25 lutego 2004

Jak ratować ochronę zdrowia?

Czeka nas ogólnonarodowa, gorąca zapewne, dyskusja na temat organizacji ochrony zdrowia. Nie mamy pieniędzy, a więc musimy myśleć wszyscy.

Ja myślę, że punktem wyjścia wszelkich dyskusji powinno być unaocznienie tego, czego oczekuje, a czego oczekiwać może chory i społeczeństwo. Na co stać chorego i na co stać chore państwo.
Mieszkańcy naszego kraju tęsknią za ładem – zarówno w państwie, jak i w zakresie organizacji opieki zdrowotnej. Samej ochrony zdrowia nie da się jednak uzdrowić. Dlatego odpowiedź na pytanie, jak uzdrowić państwo, zawiera m.in. odpowiedź na pytanie, jak ratować ochronę zdrowia. Służba zdrowia nie jest bardziej chora niż polityczna i ekonomiczna rzeczywistość kraju.
Jeśli reforma ma być skuteczna, to nie może opierać się ani na ruchach pozornych, ani na pozorowanym jej finansowaniu. „Za” lub „przeciw” reformie nie mogą być podyktowane interesami reformatorów (lub jej przeciwników). Nie może też być miejsca dla korupcji i malwersacji.
Jest rzeczą oczywistą, że to potrzeby i możliwości finansowe powinny determinować wybór systemu, a nie polityczne uwarunkowania i interesy. Powinny być też zachowane etyczne granice reform. Nie mogą to być jednak reformy dla innych, a przywileje dla siebie. Dystrybucja posiadanych zasobów, zarówno w skali makro, jak i mikro, musi również uwzględniać dylematy lekarskiego sumienia. Im mniej pieniędzy na ochronę zdrowia, tym więcej dylematów moralnych, oskarżeń i rozpraw sądowych.
Wypracować należy dobro wspólne. Dobro wspólne wymaga lojalnej współpracy z państwem. Bywa jednak i tak, że przeciwnicy proponowanych rozwiązań jednoczą się, „przeciw”, pod wzniosłymi hasłami kamuflującymi tylko obronę własnych interesów.
Współpraca z legalnym państwem jest koniecznością, mimo że politycy i ich urzędnicy często koncentrują się na pilnowaniu swoich interesów. A przecież to politycy, jako wybrańcy i osoby ” na świeczniku”, tworzą wzorzec „postaw obywatelskich”, dają przykład i uczą. To oni kreują stosunek obywateli do dobra wspólnego, jakim ma być ich państwo. W rezultacie tego właśnie jesteśmy biedniejsi, niż moglibyśmy być, bowiem to, co mamy, to – jak mówił „Kisiel” – nie jest żadnym kryzysem, lecz tylko skutkiem.

Tadeusz Tołłoczko

Archiwum