15 kwietnia 2004

Pęknięty życiorys

Jeżeli ambitny i uzdolniony trzydziestolatek z dyplomem doktora medycyny, asystent uniwersytecki, wybiera się na stypendium Rockefellera, można mu śmiało wróżyć wielką karierę i wygodne życie. Ale ta wróżba, jak każda inna, nie musi się spełnić. Zwłaszcza w Polsce. Prof. Zdzisław Michalski, znany przed wojną internista warszawski, jest tego przykładem.

Jego życiorys zaczyna się charakterystycznie dla Polaka urodzonego pod zaborem rosyjskim (1892, Warszawa): prywatne polskie gimnazjum w Warszawie i rosyjska matura w Petersburgu, bo tylko ona gwarantowała wstęp na wyższą uczelnie. Studia na Uniwersytecie w Dorpacie, ponieważ warszawskie uczelnie objęte były wówczas bojkotem przez Polaków. Wreszcie – wcielenie do rosyjskiego wojska po wybuchu I wojny światowej.

Studia i wojna
W wojsku znalazł się w charakterze tzw. podlekarza. „Miałem uczucie niesmaku, że korzystam zupełnie niesłusznie z uprawnień lekarza” – pisze w swoich pamiętnikach. – „Żałowałem, że nie wstąpiłem do wojska po prostu jako szeregowiec, co też po dziesięciu miesiącach wojny ostatecznie zrobiłem”. Zrobił więcej: skończył kurs Oficerskiej Szkoły Piechoty w Odessie, dzięki czemu wylądował w Polskiej Brygadzie Strzelców.
W wojsku radzi sobie świetnie. Jeszcze w pułku wyborskim otrzymuje Czerwony Temblak za odwagę. Jednak kiedy tylko może, wyrywa się z frontu do Dorpatu, żeby zdawać egzaminy. Gdy wybucha rewolucja, oczekuje szybkiego zakończenia wojny. „Rewolucja w jednej chwili spowodowała taki chaos w wojsku rosyjskim, że mógłbym spokojnie siedzieć w szpitalu i uniwersytet kończyć. Jednak go nie skończyłem i wziąwszy tylko absolutorium, wróciłem do pułku”.
Przenosi się z powrotem do służby sanitarnej, już jako lekarz. Kończy kurs wenerologii. Chorych wenerycznie szacowano wtedy w armii rosyjskiej na 3 miliony, pacjentów mu więc nie brakuje. „Wiadomości z zakresu leczenia kiły, nabyte w czasie rewolucji, starczyły mi na całe życie” – twierdzi.
11 listopada 1918 roku wita w Krakowie niepodległość Polski. Znów jest w służbie sanitarnej, ale równocześnie, mimo zamknięcia uniwersytetu, uczy się do egzaminów. „Egzaminy były dla mnie, z moją już samodzielną przeszłością, czymś szalenie upokarzającym” – przyznaje. – „Mordowałem ten doktorat nieszczęsny, gdy moi towarzysze z brygady i dywizji wschodniej krwawili na wszystkich frontach, budując zręby nowej Rzeczypospolitej”.
Propozycja asystentury u prof. Józefa Hornowskiego, anatomopatologa na Uniwersytecie Warszawskim, przychodzi w samą porę. Zdzisław Michalski chce być internistą. Uważa, że czas spędzony przy stole sekcyjnym mu w tym pomoże. Jedzie do Warszawy rozpocząć nowe życie.

Wojna bolszewicka
Jeszcze w okresie studiów w Dorpacie dopada go pierwszy atak gruźlicy. Postawił sobie wtedy za cel wynalezienie skutecznego środka przeciw tej chorobie. U prof. Hornowskiego zajmuje się więc bakteriologią, a także chemią lipidów. Ale w jego życie znów wdziera się wojna – tym razem z bolszewikami, w 1920 roku. Chce być oficerem liniowym, jednak w pułku Adama Koca, do którego się zgłasza, brakuje lekarzy. „Po paru dniach pobytu na froncie zorientowałem się, że największe doświadczenie wojskowo-frontowe w pułku mam ja, a jako lekarz – byłem bezsilny” – pisze.
Przychodzi 15 sierpnia 1920 roku. „Modliłem się tej nocy tak gorąco, jak nigdy” – przyznaje. Z armią gen. Andersa dochodzi do Wilna. Z wojny przywozi Krzyż Walecznych.
W Warszawie czeka żona, wkrótce rodzi się syn. Zostaje etatowym asystentem w Klinice Wewnętrznej UW u prof. Kazimierza Rzętkowskiego. Ogłasza własną biochemiczną metodę określania poziomu cholesteryny we krwi. Do badań nad jej rolą w gruźlicy dorabia część kliniczną i biochemiczną. Jego monografia zdobywa nagrodę w konkursie Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego. Pieniądze wystarczają na zakup spodni, ale satysfakcja jest wielka. Kolejną nagrodę, w konkursie Polskiej Akademii Lekarskiej, otrzymuje wraz z dr Janiną Dąbrowską za pracę „Powstawanie miażdżycy naczyń w oświetlaniu fizykochemicznym”. Jego prace w dziedzinie patofizjologii miażdżycy miały charakter pionierski i były podstawą późniejszej habilitacji.

Stypendium Rockefellera
W 1923 roku Wydział Lekarski deleguje dr. Michalskiego na roczne stypendium Rockefellera. Może pojechać, dokąd zechce. Wybiera pół roku w Paryżu i drugie pół w Anglii. 180 USD miesięcznie plus koszty dodatkowe, po przeliczeniu na złotówki, stanowiły w tamtych czasach majątek. Jak przypuszcza, nie wydawał tyle przez cały rok.
W Paryżu zostaje przyjęty do kliniki prof. Acharda. Pracuje od ósmej do ósmej: w klinice, laboratorium i czytelni, chodzi też na wykłady na wydziale lekarskim, zalicza 3-miesięczny kurs bakteriologii w Instytucie Pasteura.
Szpital Beaujon, w którym znajduje się klinika, to, jak pisze, potworna buda; nawet warszawski Szpital Świętego Ducha wygląda przy nim nowocześnie. Są tam sale 60-łóżkowe! „Nad łóżkami, na półkach, stały na czas obchodu Acharda słoje z moczem, a jeśli były jakieś zaburzenia kanału pokarmowego, to i z kałem!”. Natomiast laboratorium, co prawda w baraku, ale było tak wyposażone, że w Polsce próżno by szukać podobnego.
W Londynie zgłasza się do prof. MacLeana, autorytetu w dziedzinie fosfolipin, który prowadzi klinikę wewnętrzną w Szpitalu Świętego Tomasza. „Po najgorszym szpitalnictwie w Europie – francuskim, zostałem przeniesiony do idealnego – angielskiego”. Jednak poziom umysłowy studentów ocenia jako bardzo niski, o wiele niższy niż w Polsce. „Interesują się zawodem i sportami, literaturą piękną nie zajmują się wcale” – dziwi się. W Londynie odbywa kurs chorób serca, a w Edynburgu, ówczesnym centrum brytyjskiej medycyny praktycznej – kurs interny. „Tam nauczyłem się po raz pierwszy w życiu porządnie bakteriologii” – przyznaje. – „Edynburg był dla mnie studnią praktycznej wiedzy lekarskiej i Anglii zawdzięczam swe późniejsze powodzenie w prywatnej praktyce lekarskiej w Warszawie”.

W II Rzeczypospolitej
Prywatnych pacjentów po powrocie do Warszawy mu nie brakuje. Leczy m.in.: Władysława Reymonta, Stanisława Przybyszewskiego, potem prezydenta Ignacego Mościckiego i jego żonę.
Szukając samodzielnego stanowiska, wygrywa konkurs na naczelnego lekarza sanatorium w Otwocku. Była to wówczas stacja klimatyczna, do której chorzy zjeżdżali nawet z Berlina. Z miejsca zdobywa ogromne powodzenie, co idzie w parze z apanażami. Ma ochotę zostać tam na stałe, wybiera jednak ordynaturę w Szpitalu Świętego Stanisława. „Porzucając Otwock i wracając na ordynaturę do Warszawy, przekreśliłem swą ostatnią szansę na spokojne życie i dostałem się w świat intryg lekarskich, które w ostatecznym wyniku przegrałem” – podsumowuje.
Do wyjazdu na stypendium Rockefellera miał opinię świetnie zapowiadającego się lekarza. „Było tak w pewnym sensie i później, ale przez odkrycie mych zapatrywań ogólnych zyskałem sobie potężnych wrogów” – przyznaje. Niezwiązany z żadną partią polityczną, miał poglądy prawicowe, narodowe, endeckie, które zdecydowanie określały jego sympatie i antypatie, nie tylko polityczne. „W różnych sytuacjach życiowych podejmował decyzje nie zawsze słuszne, ale zawsze zgodne z własnym przekonaniem. Nigdy nie był oportunistą” – stwierdzał po latach jego kuzyn i uczeń, doc. dr med. Wandalin Massalski.
Wkrótce po habilitacji, w 1930 roku, obejmuje oddział wewnętrzny w Szpitalu Przemienienia Pańskiego na Pradze. Szpital, w którym w 1914 roku stawiał pierwsze kroki jako student medycyny, stał się metą jego kariery lekarskiej.
Tam kontynuował badania nad leczeniem gruźlicy. Ich efektem było opracowanie własnej szczepionki, a także wprowadzenie do leczenia preparatów miedzi i kwasu salicylowego. Nieznany do tej pory preparat – glikokolan miedzi – został zsyntetyzowany przez ówczesnego studenta medycyny Wandalina Massalskiego, który po latach tak oceniał te doświadczenia: „Być może badania prof. Michalskiego były zachętą dla innych i pozwoliły na wprowadzenie do lecznictwa soli kwasu paraminosalicylowego, miedź natomiast, podobnie jak złoto, została skreślona z listy leków stosowanych w gruźlicy”.

