3 kwietnia 2006

Bez znieczulenia

Podwyżki płac lekarzy i pielęgniarek będą z pewnością tematem roku w ochronie zdrowia. Tak jak w ubiegłym roku było nim zadłużenie szpitali. Wyraźnie też widać, że bez konkretnych rozstrzygnięć w sprawie realizacji podwyżek nie uda się rządowi uspokoić nastrojów. Nie wystarczyły złożone przez premiera i ministra zdrowia obietnice.
I trudno się temu dziwić.
Problem polega na tym, że dodatkowe 4 mld w 2007 r. w żaden sposób nie mogą zapewnić obiecanego 30% wzrostu płac. Składa się na to kilka przyczyn. Wyliczmy najważniejsze. Po pierwsze, zapowiadane środki są niewystarczające. Po drugie, nie ma dzisiaj mechanizmów centralnego regulowania płac. Po trzecie, nie jest możliwe ograniczenie liczby świadczeń w 2007 r. na poziomie 2006 r.
Zapowiadany wzrost nakładów w przyszłym roku nie będzie rekordowy, jak chce to widzieć rząd. Już w 2005 r. nakłady zwiększyły się znacznie ponad 4 mld. Dzięki temu zadłużenie SPZOZ-ów zmniejszyło się z 6 mld na 5 mld. Ale na podwyżki nie wystarczyło. Zadłużenie nadal jest wysokie i musi być dalej spłacane. Większość SPZOZ-ów realizuje programy restrukturyzacyjne wynikające z ustawy o pomocy publicznej. Trzeba też pamiętać, że koszty rzeczowe związane z udzielaniem świadczeń rosną każdego roku. Dlatego niezrozumiałe jest, jak można zakładać, że cały wzrost nakładów w 2007 r. uda się skierować na podwyżkę płac. Aby w każdym SPZOZ-ie zagwarantować 30% podwyżki, potrzeba właśnie 4 mld przeznaczonych wyłącznie na płace. Jest też problem techniczny: jak podzielić środki, by każdy otrzymał swoje 30%.
Tu możemy przejść do kolejnej kwestii. Nie ma dzisiaj mechanizmów centralnego regulowania płac w SPZOZ-ach. Nie istnieje też taki sposób podziału dodatkowych środków, aby wszystkie SPZOZ-y mogły zwiększyć płace o 30%. Zwiększenie wartości punktu w umowach z NFZ o 30% tego nie załatwi, gdyż różny jest udział kosztów pracy w poszczególnych procedurach. Natomiast próba jakiejkolwiek prostej centralnej regulacji płac, i to na dodatek bez zapewnienia odpowiednich środków, byłaby dla systemu niebezpieczna i niewykonalna. Tak jak było z „ustawą 203”. Długi znowu zaczną rosnąć, SPZOZ-y utracą płynność finansową, dostawcy będą zwracać się do komorników itd.
Resztę już znamy. Zdumiewająca jest też sejmowa zapowiedź ministra Religi o „zamrożeniu” liczby udzielanych świadczeń w roku 2007 na poziomie roku 2006. Nie wchodząc w kwestie etyczne, o zasadach udzielania świadczeń decydują przepisy prawa. Nawet rządowy projekt ustawy o ratownictwie medycznym z marca br. przewiduje kary dla szpitali odmawiających przyjęć.
Skoro obietnice rządu są nierealne, to o co może chodzić? Niemożliwe przecież, by rząd nie umiał liczyć. Jedyne racjonalne wytłumaczenie to, że nadal trwa kampania wyborcza. Bo obietnice, zwłaszcza te bez pokrycia, składa się przed wyborami,
a trudne i niepopularne zmiany systemowe robi później. Tak więc możemy spodziewać się wyborów w tym roku. Natomiast co będzie z podwyżkami – pozostaje ciągle niewiadomą. Ü

Marek BALICKI

Archiwum