13 kwietnia 2007

Sport – Wspomnienia ze spływu Krutynią

9 września 2006 r.
Nareszcie wyjazd na długo oczekiwany spływ kajakowy! W Kozienicach wsiadamy w autokar i po 5 godzinach męczącej podróży „polskimi drogami” dojeżdżamy do skąpanej w słońcu Krutyni.
Kajaki wodujemy bardzo sprawnie, przecież to nasz nie pierwszy spływ! Jest to prawdziwie „rzeczny” etap. Prostym odcinkiem, na granicy pól i lasu, dopływamy do młyńskiego jazu, zwanego Zielonym Laskiem. Dzięki „wózkowemu” udaje się bez większych przeszkód wykonać 150-metrową przenioskę i zaczynamy płynąć meandrującą Krutynią przez lasy, a następnie gęstwinę krzewów i wysokich szuwarów. Mijamy wieś Chustkę i płynąc z szybkim nurtem, z pewnym trudem odnajdujemy zamaskowany szuwarami przepływ do jeziora Duś.
Tuż przed Uktą łączymy nasze kajaki, korzystając z szerokiego nurtu, i wzmacniamy się małym „co nieco”. Robimy kilka fotek i pchani nurtem płyniemy dalej serpentyną Krutyni przez rozświetlone strumieniami słońca lasy, grądy i bagniska. Rozglądamy się czujnie, ale nigdzie nie widać Kłobuka, psotnego łobuza płatającego figle kajakarzom na Krutyni.
Ledwie zdążyliśmy się dobrze rozgrzać słońcem i wiosłowaniem, a tu już pojawia się przystań stanicy wodnej PTTK w Nowym Moście. Wieczorem przy wspólnym ognisku, przy akompaniamencie dwóch wytrawnych gitarzystów, udaje się nam odśpiewać chyba wszystkie piosenki z naszego klubowego śpiewnika.

10 września 2006 r.
Słońce budzi nas wcześnie. Wodujemy się do kajaków i rozpoczynamy drugi dzień spływu. Mięśnie, lekko zmęczone od wczorajszego wiosłowania, trochę odmawiają posłuszeństwa. Ale mamy swoje sprawdzone metody na „zakwasy”, więc po kilkunastu minutach bóle ustępują i wpływamy do Jeziora Gardyńskiego, o zielonej tafli, bo w całości porośniętego wodną roślinnością. Następnie wpływamy do małego jeziorka Malinówka, które wąskim przesmykiem przechodzi w jezioro Jerzewko, i docieramy do osady Iznota – gdzie oddajemy kajaki.
Mimo braku efektownych kajakarskich wywrotek zaliczamy ten spływ do bardzo udanych. To zasługa zgranego zespołu! Wiernych klubowiczów docenił Kłobuk – tym razem nas oszczędził…
Robert KRAWCZYK
Lekarski Klub Turystyki „Pro Mile”

Archiwum