8 października 2009

Moje kontakty z Rheną Schweitzer-Miller

Wspomnienia, spotkania

Zamek Królewski w Warszawie. Prof. Kazimierz Imieliński przekazuje Rhenie Schweitzer-Miller dyplom honorowego prezydenta Światowej Akademii Medycyny im. Alberta Schweitzera. Obok stoi prof. Radzisław Sikorski 22 lutego 2009 roku, wkrótce po swej 90. rocznicy urodzin, Rhena Schweitzer-Miller zmarła w swoim domu w Los Angeles, CA, USA.
Jej prochy pochowane zostały na cmentarzu w Lambarene (Gabon, Afryka) obok grobu ojca Alberta Schweitzera i matki Heleny Schweitzer.
*
Od wielu lat byłem zafascynowany Albertem Schweitzerem – jego osobowością, ideami, humanitaryzmem, filozofią mądrości, humanizmu i pokoju. Jego duża fotografia wisiała na ścianie w gabinecie, w którym pracowałem. Był dla mnie legendą, jako niedościgniony wzorzec humanizmu i działalności lekarza. Człowiek, który będąc docentem uniwersyteckim, porzucił karierę naukową i zaczął studiowanie medycyny po to, aby nieść bezpośrednią pomoc ludziom cierpiącym w Afryce, którzy tej pomocy byli pozbawieni. Człowiek, który realizował to przez całe swoje życie. On – Wielki Biały Doktor z Dżungli…
Marzyłem o możliwości poznania go i uściśnięcia mu ręki.
*
Rhena Schweitzer-Miller była jedyną córką Alberta Schweitzera. Pracowała razem z nim w Lambarene, a po jego śmierci w 1965 roku kontynuowała działalność swego ojca w różnych częściach świata oraz była opiekunką jego spuścizny materialnej, a zwłaszcza szpitala w Lambarene.
Moje kontakty z Rheną rozpoczęły się w 1994 roku, gdy wysłałem jej informację, że – jako symbol humanizmu w medycynie – została wybrana Honorowym Członkiem Polskiej Akademii Medycyny. Odpisała, że przyjmuje to z wdzięcznością i czuje się jakby przygnieciona (overwhelmed) wielkością zaszczytu. Pisała też, że jest zainteresowana humanizacyjną działalnością Akademii, a zwłaszcza humanizacją postępu naukowego i technicznego w medycynie, na czym także koncentrował swą uwagę jej ojciec Albert Schweitzer.
Od tego czasu Rhena żywo zainteresowała się działalnością Polskiej Akademii Medycyny i przekazywała mi swoje przesłania, które były odczytywane przy otwarciu kolejnych sympozjów naukowych. Wyrażała swe zadowolenie, że myśli jej ojca, którego życie i praca były misją lekarskiego humanitaryzmu, są tematem naszych sympozjów.
W 1998 roku poinformowałem Rhenę, że zorganizowałem Światową Akademię Medycyny imienia Alberta Schweitzera składającą się z uniwersyteckich profesorów z 43 krajów (obecnie z 72). Między nimi znajduje się ponad 60% rektorów i dziekanów (obecnie 83%) oraz 17 laureatów Nagrody Nobla (obecnie 31). Rhena była zachwycona. Wyrażała przekonanie, że współpraca z tak doborową kadrą osobistości może mieć duże znaczenie na płaszczyźnie międzynarodowej w realizacji idei jej ojca, które nie utraciły swego znaczenia do dzisiejszego dnia. Cieszyła się, że w zakres zainteresowań Akademii wchodzi, oprócz humanizacji medycyny, rozwój człowieka ku człowieczeństwu, aktywność na rzecz pokoju i przeciwko broni nuklearnej oraz implementacja idei jej ojca w umysłach – zwłaszcza młodzieży. Akceptowała z wdzięcznością wybór na Honorowego Prezydenta Akademii oraz przesłała mi ulubioną melodię swego ojca, chorał „Ach bleib mit Deiner Gnade”. Melodię tę śpiewano w Lambarene na jego pogrzebie, a także w czasie każdej rocznicy jego urodzin.
Na moje zaproszenie, 12 maja 1999 roku w nocy, Rhena przyleciała do Warszawy, aby wziąć udział w sympozjum, którego współorganizatorem była Akademia nosząca imię jej ojca. Towarzyszyła jej córka Christiane z mężem. Gdy następnego dnia o godz. 18. Rhena przyjechała do mojego domu, ściskając jej dłoń na powitanie, byłem trochę wzruszony. Witałem przecież jedyną córkę legendy lekarskiego humanizmu…
Z Rheną spędziliśmy bardzo miły wieczór. Okazała się osobą szybko nawiązującą ciepły, bliski kontakt. Była bardzo skromna. Wnosiła powiew legendy swojego ojca, o którym dużo opowiadała. Urzekała prostotą zachowania, naturalnością, autentyzmem, wewnętrznym ciepłem i troską o innych ludzi. Podarowała mi prezent, pamiątkę po ojcu, który w dżungli Lambarene sam sporządził zeszyt i zapisywał w nim „złote myśli” dla swej jedynej córki. Patrząc na pożółkłe kartki papieru zapisane równym gotyckim stylem, oprawione w twardszy kartonik, przedziurkowane i przewiązane sznurkiem, przeżyłem wzruszenie. I to nie tylko dlatego, że był to zeszyt sporządzony własnoręcznie i zapisany przez Alberta Schweitzera w dżungli Lambarene, lecz także dlatego, że zdawałem sobie sprawę, jak cenną wartością był on dla Rheny. Ten właśnie skarb przywiozła mi w darze. Zeszyt ten pieczołowicie przechowuję do dziś. Następnego dnia Rhena wygłosiła na sympozjum referat o swym ojcu oraz jego nuklearnych koncepcjach z dzisiejszego punktu widzenia, a jej córka Christiane Engel podzieliła się swymi refleksjami o dziadku.
Od wyjazdu Rheny z Warszawy aż do końca jej życia prowadziliśmy ożywioną korespondencję. W sumie napisała 37 listów lub faksów w języku niemieckim lub angielskim, pisanych na maszynie lub komputerze, czasem ręcznie. Początkowo tytułowała mnie profesorem i podpisywała się pełnym nazwiskiem i imieniem, a później pisała „Dear Kazimierz” i podpisywała się „Rhena”.
W przekazywanych na moje ręce przesłaniach do uczestników kolejnych sympozjów pisała, że jest głęboko wzruszona, że tak wiele osobistości świata medycyny, z tak wielu krajów, zbiera się razem, aby deliberować nad ważnymi problemami oraz uhonorować jej ojca. Połączenie medycyny naukowej Zachodu z medycyną tradycyjną Wschodu uważała za niewątpliwy postęp.
Dużą uwagę przywiązywała do działań na rzecz pokoju i przeciwko broni jądrowej. Niebezpieczeństwo związane z bronią nuklearną było też największą troską jej ojca w ostatnich latach jego życia. Pisała, że ojciec troszczył się szczególnie o uświadomienie ludzi o zagrożeniu, jakie stanowi broń nuklearna nie tylko obecnie, ale i w przyszłości. Ojciec zmarł rozczarowany, że mimo swych wysiłków, nie osiągnął większych efektów w zakresie pokoju, nadal istnieje groźba użycia broni nuklearnej oraz nadal zbyt wiele konfliktów na naszym świecie rozwiązywanych jest przez użycie przemocy.
Rhena wykazywała szczególne zainteresowanie młodzieżą medyczną. Pisała, że wielką radość sprawia jej zainteresowanie młodych medyków jej ojcem, które wyrażali uczestnicy konkursów o życiu i dziele Alberta Schweitzera, organizowanych przez Akademię. Wzruszało ją, że ojciec nadal pomaga im w znalezieniu własnej drogi życiowej, co potwierdzali w nadsyłanych pracach. O tym, że je czytała, świadczy fakt jej natychmiastowej reakcji na błąd autora, który napisał, że Schweitzer był leworęczny.
Była zadowolona, że tematem jednego z sympozjów Akademii jest humanizacja opieki medycznej ludzi w starczym wieku. Pisała, że sama jest w starczym wieku i osobiście doświadcza, jak wielkim obciążeniem dla człowieka jest starość oraz jak wiele od niego wymaga, aby nadal zdolny był wieść sensowne życie. A przecież w naszych czasach liczba osób w wieku starczym staje się coraz większa.
W ostatnich latach pojawiły się niepokojące sygnały. Wyrażała smutek, że wprawdzie wybiera się do Lambarene na ważne posiedzenie, lecz będzie to chyba jej ostatnia tam podróż z uwagi na jej wiek i stan zdrowia. W następnym liście pisała, że ma trudności w chodzeniu i że okres podróżowania już przeminął. Ostatni list od Rheny wyraża troskę o moje zdrowie oraz życzenia dla mnie, mojej żony i synów. Znajduje się na nim jej ręczny dopisek „Jestem bardzo stara i mam trudności w zebraniu myśli i pisaniu. Proszę, wybacz mi”. To były ostatnie słowa Rheny do mnie.
Nie ma już Rheny, lecz żyje Ona nadal w sercach i umysłach. Żyje także jej dzieło – powiększanie Dobra na Ziemi poprzez niesienie pomocy innym ludziom. Bowiem to, co się zrobiło dobrego dla innych ludzi, nie umiera.

Kazimierz Imieliński

Prof. Kazimierz Imieliński – prekursor polskiej seksuologii, wieloletni kierownik Zakładu Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, założyciel Polskiej Akademii Medycyny, Akademii Wiedzy Seksualnej.

Archiwum