17 lutego 2004

…dziś, tylko cokolwiek dalej – Oczy Profesora

Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z prof. Janem Nielubowiczem – patronem naszej OIL – moją uwagę przykuły Jego niezwykłe oczy. Błysk niezwykłej inteligencji w spojrzeniu to była pierwsza rzecz, z jaką zderzał się interlokutor w rozmowie z Profesorem.

Pod wpływem publikacji Jana Nielubowicza drukowanej w kilku ostatnich numerach „Pulsu” („Magia lekarskiego słowa”), odżyły we mnie wspomnienia związane z Profesorem.
Jako początkujący lekarz i radiolog, a były to wczesne lata 60., w Zakładzie Radiologii AM wykonywałem cholangiografię pooperacyjną pacjentowi, w wieku średnim, który był operowany (cholecystectomia) przez prof. Nielubowicza. W czasie podawania kontrastu przez dren zauważyłem kamyk cholesterolowy w przewodzie żółciowym wspólnym (PŻW). Z beztroską, bez zastanowienia powiedziałem pacjentowi: Ma pan kamyk w drogach żółciowych. Nie minęło kilkanaście minut, kiedy wezwał mnie do siebie prof. Zgliczyński (kierownik zakładu). W jego gabinecie zastałem także prof. Nielubowicza, który rzekł: – To ten – pokazując na mnie palcem. – To ten – powtórzył – który zestresował mi pacjenta, mówiąc mu o kamyku w PŻW (pacjent, jak się okazało, był ważną figurą partyjną). Zostałem zbesztany przez obu profesorów. Incydent ten uzmysłowił mi, co znaczy „magia lekarskiego słowa”. Do końca życia będę pamiętał, jak trzeba być rozważnym w wypowiadaniu swoich opinii przy pacjencie. Później, ilekroć Profesor spotykał mnie na szpitalnych korytarzach, zawsze się uśmiechał, i nie wracał już do sprawy przeklętego kamyka. Oznaczało to dla mnie definitywne odpuszczenie grzechów.
W Zakładzie Radiologii był bank przezroczy, z patologii wielonarządowych, zorganizowany przez prof. Zgliczyńskiego, przy mojej pomocy. Zostałem mianowany „kustoszem” tego banku. Bardzo często przychodził do mnie prof. Nielubowicz i wybierał slajdy do swoich wykładów, zawsze skrupulatnie kwitując ich wypożyczenie. Wszyscy korzystali z naszego banku, a ja rygorystycznie wymagałem pokwitowań za wypożyczone przezrocza.
W roku 1974 u mojego teścia wykryłem obwodową postać raka płuca (cień okrągły). Namawiałem go na szybką operację. W klinice prof. Nielubowicza pracował wówczas świetny chirurg, dr Ireneusz Pomaski, który właśnie wrócił z Anglii po rocznym szkoleniu w torako- i kardiochirurgii. Zwróciłem się do niego, aby zoperował teścia, jednocześnie prosząc go, aby się o tym nie dowiedział prof. Nielubowicz, który – aczkolwiek znakomity chirurg – ale w torakochirurgii mający mniejsze doświadczenie. Irek Pomaski obiecał mi dyskrecję. Nie wiem, skąd się wziął „przeciek”, ale wezwał mnie do siebie prof. Nielubowicz i rzekł: – Kolego, słyszałem, że ma być operowany wasz teść. – Zdębiałem. Zacząłem się jąkać, mówiąc (i kłamiąc): – Panie profesorze, nie śmiałem pana o to prosić i zawracać głowy swoimi prywatnymi sprawami, dlatego poprosiłem o operację doktora Pomaskiego. – Kolego, po co te obiekcje – rzekł Profesor – będę teścia operował! Rano, w dniu operacji, zaprosił mnie do siebie i powiedział: – Panie Jerzy, operować teścia będzie Pomaski, a ja mu poasystuję. – Profesor zdawał sobie sprawę, że torakochirurgia nie była jego najmocniejszą stroną. Tu pokazał się CZŁOWIEK, zademonstrował najwyższą klasę i samoocenę, na którą stać było tylko nieprzeciętnych chirurgów. Operacja się udała. Pacjent przeżył i wyzdrowiał.
Po moim pierwszym pobycie w Libii (1980) pracowałem w Zakładzie Radiologii w szpitalu na Banacha. Wezwał mnie do siebie prof. Nielubowicz, ówczesny rektor AM, i zaproponował stanowisko kierownika ekipy lekarsko-pielegniarskiej kontraktu zbiorowego AM w Libii (Benghazi). Zgodziłem się na tę propozycję, miałem już bowiem pewne doświadczenie w pracy w Libii. Aliści w międzyczasie dostałem, od rektora Uniwersytetu Garyounis w Benghazi, nęcącą ofertę pracy, jako asystent profesor, z niezłym uposażeniem, znacznie przekraczającym to, które dostałbym jako szef kontraktu zbiorowego. Tylko jak powiedzieć profesorowi Nielubowiczowi, że rezygnuję z Jego propozycji? Nie spałem kilka nocy. W końcu zdobyłem się na odwagę i powiedziałem. Byłem pewien, że rektor mnie zbeszta, a tymczasem rzekł: – Kolego, doskonale pana rozumiem, że wybiera pan ciekawszą pracę i za lepsze pieniądze. I tu znowu Profesor wykazał wielką klasę. Kierownikiem kontraktu AM został dr Mieczysław Lao.
We wrześniu 2003 roku obchodziliśmy, wychowankowie Gimnazjum i Liceum Stefana Batorego, 85-lecie naszej szkoły. Jestem dumny z tego, że jednym z wychowanków tego gimnazjum był uczeń Jan Nielubowicz. To nobilituje szkołę.
Chociaż nie byłem uczniem Profesora, to jednak wspominam Go z wielkim szacunkiem. Widzę zawsze Jego oczy – rzucające błyski inteligencji, pełne mądrości i poczucia humoru. Jestem też dumny z tego, że w jednej z prac obok nazwiska profesora znalazło się i moje – to dla mnie bezcenna pamiątka.
Ostatni raz zobaczyłem profesora Nielubowicza w sekretariacie dyrektora szpitala na Banacha. Profesor pytał, co teraz porabiam i gdzie pracuję. Serdecznie pożegnaliśmy się. Kilka dni później Profesor zmarł.

Jerzy Borowicz

Archiwum