23 października 2002

Listy

Więcej czasu dla pani nie będę miała…

VI Krajowy Zjazd Lekarzy, w grudniu 2001 r., w apelu skierowanym do członków samorządu lekarskiego przypominał lekarzom o zapisach: art. 67. Kodeksu Etyki Lekarskiej mówiącego o dobrym obyczaju bezpłatnego leczenia kolegów i ich rodzin oraz art. 52., iż lekarze powinni okazywać sobie wzajemny szacunek.

Służba zdrowia – w tej nazwie zawarta jest relacja między lekarzem a pacjentem. Lekarz służy pomocą człowiekowi, który tej pomocy oczekuje.
Wypisywanie wniosków na leczenie sanatoryjne nie jest ulubionym zajęciem lekarzy, ale jest to też forma pomocy.
W roku 2000. zarejestrowałam się w Przychodni Specjalistycznej dla Szkół Wyższych, przy ul. Mochnackiego 10 w Warszawie – z dwóch powodów. Po pierwsze przez wiele lat pracował tam mój mąż, po drugie, ze względu na wspaniałych, o dużej wiedzy leka-rzy. Moja lekarka „pierwszego kontaktu”, którą miło wspominam, odeszła z poradni rok temu.
W ciągu 49 lat pracy zawodowej zdrowie mi dopisywało. I tylko co rok, jak wszyscy lekarze pracujący z młodzieżą, odbywałam badania kontrolne. Nie lubię się leczyć. Od dwóch jednak lat uporczywe bóle stawów i kręgosłupa, nieustę-pujące po lekach, rehabilitacji i fizykoterapii, zmusiły mnie do szukania pomocy w leczeniu sanatoryjnym. Potrzebne stało się skierowanie. W rejestracji przychodni przy ul. Mochnackiego wyzna-czono mi termin wizyty (24 lipca br.) u nieznanej mi lekarki.
O wyznaczonej porze zjawiłam się w poczekalni, gdzie czekały trzy osoby. Po 20 min. weszłam do gabinetu. Lekarka w wieku moich dzieci, wyraźnie niezadowolona z mojej wizyty, zapytała mnie na wstępie – z czym przychodzę. Krótko powiedziałam, co mi dolega, na kartce miałam wypisane leki, które brałam, i wcześniejsze zabiegi lecznicze. Poprosiłam o skierowanie na RTG klatki piersiowej i EKG oraz o wypisanie wniosku na leczenie sanatoryjne do uzdrowiska X. Pani doktor zdziwiła się – do X? Nie słyszałam, by tam komuś pomogli.
Mimo negatywnej opinii lekarki o tym ośrodku rehabilitacyjnym ponowiłam prośbę. Usłyszałam, że wypisywanie wniosku zabiera dużo czasu, a lekarz nie ma z tego żadnej korzyści.
Poczułam się jak intruz. Dostałam skierowanie na RTG i EKG, a kiedy zapytałam, czy po zrobieniu badań mogę przynieść wniosek, usłyszałam – więcej czasu dla pani nie będę miała…
Siedziałam jak wrośnięta w krzesło. Serce waliło. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Musiałam być blada, bo lekarka sięgnęła po aparat do mierzenia ciśnienia. Powie-działam, że przy takim zdenerwowaniu ciśnienie na pewno „podskoczyło” i rzeczywiście tak było. Powiedziałam „dziękuję” i wyszłam.
My, lekarze emeryci, czekamy cierpliwie w kolejce pacjentów, choć mamy wydaną przez Okręgową Izbę Lekarską legitymację z 1999 r., który to dokument uprawnia do wizyt lekarskich poza kolejnością. Nikt tego nie honoruje i nigdy z tego udogodnienia nie skorzystałam.
Do tej lekarki już więcej nie pójdę. Ciekawa jestem, czy gdy pani doktor kruczoczarne włosy posiwieją i kiedy będzie zmuszona leczyć się u kolegów, zostanie potraktowana podobnie jak ja.

Anna Bieżańska
Autorka jest lekarzem emerytem, członkiem OIL w Warszawie

Prezydium ORL apeluje do kierowników jednostek organizacyjnych w ochronie zdrowia o uwzględnianie w momencie rejestracji pacjenta-lekarza, szczególnie lekarza emeryta, i umożliwienie mu przyjęcia w pierwszej kolejności.

Archiwum