28 czerwca 2009

Bez znieczulenia

Czy kryzys ekonomiczny dotknie
służbę zdrowia? Wiele wska-zuje, że tak. I to w sposób odczuwany przez pacjentów i placówki opieki zdrowotnej. Skąd ten pesymizm? Z kilku przyczyn. Po pierwsze – wpływ składki zdrowotnej do NFZ jest w ostatnich miesiącach niższy, niż planowano, i nic nie wskazuje na to, że sytuacja poprawi się w najbliższych miesiącach. Z komunikatów Komisji Europejskiej wynika wręcz, że może być gorzej. Po drugie – osłabienie kursu złotówki powoduje wzrost cen leków i podstawowego sprzętu medycznego, a odczuwalne już dzisiaj podwyżki innych cen dodatkowo zwiększają koszty działalności szpitali i przychodni. Tymczasem NFZ zapowiada, że nie zamierza podwyższać wyceny punktu medycznego. Oznacza to, że – pomimo rosnących kosztów – pieniędzy, których wskutek styczniowej obniżki wartości punktu już teraz brakuje, szpitalom nie przybędzie.
Jednak to wszystko wydaje się niczym wobec niedawnych zapowiedzi minister zdrowia, która oznajmiła, że będzie namawiać rząd do rezygnacji ze zwiększenia składki zdrowotnej w przyszłym roku. To dość kuriozalne. Do tej pory kolejni ministrowie zdrowia zabiegali w rządzie o większe nakłady na ochronę zdrowia, a ministrowie finansów i premierzy starali się ograniczać ich apetyty. Działania ministrów zdrowia wszyscy uznawali za naturalne, gdyż niski poziom publicznych wydatków na opiekę zdrowotną per capita sytuuje nas w ogonie krajów europejskich. Rok temu, na zakończenie Białego Szczytu, premier Tusk złożył publicznie obietnicę podniesienia składki zdrowotnej w roku 2010. Wprawdzie tylko o 1%, a potrzeba co najmniej 3%, ale środowiska medyczne uznały to za krok we właściwym kierunku. Wyglądało więc na to, że szefowa resortu zdrowia potrafi skutecznie bronić swoich racji.
Tym bardziej zaskakujące jest obecne stanowisko pani minister. Wszak podwyższenie składki jest dzisiaj jeszcze bardziej uzasadnione niż przed rokiem. Płace przestały rosnąć, bezrobotnych jest więcej, a dolar podrożał. Nadwyżka, która pozostała z lat poprzednich, może wystarczyć tylko na pokrycie tegorocznej dziury budżetowej NFZ. Przeto utrzymanie składki na poziomie 9% musi oznaczać zapaść publicznego systemu opieki zdrowotnej. To zła informacja nie tylko dla szpitali i przychodni, ale przede wszystkim dla pacjentów, którzy nie mają co liczyć na krótsze kolejki do specjalistów i krótsze oczekiwanie na deficytowe usługi.
Proponowane w zamian dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne można włożyć między bajki. Stać na nie będzie tylko najbogatszych, bo w czasie kryzysu większość ludzi z konieczności ogranicza wydatki. Na dodatek w prywatnych ubezpieczeniach tylko część składki idzie na leczenie, a więc publiczne szpitale na tym nie skorzystają.
Opieka zdrowotna w warunkach kryzysu wymaga szczególnych działań osłonowych państwa. To wynika z systemu wartości zawartych w naszej konstytucji, zwłaszcza zasady solidaryzmu. Dlatego niedotrzymanie słowa przez premiera będzie dzisiaj oznaczać dużo więcej.

Marek BALICKI

Archiwum