14 listopada 2005

Ministrowi do sztambucha

Niedawno wpadła mi w ręce informacja o wynikach eksperymentu przeprowadzonego w Bazylei z wykorzystaniem oksytocyny. Otóż hormon ten, dobrze znany ze swej roli w położnictwie, okazuje się przydatny w stymulowaniu uczucia zaufania. Wystarczyło kilka kropli podanych głęboko do nosa, a uczestnicy szwajcarskiego badania skłonni byli obdarzać bliźnich ufnością przeszło dwukrotnie częściej niż osoby, którym podano placebo. Jeśli rezultaty nie okażą się zwykłą kaczką dziennikarską, możemy mieć oto do czynienia z przełomem, jaki powinni docenić przede wszystkim nasi politycy. Nie wyłączając oczywiście ministra zdrowia. Każda nowa osoba na tym stanowisku musi zabiegać o zaufanie jak o tlen, więc może przed objęciem tej funkcji powinna wprowadzić oksytocynę do szpitalnych klimatyzatorów i obowiązkowo rozpylić ją w przychodniach całego kraju?
Doświadczenie uczy, że w zarządzaniu ochroną zdrowia zaufanie zdobywa się stosunkowo łatwo, ale roztrwonić je to rzecz jeszcze prostsza. W ostatnim piętnastoleciu z Pałacu Paca przy ul. Miodowej w Warszawie dowodziło aż 14 osób, przy czym w ubiegłym roku częstość zmian była tak wielka, że na drzwiach gabinetu ministra tabliczkę z nazwiskiem trzeba było zmieniać aż pięć razy. A ileż było przy tym zapewnień o nowej jakości, początkach rzeczywistej reformy, chęci służenia pacjentom i zrozumienia dla postulatów lekarzy! Każdy minister obiecywał wiele, a myśmy mu wierzyli, jakby nasze ciała były wprost nasycone oksytocyną, jakby podwzgórze i przysadka zalewały nią szare komórki rozsądku. Czy teraz będzie podobnie? Gdy piszę ten felieton, nowy rząd jest jeszcze w rozsypce, a funkcja ministra zdrowia wisi na włosku, bo być może w nowym rozdaniu gabinetowym resort ten zostanie w ogóle zlikwidowany. Ale obojętnie pod jakim szyldem, ktoś jednak będzie musiał wziąć na siebie brzemię gospodarowania lecznictwem, więc jakiekolwiek stanowisko zostanie mu przypisane, usłyszymy z pewnością o nowych planach, zamierzeniach i obietnicach. Mam nadzieję, że nie będzie ich za wiele, a zamiast fantasmagorii poznamy realistyczny scenariusz zmian w systemie, który pozwoli mieć nadzieję nie tyle na kolejną rewolucję, ile na spokojną reformę przynoszącą konkretny plon.
Czy nie oczekuję zbyt wiele? Może trzeba się pogodzić z tym, że zaufanie do ministra zdrowia musi opierać się na naiwnej wierze w jego dobre intencje, których i tak nikt nigdy nie rozlicza? Jak uczy historia minionej dekady, stanowisko to utracić łatwo, tyle że bez poniesienia konsekwencji za niezrealizowane obietnice. A gdyby tak przestać udawać i szefem resortu zdrowia od razu mianować ministra finansów, czy nie byłoby większych szans na zmiany? Pokarmem medycyny jest dziś pieniądz i nie ma sensu łudzić się, że minister bez prawa do kasy będzie miał cokolwiek do powiedzenia. Ü

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum