27 grudnia 2010

Terror Internetu

Paweł Walewski

Zapoznaj się z listą specjalistów i oceń, który z nich jest najlepszy. Coraz więcej pacjentów korzysta z tej zachęty i plotkuje na temat lekarzy w Internecie.
Pięć gwiazdek, cztery, jedna – od razu wiadomo, do kogo warto zwrócić się o pomoc, a czyj gabinet omijać z daleka. Nigdy nie byłem zwolennikiem tego typu rankingów. Choć zanim powstały w Internecie strony z gatunku „ZnanyLekarz.pl”, już wiele czasopism przyznawało trofea za najlepszą opiekę lub wyniki leczenia. Powstały nawet instytucje i fundacje, które pomagają redaktorom układać te klasyfikacje, sprawdzają parametry, potem wszystko zliczają, mnożą, dzielą przez wspólne mianowniki i lista rzekomo najlepszych szpitali trafia na łamy (a stosowny dyplom na ścianę w recepcji, aby pacjenci mogli mieć pewność, że znaleźli się we właściwym miejscu). Tego rodzaju metoda może być jednak zwodnicza. Jak wiadomo są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, przeklęte kłamstwa i statystyki. Akurat w medycynie podążanie za samymi liczbami prowadzi często na manowce.
Po to jednak powstały portale internetowe, abyśmy mogli korzystać z wolności. Skoro więc można anonimowo i bez konsekwencji wylać żółć na doktora, który nie okazał się cudotwórcą, nic nie powstrzyma pacjenta przed wyrażeniem swojej opinii. Komentarze na takich portalach są nie tyle opisem faktu, co subiektywnych uczuć i trudno z takimi wpisami polemizować. Czy warto? Pod niektórymi niepochlebnymi opiniami znalazłem wyjaśnienia lekarzy tłumaczących swoje decyzje, które nie przypadły do gustu autorowi. To desperacki krok, ale chyba konieczny. Wobec braku innych możliwości obrony tylko w ten sposób można ratować swoje dobre imię. Pojawia się jednak pytanie, czy w ogóle zaglądać na strony, gdzie pacjenci dyskutują między sobą o swych doświadczeniach? Przejmować się nimi, czy bagatelizować?
Żadna skrajność nie jest właściwa, ale zaryzykuję noworoczne życzenie, aby jednak od czasu do czasu lekarze czytali to, co sądzą o nich pacjenci. Wielu z nich prowadzi w sieci prywatne, nie zawsze etyczne wojenki, niemniej liczne wpisy dotykają nie tyle wiedzy fachowej (i tę ocenę warto pominąć, bo pacjenci z reguły nie mają podstaw, by ją kwestionować), co lekarskiego charakteru. I niektórzy naprawdę powinni wziąć sobie te opinie do serca, bo może nie przychodzi im do głowy, jak postrzegają ich chorzy.
Post Scriptum: Ponieważ nawet dziennikarz medyczny staje się czasem pacjentem, w tej roli zetknąłem się w jednej z prywatnych przychodni z chirurgiem. Ujął mnie swoim zachowaniem i troskliwością. Po powrocie do domu sprawdziłem na stronie ZnanyLekarz.pl, że wszystkie opinie na jego temat są entuzjastyczne.
A więc jednak nie zawsze jesteśmy świadkami paranoi!

Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum