25 listopada 2008

Bez znieczulenia

Sejm uchwalił pakiet ustaw zdrowotnych. Przepisy wprowadzające przekształcenia publicznych ZOZ-ów w spółki kapitałowe oraz ograniczające uprawnienia pracownicze poparła tylko koalicja rządowa. Przeciw była cała opozycja, a także sejmowa galeria. Podczas głosowań licznie zasiadły na niej ubrane na biało pielęgniarki i przedstawicielki związków zawodowych. Na ogłoszenie wyniku galeria zareagowała głośnymi okrzykami: hańba! Krytycznie o przyjętych rozwiązaniach wypowiadały się wcześniej samorządy zawodów medycznych. W imieniu środowiska lekarskiego czynił to przekonująco prezes NRL Konstanty Radziwiłł.
Mamy więc ostry konflikt w sprawie reformy opieki zdrowotnej. Stanowiska stron konfliktu są dość jasne i wyraziste. Czy w tej sytuacji jest jeszcze możliwy kompromis? Sądzę, że tak. I to nawet wtedy, gdy ewentualne weto prezydenta okaże się skuteczne. A może dzięki temu, bo zmiana ustawy o ZOZ-ach jest niewątpliwie potrzebna. Gdzie zatem leżą granice możliwego kompromisu?
Wydaje się, że sprowadzić je można do czterech punktów. Przekształcenia w spółki powinny być dobrowolne, czyli w każdym przypadku decyzje musiałyby podejmować lokalne władze samorządowe. Większość udziałów w kapitale spółki powinien zachować samorząd lub Skarb Państwa w przypadku szpitali klinicznych. Szpitale publiczne przekształcone w spółki mają działać na zasadzie non profit, czyli ewentualny zysk musi być przeznaczany na cele statutowe: remonty, zakupy aparatury i podwyżki płac. I ostatnia sprawa. Konieczne są gwarancje ochrony uprawnień pracowniczych i systemowe rozwiązania dotyczące podwyżek płac.
Potrzeba uregulowania ścieżki przekształceń publicznych ZOZ-ów w spółki nie budzi wątpliwości. Może to być skuteczne narzędzie poprawy gospodarki finansowej gorzej zarządzanych placówek. Ale nie ma potrzeby naprawiania na siłę tych, które nie są zadłużone i funkcjonują dobrze. Dokonanie w krótkim czasie przekształceń wszystkich 1650 ZOZ-ów będzie nikomu niepotrzebną rewolucją. Nie wszyscy zdążą się do tego przygotować. Ponadto nałożenie na publiczne szpitale sztywnego gorsetu rygorów finansowych bez jednoczesnego istotnego zwiększenia finansowania ze środków publicznych może powodować liczne bankructwa. A zapowiadany jest jeszcze podział NFZ. System opieki zdrowotnej nie jest przygotowany do tak wielkich zmian w tak krótkim czasie.
János Kornai, najwybitniejszy z żyjących ekonomistów Europy Środkowej, podkreśla, że reforma ochrony zdrowia jest procesem, że nowe instytucje muszą mieć czas na ewolucję, obywatele na adaptację, a rezultaty reformy zależą od jakości i sposobu realizacji procesu politycznego. Wydaje się, że rząd i posłowie parlamentarnej większości zlekceważyli te przestrogi. Zapomnieli, że po rewolucji, zwłaszcza nieudanej, przychodzi kontrrewolucja. Tak jak to było z kasami chorych. Skorzystajmy więc z nauk Kornaia. Zmiany trzeba robić, ale porządnie, i nie można się z nimi śpieszyć. A jednym z warunków sukcesu jest rozsądny kompromis.

Marek BALICKI

Archiwum