18 lipca 2005

Onkologia ma kłopoty

Ostatnie tygodnie czerwca to kolejne zawirowanie z onkologią. Stacje telewizyjne zaczęły bić na alarm, że brakuje pieniędzy na leczenie śmiertelnych, ale często uleczalnych chorób nowotworowych. W całej sprawie więcej jest jednak znaków zapytania niż pewników.

O konieczności ograniczania przyjmowania chorych mówili przede wszystkim zarządzający dwoma placówkami: Szpitalem Onkologicznym w Bydgoszczy oraz Kliniką Hematologii w warszawskim Szpitalu Klinicznym przy ul. Banacha. Kierujący tą ostatnią, prof. Wiesław Jędrzejczak, tłumaczył, że jeśli nie zdecydowałby się na ograniczenie przyjęć, zadłużałby swój oddział z każdym miesiącem na kolejnych kilkadziesiąt tysięcy złotych. „Jestem zadowolony z kontraktu na chemioterapię, ale na hospitalizację dostałem o 20 proc. mniej środków niż w roku ubiegłym” – mówił. Hematologia to nie wszystko – okazało się, że w niektórych oddziałach brakuje pieniędzy także na drogie leki, np. herceptynę, ograniczany jest dostęp – z uwagi na wiek – do niektórych cytostatyków.
Nie wszystko jednak układa się według prostego schematu – zły Fundusz i bezradne szpitale. Wzrost globalnej kwoty na leczenie onkologiczne jest niezaprzeczalny, choć w niektórych dziedzinach nastąpił spadek – bardzo mały – nakładów. Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia, w 2004 r. na hospitalizacje w oddziałach onkologicznych przeznaczono ogółem 184 mln zł (dorośli); w tym roku plan zakłada wydatek 189 mln zł. Chemioterapia i radioterapia kosztowały NFZ łącznie 415 mln zł – w tym roku ta kwota ma być mniejsza – 403 mln zł (NFZ tłumaczy, że na podstawie wykonania ubiegłorocznego). Niewielki spadek jest także w przypadku hospitalizacji hematologicznych, co w pewnym stopniu może tłumaczyć kłopoty prof. Jędrzejczaka – w ubiegłym roku przeznaczono na nie kwotę 152 mln zł, w tym – 146 mln zł. Poradnie onkologiczne w ubiegłym roku otrzymały łącznie 60 mln zł, w tym roku mogą liczyć na 67 mln zł, hematologiczne odpowiednio: 11,5 mln zł i 13,2 mln zł. Największy, bo prawie dwukrotny wzrost nastąpił w programach terapeutycznych – czyli finansowaniu np. herceptyny. W ubiegłym roku NFZ przeznaczył na programy onkologiczne 107 mln zł, w tym roku ma być to 197 mln zł.
Należy stwierdzić, że pieniędzy w skali makro jest jednak więcej niż mniej; nawet tam, gdzie plan jest mniejszy, są to niewielkie kwoty, które raczej nie powinny skutkować tak drastycznymi apelami. Być może więc już w ciągu pierwszego półrocza na leczenie onkologiczne zgłosiło się więcej chorych. NFZ na razie liczy pacjentów, dane będą wkrótce. Należy jednak pamiętać, że we wrześniu zostały uruchomione środki na badania przesiewowe, których skutkiem jest większa wykrywalność nowych przypadków. Krzysztof Kuszewski przyznaje, że po zakończeniu badań przesiewowych trzeba się liczyć wręcz ze skokowym wzrostem nowych przypadków do leczenia, które ujawniłyby się oczywiście, ale później. W czasie negocjacji tegorocznych kontraktów ani Fundusz, ani onkolodzy nie mieli jeszcze danych będących wynikiem akcji profilaktycznej, a punktem wyjścia do negocjacji nowego kontraktu jest poprzedni. Jedna? obie? strony mogły nie wziąć pod uwagę efektu badań. Czy tak się stało – na razie nie wiadomo.
Kolejna sprawa to historyczne niedoszacowanie kontraktów oraz presja ze strony pacjentów oczekujących nowoczesnego – co najczęściej oznacza – drogiego leczenia. Jest jeszcze jeden element tła tej sprawy, który może mieć wpływ, choć nie musi, na obecną sytuację: ustawa o Narodowym Programie Zwalczania Chorób Nowotworowych. Tajemnicą poliszynela jest, że dokument ten mocno spolaryzował dwa środowiska onkologów: z instytutów i z ośrodków akademickich.
W związku z doniesieniami mediów o trudnej sytuacji w onkologii minister zdrowia Marek Balicki postanowił zarządzić „kontrolę świadczeń onkologicznych”. Być może z uwagi na to, że Ministerstwo ogłosiło tę decyzję przed kamerami, nie wiadomo na razie, czy kontrolowany ma być Fundusz, czy także świadczeniodawcy podlegający resortowi.
W całej sytuacji pozostają jeszcze dwie kwestia do rozważenia. W Polsce nakłady na ochronę zdrowia są bardzo niskie i brakuje chyba debaty o wyznaczeniu priorytetów.
A te być muszą, bo na wszystko na pewno nie wystarczy. Druga sprawa pod rozwagę to ta, czy walka przed kamerami o wyższe środki jest najlepszą metodą w sytuacji, w której adresatami przekazu są przede wszystkim ludzie i tak przerażeni ciężką chorobą. Ü

Pola DYCHALSKA

Archiwum