17 czerwca 2004

Skołowanie

Aż się boję napisać, że w ochronie zdrowia nie może być już większego bałaganu, niż jest, bo doświadczenie uczy, że z roku na rok sytuacja się pogarsza i kasandryczne zapowiedzi mediów sprzed kilku lat o ostatecznym załamaniu systemu do tej pory się nie sprawdziły. Wszystko przebiega zgodnie z normą: szpitale nie otrzymują tyle pieniędzy na leczenie, ile powinny, wynagrodzenia lekarzy i pielęgniarek relatywnie maleją, pacjenci utyskują na fatalną opiekę, a związki zawodowe straszą akcjami protestacyjnymi. Warto jednak odnotować w tym permanentnym stanie chaosu nową jakość – krytyczne sygnały pod adresem stanowionego prawa zaczęli wysyłać najwyższej rangi urzędnicy odpowiedzialni za resort ochrony zdrowia i tylko patrzeć, jak sami przyłączą się do kolejnej manifestacji pod Sejmem, siedzibą premiera lub Ministerstwem Finansów.

Najpierw dowiedzieliśmy się od następcy ministra Sikorskiego, że przygotowany przez rząd Leszka Millera projekt nowej ustawy o finansowaniu świadczeń medycznych nadaje się właściwie do kosza i trzeba go pisać od nowa, by spełnił oczekiwania Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego przez dwa miesiące minister Sikorski zapewniał opinię publiczną, że projekt (oparty rzekomo na strategii zespołu ekspertów) jest najlepszy z możliwych i trafi do Sejmu jeszcze przed końcem maja? Oczywiście na obietnicach się skończyło, a Wojciech Rudnicki otrzymał spadek, do którego musiał odnieść się krytycznie, jakby przemawiał głosem opozycji. I choć rozsądek każe się cieszyć z takiego obrotu sprawy, bo minister nie dopuścił do powstania kolejnego legislacyjnego bubla, jednak radość tę mąci wgląd w kalendarz: do końca roku pozostało już naprawdę niewiele czasu i termin wprowadzenia nowej ustawy od 1 października wydaje się coraz bardziej iluzoryczny.

Zdecydowanym krytykiem obecnego prawa okazał się również prezes NFZ Lesław Abramowicz, który na zwołanej konferencji prasowej przyznał, że uchwały podejmowane przez Fundusz są martwe, dopóki nie zaakceptują ich ministrowie: zdrowia i finansów, do czego ci w ferworze politycznych waśni wcale się nie kwapią. Taka sytuacja panuje od początku 2004 r. – nawet obietnice złożone Porozumieniu Zielonogórskiemu są od stycznia nielegalne, bo ministrowie nie zatwierdzili korekty planu finansowego NFZ! Ubezwłasnowolniony prezes instytucji, która ma gospodarować 30 mld zł, płacze dziennikarzom w mankiet, że nie jest w stanie wydać tych pieniędzy, bo jakiekolwiek przesunięcia środków w budżecie wymagają zgody dwóch ministrów (co jak widać przerasta polski rząd). Podobnych uchwał zawieszonych w próżni, które pozwoliłyby przeznaczyć fundusze na różne cele, w połowie maja leżało kilka na biurku prezesa. Cierpią na tym lekarze, cierpią pielęgniarki, ale najbardziej chyba pacjenci, skołowani całym tym bałaganem, za który nikt oczywiście nie chce wziąć odpowiedzialności.

Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą tygodnika „Polityka”

Archiwum