12 maja 2007

Elżbieta Radziszewska, gość „Salonu politycznego Trójki”

Pani już odpracowała swój staż podyplomowy?

Jakiś czas temu, tak. I do tego wszystkie staże specjalizacyjne.

Państwo już odzyskało nakłady, które na panią poniosło?

Mam nadzieję, bo ileś lat pracowałam. Nie przyznam się jak długo.

Co pani sądzi o pomyśle pana Gosiewskiego, żeby te staże specjalizacyjne – to fachowo nazywane jest rezydenturą – były jakoś zabezpieczane umowami cywilnoprawnymi, gwarantującymi, że potem ci lekarze w Polsce zostaną?

Rozumiem intencje przyświecające różnego typu pomysłom, bo przecież lekarze uciekają z Polski. I to zwykle ci lekarze, którzy już są wykształceni – mają specjalizacje.

Wielu ucieka?

Sporo ucieka. W samej anestezjologii brakuje 20 proc. lekarzy. Słyszymy, że brakuje torakochirurgów, neurochirurgów, kardiologów czy kardiochirurgów dziecięcych, neonatologów. (…)

Wróćmy do tej propozycji Gosiewskiego. Da się zatrzymać takim pomysłem lekarzy?

Nie da się.

Warto to w ogóle poważnie rozważyć? Czy to jest tylko taka myśl, zatroskanie?

Myślę, że się nie da. Prędzej lekarze uciekną, bo i tak tych rezydentur jest mało. I dzisiaj młodzi lekarze, nie widząc perspektyw przed sobą, już w poszukiwaniu szansy na robienie specjalizacji uciekają z Polski. (…)

Czyli podnieść pensje?

Na pewno podnieść pensje też lekarzom. Bo przecież, jeżeli porównamy odpowiedzialność lekarską, a np. odpowiedzialność kogoś, kto jeździ walcem po budowanej autostradzie i dostaje prawie 6000 zł na rękę, a lekarz rezydent 1100 zł, to odpowiedzialność jednej osoby i drugiej, plus koszt, jaki trzeba włożyć, by zdobyć uprawnienia do wykonywania danego zawodu…

28 marca 2007 r.
politycznego Trójki”

Archiwum