13 marca 2006

Co ma Fundusz do mennicy?

Kto powinien być prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia? Jeszcze się taki nie narodził. Doświadczenie ostatnich lat uczy, że kwalifikacje na tym stanowisku nie są specjalnie ważne, bo kimkolwiek byłby ten nieszczęśnik – zatonie w fali krytyki. Pacjenci widzą w osobie szefa tej instytucji skąpca, przez którego nie mogą dostać się do szpitala. Lekarze i pielęgniarki mają do niego pretensje o niskie zarobki. Nie wspomnę już o nastawieniu działaczy Porozumienia Zielonogórskiego, dla których zmyć głowę Funduszowi to tyle, co wielkanocny dyngus.
Wygląda na to, że niemilknące kuluarowe plotki personalne, które na stanowisku szefa NFZ co chwilę obsadzają nowych bohaterów, idą w zupełnie złym kierunku. Czymże bowiem ma się różnić Ślązak z dziada pradziada (jak napisano ostatnio o Andrzeju Sośnierzu) od Krakusa w najlepszym tego słowa znaczeniu (jak opisuje ta sama gazeta Jerzego Millera)? Lepiej od razu sięgnąć po kogoś, kto nie narazi się swoim uporem i będzie wiedział, czym zaskarbić sympatię narodu. Mam kandydata, a właściwie kandydatkę! Radykalna zmiana płci na stanowisku przypisanym do tej pory mężczyznom wprowadzi nową jakość w kontaktach ze świadczeniodawcami. Walka o kontrakty stanie się miłym przerywnikiem w pracy niejednego dyrektora, który musi na co dzień obcować z dość jednolicie wyglądającym personelem, odzianym niekiedy w niedoprane fartuchy (pralnictwo nigdy nie było najmocniejszą stroną naszych szpitali). Nawet dr Marek Twardowski, główny negocjator Porozumienia Zielonogórskiego, stępi swoje żądania wobec ponętnych wdzięków pani prezes. Być może nawet uzna, że 5 groszy, które na przełomie roku wynegocjował w męskim gronie, to zbyt wielka łaska ze strony powabnej kobiety, a i pewna nieprzyzwoitość (czy honorowemu mężczyźnie wypada być utrzymankiem?). Wybór mojej kandydatki na szefa Funduszu to również gwarancja, że nie będzie się znała na niczym, na czym znać się powinna – bo i po co?
Wszak w Polsce na leczeniu zna się każdy, a co dopiero na wydawaniu pieniędzy! Sprawa będzie dużo łatwiejsza: żądanie, które ostatnio zgłosiła koalicja „Teraz Zdrowie” – 20 mld zł na lecznictwo ponad to, co z kieszeni podatników idzie teraz – szybko uda się spełnić. Tym bardziej że swoje wsparcie dla tej inicjatywy obiecały zagraniczne koncerny farmaceutyczne, więc hojny sponsor plus ubezwłasnowolniona piękna prezes to gwarancja powodzenia reformy. Wreszcie ziści się postulat, by przekształcić Narodowy Fundusz Zdrowia w mennicę państwową zajmującą się w systemie trzyzmianowym produkcją pieniędzy. Moja kandydatka po prostu wszystkim doda. Pora odsłonić karty: to Doda Elektroda.

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki

Archiwum