Okupacja niemiecka
W przeddzień wybuchu II wojny światowej doc. dr Zdzisław Michalski zostaje dyrektorem Szpitala Przemienienia. Będzie pełnił tę funkcję aż do kwietnia 1945 roku. Do ostatniej chwili nie wierzy w możliwość wybuchu wojny. Do tego stopnia, że bomby spadające na Warszawę go zaskakują. Po pierwszych bombardowaniach, gdy szpital kołysze się jak okręt, jakby miał się za chwilę zawalić, a zewsząd sypie się gruz, część personelu ucieka w panice, by już nie wrócić. Pozostały personel dyrektor trzyma żelazną ręką, dzięki czemu szpital funkcjonuje. „Co prawda – w rezultacie wszyscy bali się mnie jak diabła” – wspomina.
Budynek szpitalny jest, z racji swego położenia, szczególnie wystawiony na ataki lotnicze. Niedaleko, ale w bezpieczniejszym miejscu, stoi 4-piętrowy, pusty akademik. W kilka godzin około 600 pacjentów zostaje tam przeniesionych. Teraz głównym zagrożeniem jest gestapo, które poszukuje w szpitalu rannych akowców. Ci ostatni przez całą okupację będą znajdować pomoc w „Przemienieniu”. Trafią tu ranni w zamachu na Kutscherę. Tutaj zostanie przewieziony, skatowany przez gestapo w śledztwie, Jan Bytnar, ps. „Rudy”, który został odbity w akcji pod Arsenałem i wkrótce potem zmarł.
W styczniu 1944 roku niemieckie poszukiwania rannego akowca omal nie kończą się dla dyrektora tragicznie. Gestapowcy zamykają go w podziemiach „Kripo” – policji kryminalnej, u zbiegu Alej Ujazdowskich z Koszykową. Ale gestapowiec bierze ogromną łapówkę i dr Michalski wychodzi na wolność. Po czterech latach znajdzie się tam ponownie – na dłużej.
W Szpitalu odbywa się tajne nauczanie studentów ze „Szkoły Zaorskiego”, która działając jawnie, pod przykrywką szkoły zawodowej, uczyła tajnie medycyny i organizowała praktyki szpitalne. Wykładowcy i studenci otrzymują w szpitalu bezpłatne posiłki.
1 sierpnia 1944 roku szef sanitarny AK na Pradze zawiadamia dyrektora, że o 5. wybuchnie powstanie. Wycofując się z Pragi, Niemcy wysadzają wszystkie mosty. Na miejscu artylerii niemieckiej stoi sowiecka, szpital jest ostrzeliwany przez Niemców. Konieczna jest ponowna ewakuacja – na Grochów, do gmachu po szkole przy ul. Boremlowskiej. I tak powstaje „Akademia Boremlowska”, która już 1 listopada 1944 roku przekształca się w Wydział Lekarski UW. Wykład inauguracyjny wygłasza prof. Zdzisław Michalski.

PRL
4 lata później zostaje aresztowany. Ulotka, w której wzywał narody Związku Radzieckiego do buntu przeciwko reżimowi stalinowskiemu, zamiast do brytyjskiego MSZ-u, trafia do bezpieki. Wyrok: 7 lat więzienia, utrata praw publicznych i obywatelskich przez 3 lata, przepadek mienia.
Wyszedł po 2 latach i 7 miesiącach. Bierut najpierw zmniejszył mu wyrok do 4 lat, potem zawiesił wykonanie reszty kary. Powodem była postępująca gruźlica, przesądziło jednak wstawiennictwo wysokiego urzędnika, męża dawnej pacjentki. Po gomułkowskiej amnestii prof. Michalski otrzymał emeryturę dla zasłużonych, ale wyrok został utrzymany w mocy. Rehabilitacja nastąpiła w 1990 roku, po 30 latach od śmierci profesora.
27 lutego o dramatycznych kolejach życia ojca opowiadała w Klubie Lekarza Magdalena Michalska. Było to spotkanie Sekcji Historycznej Polskiego Towarzystwa Lekarskiego.

Cytaty w tekście pochodzą z pamiętników prof. Zdzisława Michalskiego Przez okopy, alkowy …do medycyny, wydanych przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie w 1992 roku.
Zdjęcia – z archiwum mgr Magdaleny Michalskiej.

Ewa DOBROWOLSKA

Archiwum