu, Martyna zabrała skaler i ssak, aby wykonywać profesjonalną higienizację zębów. Prąd potrzebny do zasilania urządzeń czerpała z baterii słonecznych albo z agregatu prądotwórczego. Prowadziła liczne akcje profilaktyczne, pokazywała, jak czyścić zęby, tłumaczyła, dlaczego to ważne. Mówiła po francusku lub w sango, a Pigmejka tłumaczyła na język plemienny – mbenzele. W Republice Środkowoafrykańskiej językiem urzędowym jest francuski, który lekarka zna, ale okazał się niezbyt nieprzydatny. Musiała nauczyć się sango, próbowała także mówić w mbenzele.

Zabrałam ze sobą szczoteczki i tubki pasty, które rozdawałam w wiosce, gdzie mieszkałam, i w sąsiednich, oddalonych nawet o 100 km. W wiosce pracowała także dr Emilia Bylicka, specjalista chorób wewnętrznych. Często jeździłyśmy razem, aby nieść pomoc nie tylko w Monasao. Najdalej byłyśmy w wiosce Liboko, na granicy z Kongiem, i w Lidombo, na granicy z Kamerunem. Do Yombo szłyśmy pieszo 5 km przez dżunglę, niosąc cały bagaż z lekami i narzędziami na plecach.

Pigmeje mają zęby w złym stanie. Dr Martyna spotkała się wprawdzie z tradycyjnymi metodami ich czyszczenia młodymi gałązkami różnych drzew, ale nie były tak powszechnie stosowane jak w innych regionach Afryki. Gdy robiła skaling, pokazywała zdjęcia przed i po czyszczeniu, a pacjenci dostrzegali różnicę między zaniedbanym a czystym uzębieniem. Szybko też przekonywali się, że zabieg nie boli, daje duży efekt, więc chętnie przychodzili całymi rodzinami. Nie miała jednak szans leczenia zachowawczego czy kanałowego. Ząb, który w Polsce byłby z powodzeniem wyleczony, tam – jeśli bolał – musiał zostać usunięty. Czasami usuwała nawet dziesięć zębów u jednego pacjenta, bo jeśli ktoś przyszedł z bardzo daleka, kolejnej wizyty mogło już nie być. Dr Martyna Osiak zaprzyjaźniła się ze swoimi podopiecznymi. Uważa, że są sympatyczni, szczerzy i otwarci, choć na początku dość nieśmiali. Szybko zdobyła ich zaufanie. Pigmeje nie mają wielkich potrzeb, prowadzą proste życie. Są monogamistami, cenią rodzinę i zwykle mają dużo potomstwa, choć śmiertelność dzieci jest wysoka.

Jestem pełna podziwu dla nich – mówi Martyna. – Białemu człowiekowi mogą się wydawać na pierwszy rzut oka bardzo nieporadni i prymitywni. Nie znają wartości pieniądza, są niepiśmienni, czasami nie wiedzą, ile mają lat, ale nigdy im nie dorównamy w wielu aspektach życia. W lesie poruszają się znakomicie. Pójście z nimi do dżungli było dla mnie dużym przeżyciem. Znają każde drzewo, każdą ścieżkę, wiedzą, co nadaje się do jedzenia, co służy do leczenia, a co jest trucizną. Łowią ryby, chwytają zwierzynę, by przeżyć. Polują wspólnie, a na wyprawy do lasu zabierają całą rodzinę.

Wolontariuszom zapewniono bardzo dobre warunki pobytu. Każdy ma oddzielny domek z łazienką i bieżącą wodą. Osiedle nie zostało ogrodzone, bo ideą misji jest otwarcie na ludzi, spędzanie z nimi jak najwięcej czasu. Domek Martyny sąsiadował z szałasami Pigmejów. W tym czasie w Monasao przebywali także Ewa Marciniak, która założyła szkołę szycia dla dziewcząt, oraz ks. Wojciech Lula, misjonarz opiekujący się misją.

Jak dr Osiak trafiła w to odległe miejsce? W Abong-Mbang w Kamerunie dr Konrad Rylski założył gabinet dentystyczny wyposażony w unit stomatologiczny i cały sprzęt potrzebny do leczenia zębów. Martyna spotkała go dzięki Fundacji Dzieci Afryki. W organizacji wyjazdu do Kamerunu pomogła fundacja Redemptoris Missio z Poznania. Dr Osiak chciała jednak pojechać do Republiki Środkowoafrykańskiej, bo tamtejsze społeczeństwo, mimo bogactw naturalnych kraju, jest jednym z najbiedniejszych na świecie. Szukała kontaktu z misjami katolickimi, bo wtedy wyjazd jest bezpieczniejszy. Koszty pokryła dzięki sponsorom: diecezjom warszawsko-praskiej i tarnowskiej, Parafii Wszystkich Świętych w Warszawie, a także kolegom z pracy: prof. Andrzejowi Wojtowiczowi, kierownikowi Zakładu Chirurgii Stomatologicznej, dr. Piotrowi Wychowańskiemu, dr. Bartłomiejowi Iwańczykowi oraz prywatnej firmie z branży hutniczej. – Bardzo bym chciała pojechać tam znów – snuje plany dr Martyna. – Kto tam raz pojedzie, nie może zapomnieć o potrzebach i cierpieniach tamtych ludzi. W Europie mamy gabinety stomatologiczne, lekarzy, apteki, gdzie możemy kupić na przykład paracetamol. Oni tego nie mają, nie mają do kogo się zgłosić po pomoc. Dla mnie to nie są już anonimowi mieszkańcy Afryki, ale osoby, które znam, z którymi się zaprzyjaźniłam, u których bywałam w domu, z którymi spędzałam czas. Może kiedyś uda się tam stworzyć gabinet stomatologiczny, aby zamontować unit i móc nie tylko usuwać zęby, ale także je leczyć.

Dr Martyna Osiak pracuje jako asystent akademicki w Zakładzie Chirurgii Stomatologicznej prof. Andrzeja Wojtowicza i przygotowuje doktorat.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum