9 lutego 2011

Akademia Ciechanowska doktora Jana Nielubowicza

W klinice chirurgicznej Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, prowadzonej przez profesora Tadeusza Butkiewicza, doktor Nielubowicz był opiekunem kółka chirurgicznego, do którego należeć mogli studenci po IV roku studiów medycznych.
Jako studenci dr. Nielubowicza byliśmy pod wrażeniem Jego charyzmatycznych wykładów, erudycji oraz entuzjazmu, z jakim podchodził do swojej pracy. Podziwialiśmy też jego stosunek do pacjentów i personelu. Stał się dla nas mistrzem i wzorem lekarza do naśladowania.
Gdy pod koniec roku akademickiego dr Nielubowicz zaproponował nam wyjazd na miesięczną praktykę do szpitala w Ciechanowie, przyjęliśmy to z wielkim entuzjazmem.
Każdego sierpnia w latach 1948-1950 w szpitalu powiatowym w Ciechanowie dochodziło do rewolucji. Wszyscy lekarze, z dyrektorem szpitala na czele, jechali na urlopy. Szpital, oprócz oddziału zakaźnego, obejmował we władanie dr Jan Nielubowicz wraz z grupą absolwentów i studentów po IV roku Akademii Medycznej. Tak powstała Akademia Ciechanowska – „zabawa” w prawdziwą klinikę.
W pierwszym roku doktorowi towarzyszyli studenci: Janina Białkowska, Barbara Modrzejewska, Kazimierz Olszewski i absolwent Wojciech Dlouchy. W następnym – do tej grupy, poza Wojciechem Dlouchym, dołączyli studenci Teresa Michałowska i Tadeusz Paliwoda. W kolejnym – studenci Danuta Stryhniewicz, Zbigniew Jeżewski, Andrzej Ruszczyc i dwaj koledzy z Poznania, według rozdzielnika MZ.
W szpitalu każdy z nas dostawał pod opiekę kilku chorych, na oddziałach: wewnętrznym, chirurgicznym i ginekologicznym. Do naszych obowiązków należało zbadanie i opisanie chorego według szkoły prof. Witolda Orłowskiego oraz prowadzenie go przez cały czas pobytu w szpitalu. Nasza praca rozpoczynała się poranną odprawą w gabinecie doktora, na której lekarz dyżurny sprawujący całonocny dyżur przedstawiał nowo przyjętych pacjentów i składał raport z przebiegu dyżuru. Nawet pomimo bardzo ciężkiego dyżuru nieogolony lekarz odsyłany był przez szefa do dopełnienia porannej toalety.
Potem był obchód, operacje i opatrunki. Wszystkie czynności wykonywaliśmy pod okiem doktora. Młodsi asystowali doktorowi przy operacjach, starsi absolwenci i lekarze niektóre zabiegi wykonywali z asystą pana doktora.
Po południu zawsze jedna osoba asystowała doktorowi w ambulatorium. Zgłaszali się chorzy z przeróżnymi dolegliwościami, wierząc, że lekarze z Warszawy im pomogą. Czasami czekali cały rok na przyjazd dr. Nielubowicza.
Doktorowi zawsze towarzyszyła jego „biblia”. Był to gruby kalendarz ze szczegółowymi opisami poszczególnych jednostek chorobowych i praktycznymi poradami przygotowanymi przez dr. Kazimierza Nielubowicza, urologa i chirurga, ojca naszego Mistrza, kiedy obejmował pierwszą samodzielną pracę na głuchej wsi wileńskiej, gdzie mógł liczyć tylko na siebie.
Wieczorami odbywały się w szpitalu posiedzenia naukowe, podczas których były dyskusje i referaty. Wszystko przebiegało w atmosferze koleżeństwa, zapału i humoru. Jeśli w czasie posiedzenia ktoś z nas powiedział coś ciekawego, to był nagradzany. Koleżanki dostawały słodycze, a koledzy dobre papierosy. Jakość nagród zależała od jakości wypowiedzi.
Pod koniec pobytu odbywał się zjazd naukowy. Zapraszani byli asystenci z kliniki prof. Butkiewicza oraz przyjaciele dr. Nielubowicza. W zjazdach uczestniczyli m.in.: dr Kistelska, dr Borkowska z mężem dr. Anusiakiem, dr Serini-Bulska z mężem, dr Marzinek, dr Szcześniak, dr Praszałowicz.
Wszystko przebiegało z wielką pompą. Na dworcu w Ciechanowie witała gości delegacja kolegów w białych rękawiczkach. Po powitaniu gości przewożono dorożkami do szpitala, tam czekał elegancki obiad przygotowany przez siostry zakonne, które prowadziły całą część gospodarczą szpitala. Po południu sesja naukowa, referaty i przygotowane przez nas demonstracje chorych. Szef wymagał, aby wszystko referowane było z pamięci. Jako jedna ze studentek do dzisiaj pamiętam: „Chory lat 49, przybył do szpitala z powodu silnego zażółcenia powłok ciała…”. Był to przypadek raka głowy trzustki.
Wieczorem wyprawiano bankiet, uświetniany występami gości. Dr Marzinek śpiewał cygańskie romanse, dr Szcześniak namiętne tango: „Jak pantera, co w złotej klatce lśni”.
Na pamiątkę każdy z uczestników dostawał kieliszek do wina z emblematem Akademii Ciechanowskiej.
Miesiąc spędzony w szpitalu w Ciechanowie był okresem wytężonej pracy, ale atmosfera koleżeństwa, życzliwości i humoru nie pozwalała odczuwać zmęczenia. Przy posiłkach i w wolnych chwilach prowadziliśmy z Mistrzem niekończące się dyskusje na tematy medyczne, etyczne i życiowe.
Nauczyliśmy się na całe życie szacunku, odpowiedzialności w stosunku do pacjentów i personelu medycznego oraz dobrze pojmowanego koleżeństwa i lojalności. Szef przestrzegał kolegów przed flirtami z pielęgniarkami na terenie miejsca pracy.
Akademia Ciechanowska była najwspanialszą szkołą medycyny, życia i etyki lekarskiej.
Powodem, dla którego dr Nielubowicz spędzał swoje urlopy w Ciechanowie, była możliwość zapoznania kształcącej się młodzieży z praktyką lekarską. Praca w ciechanowskim szpitalu umożliwiała mu też zdobycie pieniędzy na zakupienie i utrzymanie zwierząt laboratoryjnych potrzebnych do jego pracy habilitacyjnej.
Efektem wieloletniej wytężonej pracy bez chwili urlopu była habilitacja. I choroba. Odwiedzaliśmy Profesora w sanatorium w Zakopanem.
Nasz Mistrz pokonał chorobę i spełniło się Jego marzenie o wielkiej, prawdziwej klinice chirurgicznej o wielu profilach, między innymi pionierskiej transplantologii.

Janina Białkowska
Teresa Michałowska-Majlert

Archiwum